Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

76-latek: Nigdy nie byłem w sądzie. Mówią, że z siekierą biegałem. No i czego ten płotek stawiali?

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Zaraz za drogą jest jezioro. Każdy miał tam wcześniej nieograniczony dostęp. Helena i Jan Bondziulowie z wsi Reszki w gm. Bargłów Kościelny uważają, że sąsiadka to ograniczyła. - Tak nie powinno być - mówią.
Zaraz za drogą jest jezioro. Każdy miał tam wcześniej nieograniczony dostęp. Helena i Jan Bondziulowie z wsi Reszki w gm. Bargłów Kościelny uważają, że sąsiadka to ograniczyła. - Tak nie powinno być - mówią.
Jak sędzia głośniej do mnie powiedział, to aż podskoczyłem ze strachu - mówi Jan Bondziul. - Przez całe swoje 76-letnie życie nigdy nie byłem w sądzie. A teraz mówią, że z siekierą biegałem za sąsiadami.

Prokuratura oskarżyła starszego człowieka, o grożenie sąsiadce. Miał straszyć ją nawet pozbawieniem życia. A to są poważne zarzuty. Można za to trafić do więzienia. Podczas mowy końcowej prokurator zażądał ośmiu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata oraz nadzoru kuratorskiego. - To jeszcze zajęliby się moim wychowaniem? - dziwi się 76-letni Bondziul.

Sprawa ciągnie się już ponad rok i końca wciąż nie widać. Sąd pierwszej instancji Jana Bondziula uniewinnił. Prokuratura się jednak odwołała. Druga instancja nakazała wszystko rozpatrzeć raz jeszcze. Sprawa właśnie zaczęła się od początku.

Brak idealnej synchronizacji

- Już tak przez rok po tych sądach chodzimy i mamy prawdziwe piekło - mówi Helena Bondziul, żona Jana, osoba również w podeszłym wieku i również schorowana. - Czy to nasze państwo nie ma już przestępców do tropienia?

Bondziulowie mieszkają we wsi Reszki, w gminie Bargłów Kościelny. Od jeziora dzieli ich tylko droga.
- Zawsze do wody każdy miał dostęp - opowiadają. - Aż tu w ubiegłym roku sąsiedzi postawili płot. I teraz tam dojść nie można.
Bondziulowie uznali, że to nielegalna konstrukcja. Bo, jak twierdzą, widzieli mapki, na których ten teren zaznaczony był jako należący do skarbu państwa.
- To nie może tak być, że każdy zagradza sobie, co chce - mówią. - Chcieliśmy mieć jednak pewność, więc zaczęliśmy pisać do różnych urzędów.
Gmina odsyłała do starostwa, a to do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. Ten ostatni odpisał w końcu Bondziulom, że nie są stroną, bo ich działka bezpośrednio nie przylega do nieruchomości sąsiadów, więc informowani o niczym nie będą.

- Postanowiłam, że nie odpuszczę - mówi pani Helena. - Napisałam do Najwyższej Izby Kontroli.
Po pewnym czasie nadeszła stamtąd odpowiedź, że tego typu sprawy powinny być jednak wyjaśniane na lokalnym szczeblu. - No i tyle dowiedział się obywatel, który miał wątpliwości, czy coś dzieje się zgodnie z prawem - kwituje Helena Bondziul.

Mniej więcej w tym samym czasie jej mężem zainteresowały się organy ścigania. We wrześniu ubiegłego roku sąsiadka poskarżyła się, że starszy mężczyzna groził jej pozbawieniem życia. Mieli pokłócić się w kwestii ogrodzenia.

Ruszyła cała procedura - policja, prokuratura, przesłuchania. Wszystko przerodziło się ostatecznie w akt oskarżenia. Starszy, schorowany mężczyzna miał odpowiedzieć za dwa czyny. Jeden z września ubiegłego roku, a drugi... wcześniejszy - z kwietnia. Według prokuratora, groził sąsiadce pozbawieniem życia i wymachiwał siekierą.

- To jakieś dziwne - komentuje Jan Bondziul. - Czemu ta pani tego wcześniejszego zdarzenia od razu nie zgłosiła, tylko nagle o tym sobie przypomniała? W dodatku tego kwietniowego dnia nie było nas w domu. Byliśmy na rodzinnej uroczystości w Ełku.

Sprawą zajął się Sąd Rejonowy w Augustowie. W czerwcu tego roku uznał, że nie ma przekonywających dowodów winy starszego człowieka. Bo choć obciążały go zeznania sąsiadki i członków jej rodziny, jednak różnią się one od wcześniej złożonych oświadczeń pisemnych. Słowem - nie są specjalnie wiarygodne.

Bondziul został więc uniewinniony.

Prokuratur z tym się nie zgodził. W apelacji napisał, że "brak idealnej synchronizacji między zeznaniami świadków" niczego jeszcze nie dowodzi i na tej podstawie nie można uznać, iż Jan Bondziul jest niewinny.

Rozpatrywaniem apelacji zajął się Sąd Okręgowy w Suwałkach. Uchylił wyrok pierwszej instancji przede wszystkim ze względów formalnych. Bo, jak uznał, naruszone zostały przepisy postępowania karnego. Sąd nie mógł bowiem konfrontować zeznań z pisemnymi oświadczeniami. W zaleceniach znalazło się jednak też ponowne przesłuchanie niemal wszystkich świadków, w tym oskarżonego.

Proces ruszył więc w Augustowie po raz kolejny. Jan Bondziul przesłuchanie ma już za sobą. Niedługo przyjedzie czas na resztę, w tym jego żonę. Może pojawić się pewien problem, bo kobieta trafiła właśnie do szpitala i nikt nie wie, ile tam będzie przebywała.
Matka Boska drogą okrężną

- Kiedyś żyliśmy z sąsiadami zgodnie - twierdzą Bondziulowie. - Zaczęło się, jak oni ten dostęp do jeziora zagrodzili. Od tego czasu bez przerwy coś wymyślają. I tacy zrobili się na nas cięci. Nawet jak obraz Matki Boskiej był we wsi, to zamiast przekazać go nam, oddali innym ludziom. W końcu ten obraz do naszego domu trafił, ale okrężną drogą.

Jednak mieszkająca w Augustowie córka sąsiadki wszystko to widzi w zupełnie innym świetle. Jak mówi, boi się, że jej matce może stać się coś złego. Sąsiedzki konflikt, uważa, trwa znacznie dłużej niż od roku. O co poszło, do końca nie wiadomo. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że, po pierwsze, matka mogła ogrodzić działkę znajdującą się przy jeziorze, a po drugie - przypadki kierowania gróźb objęte aktem oskarżenia są tylko wierzchołkiem góry lodowej. Bo takich zdarzeń było znacznie więcej. Wszystkie awantury miał wszczynać krewki ponoć sąsiad.

Antoni Dębowski, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Augustowie, potwierdza, że ogrodzenie zostało postawione zgodnie z prawem.
- Gruntownie zbadaliśmy tę kwestię - mówi. - Ogrodzenie znajduje się na gruncie należącym do mieszkanki wsi Reszki. Jednocześnie zachowana została odległość półtora metra od jeziora, tak, aby każdy mógł przejść.

Inspektor przyznaje jednak, że nad samą wodą znajdują się chaszcze, więc i tak nikt tamtędy nie przejdzie.

Dużo nienawiści

Córka sąsiadki nie sądzi, by ten konflikt kiedykolwiek udało się zażegnać. Sprawy zaszły już bowiem za daleko.
Helena Bondziul nie wie z kolei, jak to dalej będzie.

- Strasznie tu u nas dużo nienawiści we wsi się pojawiło - przyznaje. - Ale nie można mojemu mężowi na siłę wmawiać czegoś, czego nigdy nie zrobił.
Rodziny nawzajem się obciążają. I nawet sądowy wyrok, który kiedyś-tam zapadnie, niczego pewnie nie załatwi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna