Cztery samoloty startujące ze wschodniego wybrzeża USA zostały jednocześnie przejęte przez małe zespoły porywaczy. Były one następnie wykorzystywane jako gigantyczne, kierowane pociski rakietowe, które uderzały w charakterystyczne budynki w Nowym Jorku i Waszyngtonie.
Pierwszy samolot uderzył w Wieżę Północną o godz. 08:46 czasu wschodniego (13:46 GMT). Drugi z porwanych samolotów uderzył w Wieżę Południową o godz. 09:03 czasu wschodniego (13:46 GMT). Budynki zajęły się ogniem, zatrzymując ludzi na wyższych piętrach i spowijając miasto dymem. W niecałe dwie godziny obie 110-piętrowe (ok. 440 metrów wysokości) wieże zawaliły się w potężnych kłębach kurzu, grzebiąc pracowników biurowych, strażaków, policjantów i ratowników.
O godz. 09:37 czasu wschodniego (13:46 GMT) trzeci samolot zniszczył zachodnią ścianę Pentagonu - gigantycznej kwatery głównej amerykańskiej armii położonej niedaleko stolicy USA, Waszyngtonu.
Czwarty samolot rozbił się na polu w Pensylwanii o godz. 10:03 czasu wschodniego (13:46 GMT) dzięki odwadze pasażerów, którzy podjęli walkę z porywaczami. Uważa się, że porywacze mieli zamiar uderzyć w Kapitol w Waszyngtonie.
W sumie 11 września 2001 r. aż 2977 osób (nie licząc 19 porywaczy) straciło życie, większość z nich w Nowym Jorku. Rannych zostało 6291 osób, a 26 nadal uważa się za zaginione.
Najmłodszą ofiarą była dwuletnia Christine Lee Hanson, która zginęła w jednym z samolotów wraz z rodzicami Peterem i Sue Hanson. Najstarszą z ofiar zamachów był 82-letni Robert Norton, który leciał innym samolotem ze swoją żoną Jacqueline. Oboje byli w drodze na ślub.
Kiedy uderzył pierwszy samolot, w wieżach WTC znajdowało się około 17 400 osób. Nikt nie przeżył powyżej strefy uderzenia w Wieży Północnej, ale 18 zdołało uciec z pięter nad strefą uderzenia w Wieży Południowej. Wśród ofiar znaleźli się obywatele 77 różnych krajów. Nowy Jork stracił 441 pierwszych ratowników.
Tysiące ludzi zostało rannych lub później rozwinęło choroby związane z atakami, w tym strażacy, którzy pracowali w toksycznych śmieciach.
Atali zaplanowała z Afganistanu islamska siatka ekstremistyczna zwana Al-Kaidą. Kierowana przez Osamę Bin Ladena Al-Kaida obwiniała Stany Zjednoczone i ich sojuszników za konflikty w świecie muzułmańskim. Porwania dokonało 19 osób, pracując w trzech zespołach pięcioosobowych i jednym czteroosobowym (w samolocie, który rozbił się w Pensylwanii). W każdej grupie był ktoś, kto przeszedł szkolenie pilotażowe w szkołach lotniczych w samych Stanach Zjednoczonych.
Piętnastu porywaczy było Saudyjczykami, takimi jak sam Bin Laden. Dwóch pochodziło ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, jeden z Egiptu, a jeden z Libanu.
Niecały miesiąc po atakach prezydent George W. Bush poprowadził inwazję USA na Afganistan - wspieraną przez międzynarodową koalicję - w celu wykorzenienia Al-Kaidy i ścigania Bin Ladena.
Jednak dopiero w 2011 roku wojska amerykańskie w końcu zlokalizowały i zabiły Bin Ladena w sąsiednim Pakistanie.
Domniemany organizator ataków z 11 września 2001 r., Khalid Sheikh Mohammad, został aresztowany w Pakistanie w 2003 roku. Od tego czasu jest przetrzymywany w areszcie amerykańskim więzieniu w Guantanamo na Kubie i wciąż czeka na proces.
Al-Kaida nadal istnieje. Jest najsilniejsza w Afryce Subsaharyjskiej, ale nawet teraz ma członków w Afganistanie.
Wojska amerykańskie opuściły Afganistan w tym roku po prawie 20 latach obecności, podsycając obawy wielu, że islamska siatka może powrócić. Wielu ekspertów rysuje taki scenariusz. Talibowie twierdzą, że to już nie jest możliwe. Świat sceptycznie na te zapewnienia patrzy.
Po zamachach bezpieczeństwo lotów na całym świecie zostało zaostrzone. W Stanach Zjednoczonych utworzono Administrację Bezpieczeństwa Transportu, aby wzmocnić bezpieczeństwo na lotniskach i w samolotach.
Oczyszczenie „Ground Zero” - miejsca upadłych bliźniaczych wież zajęło ponad osiem miesięcy. Na tym terenie stoi teraz pomnik i muzeum, a budynki ponownie wzniosły się w innym stylu.
Ukończony centralny element - One World Trade Center lub „Wieża Wolności” - stoi jeszcze wyżej (1776 stóp (541 m) niż oryginalna Wieża Północna, która miała 1368 stóp).
Odbudowa w Pentagonie trwała niecały rok, a do sierpnia 2002 r. personel wrócił do swoich biur.
