Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

2-letni Maciuś przestał żyć w Dzień Matki. Dostał zły zastrzyk w szpitalu? [REPORTAŻ]

Urszula Ludwiczak [email protected]
Maciuś  w kwietniu skończył dwa latka. Był radosnym, pogodnym dzieckiem.
Maciuś w kwietniu skończył dwa latka. Był radosnym, pogodnym dzieckiem.
Maciuś był naszym całym życiem i to życie nam teraz odebrano - mówią Małgorzata i Mariusz Pietkiewicz.
Maciuś  w kwietniu skończył dwa latka. Był radosnym, pogodnym dzieckiem.
Maciuś w kwietniu skończył dwa latka. Był radosnym, pogodnym dzieckiem.

Maciuś w kwietniu skończył dwa latka. Był radosnym, pogodnym dzieckiem.

Gazeta Współczesna - wspolczesna.pl na Facebooku - wybierz "Lubię to". Będziesz na bieżąco

Dwuletni Maciuś trafił dwa tygodnie temu, 21 maja, na oddział pediatryczny szpitala w Suwałkach z bólem brzucha. Kilka godzin później był już na oddziale intensywnej terapii, a 26 maja, w Dzień Matki, jego serduszko przestało bić. Rodzice chłopca do dziś nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Chcą wyjaśnić sprawę.

- Inaczej nie moglibyśmy żyć - mówią.

Był oczkiem w głowie

Maciuś był pierwszym i jedynym synkiem Małgorzaty i Mariusza Pietkiewiczów. Ich oczkiem w głowie. Urodził się 19 kwietnia 2010 roku.- U synka stwierdzono obniżone napięcie mięśniowe - opowiada Małgorzata Pietkiewicz. - Jeździliśmy z nim po wielu ośrodkach w Polsce, aby go jak najlepiej diagnozować. Ale wyniki badań metabolicznych i genetycznych były dobre. Maciuś był zdrowy, miał tylko to zmniejszone napięcie mięśniowe, na które radą była stała rehabilitacja.

I ta stała rehabilitacja od urodzenia chłopczyka się odbywała. Rodzice wozili synka do najlepszych ośrodków i lekarzy, stosowali różne metody. Podporządkowali temu swoje życie.

- Ale były efekty - opowiadają. - Synek nauczył się siedzieć, ostatnio zaczął stawać. Zachowywał się jak każde dziecko w jego wieku. Bawił się zabawkami. Był wesoły, radosny, pełen życia. Uwielbiał się bujać na huśtawce, kąpać się. Umiał dać cześć, przybić piątkę. A ostatnio fascynował się zabawą telefonem.

W maju Maciuś zachorował na zapalenie ucha. Nie chciało długo przejść, dostał antybiotyki. - W niedzielę, 20 maja, zaczął synka boleć brzuszek - opowiada Małgorzata. - Nie chciał nic pić. Zadzwoniliśmy do pani ordynator pediatrii w szpitalu. Znała ona naszego synka niemal od urodzenia, była naszym pediatrą. Wiedziała o nim wszystko. Lekarka powiedziała, abyśmy przyjechali na oddział.
Tu Maćkowi podano kroplówkę z glukozą i zalecono, aby przyjechać na kontrolę następnego dnia.

- W poniedziałek synka nadal ten brzuszek pobolewał. W szpitalu znowu podłączono mu kroplówkę. Pani ordynator zbadała go i zleciła pielęgniarce, aby podała Maciusiowi dożylnie, razem z glukozą, lek rozkurczowy - wspominają rodzice.
Lek podano i rodzina opuściła szpital.

- Po może 10 minutach, gdy zajechaliśmy pod dom, patrzę, a z Maciusiem jest coś nie tak, zrobił się całkiem bezwładny, leciał przez ręce - opowiada Małgorzata Pietkiewicz. - Natychmiast wróciliśmy do szpitala.

Oddychał tylkodzięki respiratorowi

Tam wypadki potoczyły się już błyskawicznie. Dziecko zostało podłączone do pulsoksymetru.

- Przy pobieraniu krwi do badań spadła saturacja (wydolność płuc - przyp. red.) Maciusia, mąż natychmiast wziął synka na ręce i pobiegł z nim na oddział intensywnej terapii - opowiada Małgorzata Pietkiewicz. - Tam przejęli go lekarze, my zostaliśmy wyproszeni.
Następne godziny to czekanie na jakąkolwiek informację.
- Lekarze sami nie wiedzieli, co się mogło stać - mówią rodzice.

Gdy w końcu wpuszczono ich do synka, był nieprzytomny, podłączony do aparatury, ale jeszcze oddychał samodzielnie. Badanie tomografem, wykonane w nocy z poniedziałku na wtorek, nie wykazało większych zmian w mózgu. We wtorek rano Maciuś był już pod respiratorem.

- Nie reagował na światło, bodźce, oddychał za niego respirator - opowiadają rodzice. - Tylko serce mu biło. Lekarze stwierdzili jeszcze u synka zapalenie opon mózgowych, nie wiadomo skąd. Zgodziliśmy się na pobranie płynu mózgowo-rdzeniowego, na posiew, ale potem też się okazało, że wynik był czysty.

Tymczasem kolejne badanie tomografem, w środę, wykazało, że nastąpiła już śmierć pnia mózgu, doszły obrzęki.
- Cały czas wierzyliśmy, że Maciuś się obudzi. Czuwaliśmy przy nim na zmianę, aby był ktoś przy nim, gdy tylko otworzy oczy - opowiadają rodzice dwulatka. - Tylko na noc wracaliśmy do domu, ale w szpitalu wiedziano, że gdy tylko coś się będzie z synkiem działo, mają natychmiast do nas dzwonić.

Telefon zadzwonił przed 6 rano w sobotę, 26 maja. Był Dzień Matki.

- Usłyszeliśmy, że Maciusiowi skaczą parametry - opowiada Małgorzata. - Natychmiast pojechaliśmy do szpitala. Synek był już bardzo słaby. Lekarze powiedzieli tylko, że już nic nie mogą zrobić. Siedzieliśmy przy Maciusiu cały czas. O godz. 20.55 jego serce przestało bić.

Małgosia jeszcze dwie godziny mogła zostać z synkiem. Mariusz musiał załatwiać formalności.
Mimo ogromnego bólu po śmierci synka, rodzice postanowili zająć się wyjaśnieniem tej sytuacji. W poniedziałek złożyli zawiadomienie do prokuratury.

- Początkowo nie myśleliśmy o sekcji, ale gdy ciągle nie było wiadomo, co mogło być przyczyną tego wszystkiego, a sekcja mogłaby nam w tym pomóc, zgodziliśmy się na nią - opowiadają. - Chcieliśmy tylko, aby badania odbywały się poza naszym województwem.
Przyczyn tragedii szuka prokurator i... szpital

Wyniki sekcji mają być znane za około dwa tygodnie. Jest nadzieją, że pomogą rozwiązać przyczynę śmierci chłopczyka.
- Myślimy, że brzuszek bolał go po tych antybiotykach, które dostał na zapalenie ucha - mówią Małgorzata i Mariusz Pietkiewicz. - Naszym zdaniem synek zmarł, bo podano mu w szpitalu nieodpowiedni lek i w nieodpowiedniej dawce.

Sama kroplówka pewnie by nie zaszkodziła. Ale leku rozkurczowego nie można podawać dzieciom z obniżonym napięciem mięśni. Lekarka na pewno nie zrobiła tego naumyślnie, ale nasze dziecko nie żyje.

Już 1 czerwca Prokuratura Okręgowa w Suwałkach wszczęła śledztwo w tej sprawie. Śledczy sprawdzają, czy leki, które podano dziecku na oddziale pediatrycznym były właściwie dobrane.
Ile czasu potrwa postępowanie, nie wiadomo.

- Zabezpieczyliśmy dokumentację i przesłuchaliśmy lekarzy - mówi Ryszard Tomkiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. - Czekamy teraz na wyniki sekcji. Na pewno trzeba będzie powoływać biegłych. Na razie nikomu żadnych zarzutów nie postawiliśmy.

Wewnętrzne postępowanie w tej sprawie prowadziła też dyrekcja szpitala.
- Każdy zgon jest dla nas tragedią i jest szczegółowo analizowany, a już zwłaszcza śmierć dziecka - mówi Ryszard Skarżyński, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w suwalskim szpitalu. - Bardzo nam jest przykro z tego powodu. Poprosiliśmy o wyjaśnienia lekarzy z oddziału, mamy już własne ustalenia w tej sprawie.

Poprosiliśmy też o niezależną opinię konsultanta wojewódzkiego ds. pediatrii. Czekamy jeszcze na ocenę prokuratorską i wyniki sekcji, pewnie będzie dalsze postępowanie sądowe. Musimy mieć pełny ogląd tego zdarzenia, poskładać wszystko w całość. Dlatego za wcześnie jeszcze na wyciąganie wniosków czy konsekwencji wobec kogokolwiek.

30 maja odbył się pogrzeb Maciusia.
- Cały czas nie możemy uwierzyć w to, co się stało. Że synka już z nami nie ma - mówią rodzice. - Chcemy znać prawdę i wiedzieć, co się stało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna