Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam i łowcy głów [FOTO]

Redakcja
Adam Guzowski zrobił sobie pożegnalne zdjęcie z ostatnimi "Łowcami Głów” plemienia WANCHO.
Adam Guzowski zrobił sobie pożegnalne zdjęcie z ostatnimi "Łowcami Głów” plemienia WANCHO.
Adam Guzowski z Łap wyjechał na dwa miesiące do Indii i spotkał się z łowcami głów. Opowiedział o tym Urszuli Krutul.
Obok: jeden z członków plemienia w miejscu, gdzie przetrzymywane są trofea wojenne – ludzkie czaszki.

Obok: jeden z członków plemienia w miejscu, gdzie przetrzymywane są trofea wojenne - ludzkie czaszki.

Kilka dni temu wróciłeś z Indii. Jak było?

- Pierwsza klasa. Zdecydowanie był to najlepszy wyjazd. Dwa miesiące i jeden dzień. Na początku był Bhutan, miejsce mało znane i fascynujące. Po trzech dniach już wiedziałem, że muszę tam wrócić. Było niesamowicie. Kiedy mnie żegnali, spotkała mnie niespodzianka. Oficjalnie zaproszono mnie do Bhutanu ponownie. Kiedy chcę, mogę wjechać do miasta. Bez zbędnych ceregieli, bez formalności.

A czym sobie na to zasłużyłeś?

- Męczeniem przewodnika pytaniami (śmiech). Byłem przygotowany, bo o Bhutanie już poczytałem wcześniej. A później pojechałem do... łowców głów. Ciężko jest ich znaleźć, ale ciągle są jeszcze takie plemiona. Udało mi się spotkać dziadków, którzy kilkadziesiąt lat temu ścinali głowy...

Ale podobno nie było łatwo...?

- Pierwszym problemem było pozwolenie. Tam nie da się wyjechać z marszu. Pozwolenie jest strasznie restrykcyjne. Musi być na nim minimum dwie osoby. Ja byłem sam. Kolejna rzecz - podróżuje się po tych terenach wyłącznie z przewodnikiem ustalonym z jakiegoś biura podróży. Ja nie miałem przewodnika. Oszczędność pieniędzy. Ale jedną rzecz miałem. Żeby dostać pozwolenie trzeba podać dokładnie swoją trasę - które wioski, które tereny chce się odwiedzić, jak chce się jechać. Dopiero na podstawie tego, wniosek jest rozpatrywany. Brak tego papierka znaczy, że jeżeli cię złapie policja to trafiasz do więzienia. Noszenie papierka jest ważniejsze, niż noszenie paszportu. Kolejny problem jaki się pojawił, o którym nie było napisane nigdzie, to fakt, że na pozwolenie trzeba czekać... 30 dni! A ja byłem nastawiony, że od 3 do 5 dni. Więc zaczęło się kombinowanie. I udało się. Nie chcę zdradzać w jaki sposób, ale dostałem oficjalne pozwolenie w ciągu 2 dni. Skserowałem je kilkanaście razy. Jak wjeżdżasz do miasteczka, to pierwszym miejscem jakie musisz odwiedzić jest posterunek policji. Najpierw składasz pozwolenie na posterunku, później w hostelu, a trzecie musisz mieć przy sobie, w razie gdyby policja zatrzymała cię i chciała wylegitymować. Było momentami niebezpiecznie, ale ja się nie zrażałem. Miałem swój cel. Jeździłem od wioski do wioski i szukałem łowców. Niektóre wioski są już tak skomercjalizowane, że za zrobienie zdjęcia wyciągali rękę po pieniądze...

O co pytałeś łowców głów?

- Na początku zadawałem zupełnie dziecięce pytania na zasadzie "co to jest to, a co tamto"? Rozmawiałem z nimi też oczywiście o procederze ścinania głów. Byli zafascynowani tym, że chcę poznać ich kulturę. Ich wnuki już się kompletnie tym nie interesują. Wprawdzie oni już nie działają, bo wg prawa w latach 60., 70. ubiegłego wieku zakazano tego procederu. Wtedy zostały ścięte ostatnie głowy.

A jak trafiłeś na ich ślad?

- Znaleźć ich nie było łatwo. Na początku trafiałem tylko na skomercjalizowane wioski... Aż w końcu powiedziano mi, że istnieje jeszcze jedna, w której mogę szukać. I że tam powinienem znaleźć też miejsca, w których trzymane są czaszki - trofea łowców głów. Wiedziałem, że są trzy wioski, w których nadal są trzymane czaszki. Ale 1 kwietnia było święto plemienia Konyak i oficjalnie dwie wioski pozbyły się swoich czaszek, wszystko wyrzuciły za przyjęcie Chrystusa. Jak się tego dowiedziałem, to ręce mi opadły. Szanse na znalezienie tej jednej wioski, która się jeszcze nie poddała działaniom misjonarzy, stały się zerowe. Tym bardziej, że czas mnie gonił i w tym czasie miałem już być w Bangladeszu, ale zrezygnowałem z niego. Udało mi się trafić na ślad wioski, która może być moim celem. Wchodziłem do niej zrezygnowany. Z przewodnikiem, który przeklinał niemiłosiernie, bo też już miał dosyć wędrowania. Między domami zobaczyłem starego człowieka z wytatuowaną twarzą, na szyi miał pełno kolorowych koralików, w uszach dwie dziury, a w nich dwa wielkie rogi. Do tego tradycyjna fryzura. Pomyślałem: "To jest on! Tych ludzi szukam". Zobaczył mnie i przyspieszył kroku. Pomyślałem: "Grunt to nie zbłaźnić się, schować aparaty. Na początek się tylko popałętać". Poszedłem do najwyższego rangą człowieka w wiosce, a on powiedział, że mogę sobie tu swobodnie chodzić i skierował mnie do ich morung - to jest taki dom rady starców, gdzie jest zakaz wstępu kobietom. Przed morung zobaczyłem słynne drzewo, na którym wieszano czaszki, a w środku... kilkunastu starych mężczyzn z tatuażami. Aż się wzruszyłem i nogi mi się ugięły, że w końcu po tylu dniach szukania znalazłem prawdziwych łowców głów. Oni też byli zdziwieni, że widzą białego człowieka. Najpierw ich obserwowałem, później oni zaczęli zadawać pytania - mój przewodnik zaczął im tłumaczyć, że studiuję plemiona. I powoli lody zaczęły się topić. Oni zaczęli śmiać się, szczypać mnie w rękę mówiąc, że mam skórę jak niedopieczony kurczak (śmiech). Nie pytałem jeszcze wtedy, czy mają czaszki. Zadałem za to pytanie, po którym się trochę zmieszali: "Czy wszyscy jesteście chrześcijanami. Bo widziałem kościół, nie macie też charakterystycznych strojów, tylko europejskie ubrania...?" Oni odpowiedzieli: "Tak. Ale my się nie poddamy!". I dodali, że dopóki żyje ostatni z nich, nie złożą broni i nie oddadzą czaszek. Wtedy się zaczęło. Wyjąłem aparat, zacząłem robić zdjęcia. Na początku niechętnie do tego podchodzili, ale jak zobaczyli zdjęcia na wyświetlaczu to chętnie pozowali. Opowiadali mi też o ścinaniu głów...

Jak to wygląda? Mieli zamówienia na konkretne osoby?

- Nie. To nie byli mordercy na zlecenie. Nie byli to łowcy złoczyńców. Tam, jak jeden drugiemu ukradł kawałek pola, pobił kogoś, to odwet brali przez ścięcie głowy. Oni nie pamiętają, od kiedy ścinają głowy. Tak robili ich przodkowie i tak oni robią. Ścinają głowy i zabierają je jako trofeum. Ponieważ to w głowie mieszka rozum, wzrok, słuch, smak - dla nich to coś magicznego. I dlatego głowy zabierają, a całą resztę zostawiają. Jak ktoś zginął z jednej wioski, to druga brała odwet. I tak to się toczyło. Oni nie znają takiej formy walki jak my - że się bijemy. Ścięcie głowy to był też rodzaj inicjacji. Nie mogłeś mieć żony, jak nie ściąłeś głowy. Byłeś nikim w wiosce, nie miałeś absolutnie żadnego poważania. Tam od małego dzieciak jest do tego przygotowywany i ma swoją maczetę. I umie się nią posługiwać. Jeżeli ściąłeś głowę, dostawałeś tatuaż na twarzy. I wtedy byłeś kimś w wiosce. Kiedy zabiłeś kolejną osobę, dostawałeś tatuaż na torsie. Później były naszyjniki w postaci małych główek. Można było dzięki temu policzyć, ile kto ściął głów. Opowiedzieli o procederze, że jak już ścięli głowę, to nabijali ją ze skórą, ze wszystkim na kaktus, ptaki wydziobywały mięso, i po kilu miesiącach zostawała biała czacha. I oni wieszali ją na drzewo i stawiali tablicę. Ale jak przyszedł misjonarz, to kazał im pozdejmować te czaszki. Ale tablice zostały. A czaszki zdjęte z drzewa przenieśli w inne miejsce. W dwumetrowym dole było ich ponad 200. Powiedzieli, że się ich nie pozbędą, nie wyrzucą ich. Rząd stwierdził, że wybuduje muzeum i wszystkie trofea tam wylądują...

Dziękuję za rozmowę.

Na podstawie tatuaży i ozdób można policzyć, ile ściętych głów mają na koncie...

Na podstawie tatuaży i ozdób można policzyć, ile ściętych głów mają na koncie...

Mężczyzna z plemienia TAGIN z kolekcją czaszek bawołów

Mężczyzna z plemienia TAGIN z kolekcją czaszek bawołów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna