Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

3 tysiące rodzin zostało z niczym. "To było jedyne wyjście"

Helena Wysocka [email protected]
– Wystosowaliśmy do rady naczelnej petycję, aby PKPS pozostał – mówi Zofia Babkowska z Suwałk. – Podpisało ją kilkaset rodzin, które korzystały z pomocy organizacji.
– Wystosowaliśmy do rady naczelnej petycję, aby PKPS pozostał – mówi Zofia Babkowska z Suwałk. – Podpisało ją kilkaset rodzin, które korzystały z pomocy organizacji.
Ponad trzy tysiące suwalskich rodzin nie dostanie żywności, ani ubrań. Na drzwiach Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej wisi kłódka. - To było jedyne wyjście - tłumaczy Dariusz Gawiński, członek zarządu tej organizacji.

Ludzie są rozgoryczeni. - Nie ma pracy, dostajemy głodowe zasiłki i jeszcze likwidują placówki, które nas wspierały - mówi Zofia Babkowska, jedna z podopiecznych. - Niedługo w ogóle pozostaniemy bez pomocy.

Kilkanaście tysięcy długu

Suwalski oddział PKPS działał przez kilkadziesiąt lat. Rozdzielał wśród potrzebujących żywność, i ubrania. Ale nie tylko. Kilka lat temu, w baraku przy ulicy Noniewicza, prowadził też stołówkę.
- Można powiedzieć, że wraz z jej zamknięciem pojawiły się nasze problemy - dodaje Gawiński. - Organizacja przestała zarabiać.

PKPS został przeniesiony na Przytorową, nie miał magazynu. Zakupioną z funduszy unijnych żywność trzeba było dowozić z Białegostoku. Zaczęło brakować pieniędzy na działalność. Wiosną tego roku okazało się, że suwalski oddział ma kilkanaście tysięcy złotych długu.

- Rada naczelna PKPS nie była zainteresowana wspieraniem - mówi Beata Ordonowska, prezes suwalskiego stowarzyszenia. - Właściwie nikt nie chciał z nami rozmawiać. Musieliśmy podjąć decyzję o likwidacji.

Przynajmniej mieli co jeść

- Ludzie przychodzili skoro świt, godzinami czekali przed drzwiami komitetu, aby dostać konserwę, czy kilogram mąki - mówi Babkowska. - Dzięki temu mieli co włożyć do garnka. A teraz gdzie pójdą?
I przypomina, że kilka lat temu działalność ograniczył też suwalski PCK. Zajmuje się tylko krwiodawcami.

- Został nam jedynie Caritas - dodaje suwalczanka. - Ale on wszystkim nie pomoże.
Kobieta zebrała kilkaset podpisów pod petycją, aby działalność PKPS reaktywować. Pisma zostały przesłane do rady naczelnej oraz białostockiego stowarzyszenia.

- Nie mamy żadnego wpływu na to, co dzieje się w Suwałkach - wyjaśnia Alicja Hillo, dyrektor PKPS w Białymstoku. - Zajmujemy się swoimi podopiecznymi. Na pewno nie będziemy pomagali suwalczanom.
W radzie naczelnej dowiedzieliśmy się, że petycja jeszcze nie trafiła, więc "nie ma o czym rozmawiać".
- Sprawa jest już przesądzona - uważa jednak Gawiński. - Nie ma pieniędzy, ani ludzi do pracy, którzy chcieliby harować dzień i noc.

Nad zamknięciem PKPS-u ubolewa też Honorata Rudnik, naczelnik wydziału zdrowia Urzędu Miejskiego w Suwałkach. - To oczywiste, że im więcej takich organizacji, tym lepiej - mówi. I dodaje, że miasto nie ma wpływu na ich działalność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna