Jeśli prokuratorskie postępowanie potwierdzi kradzież i fałszowanie kart drogowych, będzie to koniec kariery zawodowej, a może nawet uwięzienie dowódcy ełckiej Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej.
Aferę w Komendzie Powiatowej PSP wykryli w lutym br. przełożeni Wojciecha N. Dowódca zawieszony, czeka na finał w domu.
Powołano wewnętrzną komisję, którą zainteresowały częstsze wyjazdy wozów bojowych na stację benzynową.
- Pobrano więcej paliwa, niż zużyto potem na wyjazdy. Sprawę przekazaliśmy policji - mówi Jarosław Pieszko, rzecznik prasowy ełckich strażaków.
Komendant Mirosław Hołubowicz odsunął natychmiast od pełnienia obowiązków dowódcę Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Wojciecha N.
- Został on zawieszony w czynnościach służbowych do czasu wyjaśnienia sprawy. Ma zakaz przebywania na terenie komendy - potwierdza fakty sprzed trzech miesięcy komendant Hołubowicz.
Policja już zrobiła swoje. Sprawą zajmuje się teraz Prokuratura Rejonowa w Ełku.
- Prowadziliśmy śledztwo dotyczące paragrafu 271 kodeksu karnego, który dotyczy poświadczenia nieprawdy w dokumentach przez funkcjonariusza publicznego. Za taki czyn grozi kara więzienia do 5 lat - mówi Monika Bekulard, rzecznik prasowy ełckich policjantów.
Śledztwo w sprawie, a nie przeciwko osobie
Prokuratura sprawdza karty drogowe pojazdów pożarniczych od 2007 roku, tj. od czasu objęcia funkcji dowódcy JRG przez Wojciecha N.
- Toczy się śledztwo w sprawie, a nie przeciwko konkretnej osobie. Dopiero biegły sądowy ustali, jakie ilości paliwa nie były prawidłowo rozliczone w dokumentach. Potem będzie można mówić o popełnieniu przestępstwa - tłumaczy prokurator Ewa Orzechowska.
Wstępne wyliczenia strażackiej komisji wskazują na brak co najmniej 1600 litrów paliwa. 15 samochodów i 6 innych sprzętów z silnikami zużywa rocznie co najmniej 40 tys. litrów, a to kosztuje ok. 150 tys. zł.
- Z ustaleń wewnętrznej komisji komendy wynika, że to właśnie dowódca jednostki kazał swoim podwładnym ściągać paliwo do kanistrów. Pojemniki były składowane w magazynku jednostki - ujawnia szczegóły prokurator Ewa Orzechowska.
Wartość paliwa, które "wyparowało", to ok. 6 tys. złotych. Ile benzyny poszło w kanistry, a potem zniknęło z remizy, wykaże postępowanie biegłego.
Czekają, może fakty nie potwierdzą afery?
Karty pojazdów wypełniają sami kierowcy. Prokuratura ma już zeznania strażaków, którzy twierdzą, że to właśnie szef jednostki kazał im wpisywać w odpowiednie rubryki zawyżone ilości paliwa lanego do baków pojazdów bojowych.
Śledztwo może potrwać nawet kilka miesięcy. Do chwili zakończenia postępowania i ewentualnego postawienia zarzutów Wojciech N. nie będzie mógł wrócić do pracy. Pozostaje jednak w służbie.
- Zależy nam na szybkim wyjaśnieniu sprawy. Najlepiej, gdyby prokuratura i potem sąd nie potwierdziły naszych przypuszczeń - podkreśla delikatną materię strażackiej afery paliwowej komendant Mirosław Hołubowicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?