Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

2-letni Maciuś nie żyje. Zmarł po podaniu mu leków w szpitalu

Urszula Ludwiczak [email protected]
– Synek był naszym całym życiem, teraz tego życia już nie mamy – mówią rodzice chłopca, Małgorzata i Mariusz Pietkiewiczowie.
– Synek był naszym całym życiem, teraz tego życia już nie mamy – mówią rodzice chłopca, Małgorzata i Mariusz Pietkiewiczowie. W. Wojtkielewicz
- Po jakiś 10 minutach, gdy zajechaliśmy pod dom, patrzę, a z Maciusiem jest coś nie tak, zrobił się całkiem bezwładny, leciał przez ręce...

Gazeta Współczesna - wspolczesna.pl na Facebooku - wybierz "Lubię to". Będziesz na bieżąco

Dwuletni Maciuś zmarł po podaniu mu leków w suwalskim szpitalu. Prokuratura wszczęła już postępowanie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka. Wszystko zaczęło się 21 maja.

- Synka dzień wcześniej bolał brzuszek, nie chciał pić - opowiadają Małgorzata i Mariusz Pietkiewiczowie. - Pojechaliśmy do szpitala, do ordynator pediatrii, która znała nasze dziecko od urodzenia. Maciuś dostał kroplówkę i zalecenie, aby pokazać się na drugi dzień. W poniedziałek nadal brzuszek go pobolewał, w szpitalu znowu podłączono mu kroplówkę. Pani ordynator zbadała go i zleciła pielęgniarce, aby podała Maciusiowi dożylnie, razem z glukozą, lek rozkurczowy.

Lek podano i rodzina opuściła szpital. - Po jakiś 10 minutach, gdy zajechaliśmy pod dom, patrzę, a z Maciusiem jest coś nie tak, zrobił się całkiem bezwładny, leciał przez ręce - opowiada Małgorzata Pietkiewicz. - Natychmiast wróciliśmy do suwalskiego szpitala.

Tam wypadki potoczyły się już błyskawicznie. Dziecko zostało podłączone do pulsoksymetru. - Przy pobieraniu krwi spadła saturacja Maciusia, mąż natychmiast wziął go na ręce i pobiegł na oddział intensywnej terapii. Przez kilka godzin czekaliśmy tam pod drzwiami na jakąś konkretną informację - opowiadają rodzice. - Lekarze sami nie wiedzieli, co się mogło stać.

Gdy rodziców wpuszczono do synka, był nieprzytomny, podłączony do aparatury, ale jeszcze oddychał samodzielnie. Badanie tomografem nie wykazało większych zmian w mózgu. We wtorek rano Maciuś był już pod respiratorem. - Nie reagował na światło, bodźce - opowiadają zrozpaczeni rodzice. - Tylko serce mu biło. Lekarze stwierdzili jeszcze u synka zapalenie opon mózgowych, nie wiadomo skąd się ono wzięło. Kolejne badanie tomografem wykazało, że nastąpiła śmierć pnia mózgu. My jednak cały czas wierzyliśmy, że Maciuś się obudzi.

W sobotę 26 maja o godz. 20.55 jego serce przestało bić. Zrozpaczeni rodzice nie mogli uwierzyć w to, co się stało. - W poniedziałek złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury - opowiadają. - Chcemy poznać prawdę, dowiedzieć się, co się stało. Nie moglibyśmy inaczej żyć. Maciuś był dla nas wszystkim. Zabrano nam dziecko i nasze życie.

1 czerwca Prokuratura Okręgowa w Suwałkach wszczęła śledztwo w tej sprawie. Jak mówi jej rzecznik, Ryszard Tomkiewicz, śledczy sprawdzają, czy leki, które podano dziecku na oddziale pediatrycznym były właściwie dobrane. - Zabezpieczyliśmy dokumentację i przesłuchaliśmy lekarzy - wyjaśnia Tomkiewicz. - Czekamy teraz na wyniki sekcji.

Wewnętrzne postępowanie w sprawie prowadziła też dyrekcja szpitala. - Każdy zgon jest dla nas tragedią i jest szczegółowo analizowany, a już zwłaszcza śmierć dziecka - mówi Ryszard Skarżyński, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w suwalskim szpitalu. - Mamy już własne ustalenia w tej sprawie. Czekamy jeszcze na ocenę prokuratorską i wyniki sekcji. Za wcześnie na wyciąganie wniosków, czy konsekwencji wobec kogokolwiek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna