Gazeta Współczesna - wspolczesna.pl na Facebooku - wybierz "Lubię to". Będziesz na bieżąco
Czytaj też: Nowy pomysł na emeryturę
Justyna Trzonkowska na sali sądowej domaga się ponad 800 tys. zł odszkodowania za śmierć swojego męża Michała. To pierwszy przypadek tego typu roszczeń związanych z wypadkami z udziałem łosi w naszym województwie.
Michał osierocił trójkę dzieci. O istnieniu małej Michaliny nawet nie wiedział. Justyna o tym, że jest w ciąży, dowiedziała się trzy miesiące po wypadku. Dzieci z ciekawością pytają o tatę, kiedy przeglądają rodzinne albumy. Często do nich zaglądają.
Ich rodzinny dramat rozegrał się 26 marca 2010 r. Rodzina Trzonkowskich wracała do domu z urodzin siostrzeńca. Niespodziewanie wprost pod ich mazdę wybiegł łoś. Kierujący autem Michał zmarł następnego dnia rano. Całe życie Justyny zawaliło się w jednej chwili.
Opinie sąsiadów bolą
Justyna pozostała bez środków do życia. W trudnych chwilach pomagali jej rodzice. Tak jest zresztą do dziś. Młoda kobieta od początku nie mogła zrozumieć, dlaczego w feralnym miejscu nie było znaków ostrzegających przed zagrożeniem wtargnięcia zwierząt na jezdnię.
Po namowie prawników Justyna zdecydowała się walczyć o odszkodowanie za śmierć męża. Kobieta za tragedię obwiniła zarządcę drogi Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, Nadleśnictwo Rajgród oraz firmę ubezpieczeniową. Jej zdaniem doszło do tragicznego zaniechania związanego z brakiem znaków ostrzegawczych. Trzonkowska wnosiła o 818 tys. zł z tytułu zadośćuczynienia i odszkodowania oraz rentę w wysokości 3 tys. zł miesięcznie.
- Mam małe dzieci, które rosną, a razem z nimi potrzeby. Mój jedyny dochód to zasiłek rodzinny. Na początku nie chciałam zabiegać o odszkodowanie. Mój pełnomocnik uznał jednak, że mi się to należy po mężu - opowiada.
Dla Justyny bardzo przykre są opinie ludzi, którzy za plecami komentują jej życie.
- Teraz cały czas pomagają mi rodzice. Często słyszę, że dałam rodzicom pieniądze na remont domu, więc je mam. A to wszystko dzięki rodzicom. Tata ciężko pracuje za granicą. Prawie nie ma go w domu - mówi "Tygodnikowi Grajewskiemu" 23-letnia mieszkanka Popowa.
Walka wciąż trwa
Sąd Okręgowy w Białymstoku oddalił jednak żądania mieszkanki Popowa. W uzasadnieniu sąd podał, że "wypadek był efektem przypadkowego zbiegu okoliczności" oraz że "nie można czynić skarbu państwa odpowiedzialnym za każde wtargnięcia zwierzęcia, bowiem nie jest on w stanie tego kontrolować". Pełnomocnik Trzonkowskiej złożył apelacją.
- Wydaje mi się, że jest to pierwszy przypadek wnioskowanie o odszkodowanie w województwie, jeśli chodzi o wypadki komunikacyjne związane z łosiami. Wcześniej odszkodowań domagali się tylko rolnicy, którym zwierzyna zniszczyła uprawy - mówi Janusz Sulima, rzecznik SA w Białymstoku.
Rozprawa apelacyjna odbyła się w miniony wtorek. Białostocki sąd utrzymał wyrok sądu pierwszej instancji.
Teraz pełnomocnikowi mieszkanki Popowa przysługuje ewentualne staranie się o kasację wyroku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?