Prezydent USA Joe Biden w rocznicę zamachów wezwał do jedności kraju. W wideo nagranym w przeddzień 20. rocznicy oddał hołd 2977 osobom, które straciły życie. „Szanujemy wszystkich, którzy zaryzykowali i oddali swoje życie w ciągu kilku minut, godzin, miesięcy i lat” powiedział Joe Biden.
Joe Biden rozpoczął sobotnią ceremonię o godz. 08:30 (12:30 GMT) w Nowym Jorku w miejscu, gdzie kiedyś stały bliźniacze wieże World Trade Center. Nie oczekiwano od niego żadnych przemówień. W swoim przemówieniu nagranym na wideo powiedział: „Niezależnie od tego, ile czasu minęło, te obchody boleśnie przywracają wszystko, jakbyś dostał wiadomość kilka sekund temu”.
„Nauczyliśmy się, że jedność jest jedyną rzeczą, która nigdy nie może się złamać” - dodał w przesłaniu prezydent Joe Biden.
W zamachach z 11 września zginęło sześciu Polaków. W jednym dniu Nowojorska Straż Pożarna straciła 343 funkcjonariuszy - najwięcej wśród wszystkich służb ratowniczych. Aż 75 remiz straciło przynajmniej jednego strażaka.
W szeregach Nowojorskiej Straży Pożarnej służyli wtedy również nasi rodacy. Stanisław Trojanowski, polski strażak, który 20 lat temu uczestniczył w akcji ratowniczej po zamachach terrorystycznych 11 września, powiedział w jednym z wywiadów: „Poszło do ziemi co najmniej dwudziestu chłopaków polskiego pochodzenia. Z pamięci mogę wymienić: Josepha Grzelaka, Scotta Kopytko, Billa Krukowskiego, Allana Tarasiewicza, Michaela Warchalę, Stanleya Smagalę. Byli także nasi o typowo amerykańskich nazwiskach, jak choćby Dennis Crossa”.
11 września 2001 r. amerykańscy marynarze, o tym się mówi mniej, ewakuowali łodziami i promami prawie 500 000 osób z południowego Manhattanu. To była największa morska ewakuacji w USA. Jednym z kapitanów łodzi był Richard Naruszewicz.
- Byłem kapitanem jednego z promów. To był całkiem nowy prom "The Finest". Był piękny dzień. Pracowaliśmy normalnie przy molo nr 11 przy Wall Street, w pewnym momencie dotarła do nas informacja, że samolot uderzył w jedną z wież WTC. Była wtedy godz. 8:46. Pływaliśmy po zatoce i dobrze widzieliśmy miejsce ataku. Dookoła pojawił się chaos, ludzie chcieli opuścić Manhattan. Molo do którego cumowaliśmy, nie mieściło wszystkich chętnych. W momencie zawalania się pierwszej wieży słyszałem przerażający i ogłuszający dźwięk. Po upadku drugiego dotarła do nas wielka chmura kurzu, betonu i różnych resztek budowlanych. Nie mogłem normalnie oddychać. Zajmowaliśmy się ładowaniem ludzi na prom a także wraz z ekipą wyławialiśmy ludzi, którzy za wszelką cenę chcieli się wydostać ze strefy zamachów i postanowili to zrobić wpław. Uratowaliśmy np. jedną z kobiet, która była w szóstym miesiącu ciąży. Byłem też świadkiem wielkiego chaosu, a uciekające kobiety zrzucały nam swoje dzieci. My je łapaliśmy i pakowaliśmy na prom odwożąc do Jersey City - wspomina w wywiadzie dla telewizji BBC.
Były prezydent USA George W. Bush 11 września 2021 r. przemawiał na uroczystości żałobnej w Shanksville w Pensylwanii. To on był urzędującym prezydentem w momencie ataków z 2001 r.
Zwracając się do tych, którzy są zbyt młodzi, by pamiętać ten dzień, George W. Bush powiedział, że „trudno opisać mieszankę uczuć, których wszyscy doświadczyli w tamtym czasie”. „Szok na zuchwałość zła i wdzięczność za bohaterstwo i przyzwoitość, które mu się sprzeciwiały”. "Świat był głośny od rzezi i syren, a potem cichł z brakującymi głosami, których nigdy więcej nie usłyszano”.
W następstwie ataków z 11 września 2001 r. jeden z najbardziej kultowych obrazów wyłonił się z improwizowanego przemówienia wygłoszonego przez niego podczas wystąpienia na Ground Zero. Bush odwiedził miejsce 14 września wraz z ratownikami, strażakami i policjantami. Stojąc na stosie gruzu, obok emerytowanego strażaka Boba Beckwitha, republikański prezydent wygłosił tak zwany „przemówienie megafonowe” - przemówienie, które przeszło do historii Ameryki.
„Chcę, żebyście wszyscy wiedzieli, że dzisiejsza Ameryka, dzisiejsza Ameryka klęka na kolanach, modląc się za ludzi, którzy tu zginęli, za robotników, którzy tu pracują, za rodziny, które opłakują zabitych" - powiedział wtedy Bush z megafonem w ręku. Gdy kontynuował swoje przemówienie, ludzie w pobliżu odkrzykiwali: „Nie słyszymy!”. „Słyszę cię! Słyszę cię! Reszta świata cię słyszy” - odpowiedział Bush. „A ludzie, którzy zburzyli te budynki, wkrótce nas wszystkich usłyszą”.
Włochy i Szwajcaria zmieniają swoje granice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?