Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"1920. Bitwa Warszawska" To była bitwa!

Urszula Bisz [email protected]
Przez kilka dni mieszkali w spartańskich warunkach. Chodzili brudni i nieogoleni. Spali w ubraniach i butach. Grupa białostoczan wystąpiła w filmie "1920. Bitwa Warszawska".- Musiałem przebiec ze sztandarem nad kamerą wartą 50 tys. euro i jej nie nadepnąć - opowiada Andrzej "Ząbek" Bieluczyk z Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Narew".

Przed rozpoczęciem zdjęć ludzie z produkcji kazali nam się nie golić - opowiada Zdzisław Pruszyński ze Szwadronu Kawalerii im. 10 Pułku Ułanów Litewskich w Białymstoku, który jako jeden z czterech białostockich kawalerzystów wziął udział w nagraniu filmu "1920. Bitwa Warszawska". - Okazało się, że mamy grać bolszewików. Kazali nam się ubrudzić. Musieliśmy się sponiewierać. Wyglądaliśmy tak, jakby ktoś nas przeżuł, a potem wypluł. Po dwóch dniach zdjęć nie trzeba nas było charakteryzować.

Pruszyński wziął udział w zdjęciach, które były nagrywane pod koniec sierpnia ubiegłego roku. Kręcone były duże sceny batalistyczne pod Komarowem, gdzie rzeczywiście w 1920 r. toczyła się największa bitwa kawaleryjska XX wieku. Jak wspomina nasz ułan, jej filmowa rekonstrukcja była naprawdę wielkim i niebezpiecznym wyzwaniem. Wzięło w niej udział około trzystu ludzi na koniach. Do starcia doszło na wzgórzu.

- Jechaliśmy wprost na siebie i nie wiedzieliśmy, jak się zachowają konie tych, którzy jadą z naprzeciwka - wspomina kawalerzysta. - Konie to przecież pół tony rozpędzonych mięśni! Do tego wszystkiego jeszcze lance, szable... Ryzyko było olbrzymie. Ale w końcu płacili nam za to pieniądze, więc nie było wyboru - śmieje się.

Kawalerzyści zjedli rekwizyty

W ramach anegdot z planu wspomina inną historię: - Staliśmy gotowi do sceny przemarszu wojsk sowieckich. Sporo czasu zajęły przygotowania. Strasznie nam się nudziło. W pewnym momencie zaczęło między nami chodzić kilku gości z kartonikami. Roznosili kiełbasę, chleb, żeberka, papierosy. Zjedliśmy. Koledzy zapalili. Po jakimś czasie pada hasło: jedziemy! Ruszyliśmy stępem. Nagle, kiedy już byliśmy przy kamerach, któryś z pomocników reżysera krzyczy: a gdzie są rekwizyty?! Okazało się, że tymi rekwizytami były... kiełbasa, żeberka i papierosy.

Myśmy to mieli w drodze pogryzać, jak oni filmowali. I trzystu ludzi na koniach musiało wracać. Minęła ponad godzina zanim przygotowali nam nowe rekwizyty.
Produkcja była bardzo kosztowna, ponieważ film kręcony był w technologii 3D. W związku z tym na planie było mnóstwo kamer. Część z nich znajdowała się na wysokich podnośnikach, a część leżała np. na ziemi obsypana piaskiem tak, by nie były widoczne dla oka widza.

- W jednej scenie musiałem przebiec ze sztandarem nad kamerą wartą 50 tys. euro! - opowiada Andrzej "Ząbek" Bieluczyk z Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Narew". - Musiałem grać, a jednocześnie starać się nie nadepnąć na tę drogą kamerę...

To jedna ze scen, którą mogliśmy zobaczyć jeszcze przed premierą filmu w zajawkach telewizyjnych i kinowych. Podczas niej ginie ksiądz Skorupko (grany przez Łukasza Garlickiego). Wtedy jeden z żołnierzy podnosi sztandar. To właśnie białostoczanin "Ząbek". Poza sceną ze sztandarem grał też w kilku innych, m.in. w okopach (nagrywanej na poligonie w Kazaniu). To właśnie tam miał możliwość poznać Nataszę Urabańską, która grała główną rolę kobiecą - Oli Raniewskiej, ukochanej i żony Jan Krynickiego, w którego wcielił się Borys Szyc.

Mieli kontakt z gwiazdami

Pracę z aktorką "Ząbek" wspomina bardzo dobrze. Jak mówi, Urbańska jest bardzo sympatyczną osobą. W żaden sposób nie wywyższała się nad statystami, czy epizodystami, do których on należał. Zdzisław Pruszyński zaś miał szansę zobaczyć na planie pracę Borysa Szyca.
- Dało się zauważyć, że aktor wcześniej brał lekcje jazdy konnej - podkreśla białostocki ułan.

Żeby "liznąć" filmowego świata białostoccy kawalerzyści i piechurzy musieli spełnić kilka warunków. Ci pierwsi musieli przede wszystkim mieć własnego konia ze wszystkimi niezbędnymi badaniami i dokumentacją. Dobrze też, jeśli zwierzę było przyzwyczajone do ekstremalnych sytuacji, jak np. wybuchy czy pożar. Chodź - jak śmieje się nasz ułan - po nagraniu filmu, większość koni, które brały w nim udział, oswoiła się już i nie reagowała na żadne hałasy.

Piechurzy zaś, by zagrać w filmie Hoffmana, musieli mieć przede wszystkim pełne umundurowanie z epoki. I sporo cierpliwości. "Ząbek" np. był wielokrotnie charakteryzowany do scen, gdzie grał rannego, poparzonego, a nawet rozerwanego na pół przez ładunek wybuchowy. Pruszyński zaś, by dobrze zagrać rolę bolszewika, prawie się nie mył, chodził kilka dni w tym samym ubraniu i spał w... butach. Bo gdyby po całym dniu nagrań zdjął oficerki, to następnego dnia rano nie byłby w stanie ich nałożyć na spuchnięte nogi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna