Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agencje towarzyskie w Białymstoku. Oni żyli z seksu

Izabela Krzewska [email protected]
Pod szyldem noclegowni prowadzili w Białymstoku cztery agencje towarzyskie. Szefowie zorganizowanej grupy przestępczej, czerpiącej zyski z prostytucji, stanęli przed sądem. Wraz z nimi ochroniarze oraz kobiety, bez których seksbiznes by nie istniał.

Na ławie oskarżonych zasiada 10 osób. Siedmiu mężczyzn i trzy kobiety. Zdaniem śledczych, przynajmniej przez 5 lat werbowali oni dziewczyny do pracy w agencjach towarzyskich, zapewniali im ochronę i mieszkanie. Nakłaniając je do prostytucji zarabiali na życie.

Prokuratura ustaliła, że gang prowadził cztery agencje towarzyskie: jedną w Fastach przy ul. Knyszyńskiej i trzy w Białymstoku: przy ul. Zwierzynieckiej, Włościańskiej i Wysockiego. Ta zorganizowana grupa działała przynajmniej od października 2006 r. do zatrzymania w marcu 2011 r. Kierował nią 55-letni Zygmunt K. oraz 35-letni Andrzej Z. Początkowo działali oddzielnie, by później połączyć siły i stworzyć seks-imperium. Ważną rolę w funkcjonowaniu nielegalnego biznesu odegrały trzy kobiety - z 28-letnią Moniką K. (konkubiną Zygmunta) na czele. W grupie była też 28-letnia Izabelą Sz. i 25-letnia Ewelina Ś.

Panie te, na polecenie szefów gangu, wynajmowały lokale pod agencje towarzyskie pod przykrywką fikcyjnej działalności gospodarczej, werbowały nowe dziewczyny, dzieliły zyski - tak uważa prokuratura. Oskarżonym postawiła poważne zarzuty: uczestnictwa i kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, kuplerstwa (ułatwiania uprawiania prostytucji), stręczycielstwa (nakłaniania do nierządu) oraz sutenerstwa (czerpania korzyści majątkowych z tej profesji). O ile w polskim prawie sama prostytucja nie jest karalna, to stręczycielstwo i sutenerstwo - tak i są zagrożone wieloletnim więzieniem. Proces gangu rozpoczął się w listopadzie br. w Sądzie Okręgowym w Białymstoku. Nikt z oskarżonych, z wyjątkiem jednego ochroniarza, nie przyznaje się do zarzucanych czynów. Wszyscy odmówili też składania przed sądem wyjaśnień.

Zarabiał 4 tys. zł za noc

Jeden z szefów gangu, 35-letni Andrzej Z., podczas śledztwa zapewniał prokuratora , że nie prowadził żadnej agencji towarzyskiej, a jedynie dostarczał do klubu w Fastach dziewczyny, za co dostawał pieniądze (1 tys. zł od głowy). Ponieważ prowadził bar, czasem naganiał też agencjom klientów.
- Zarabiałem średnio 2,5-3 tys. zł miesięcznie - mówił podczas śledztwa. - W okresach świątecznych, w Wielkanoc i Boże Narodzenie, jak przyjeżdżali klienci z zagranicy, to nawet 4 tys. zł za noc.

Do jego kieszeni trafiała połowa tego, co zarobiły kobiety. Śledczy ustalili, że wcześniej prowadził agencję towarzyską przy ul. Zwierzynieckiej. To on miał ustalać reguły pracy w agencji, czas pracy, wysokość stawek za poszczególne usługi seksualne oraz zatrudniać ochroniarzy, a także organizować współpracę z taksówkarzami. Najbardziej zaufaną osobą Andrzeja Z. była Magdalena L., na którą pod tym adresem zarejestrowana była firma Usługi Noclegowe "Ines". 34-letnia kobieta otrzymywała stałe, miesięczne wynagrodzenie z tego tytułu. Dorabiała też jako prostytutka. Tak zresztą poznała Andrzeja Z., który pracował niegdyś jako ochroniarz.

Postanowili pójść na swoje, założyli własną agencję. Powodziło im się nieźle. Magdalena L. za prowadzenie agencji i świadczenie usług seksualnych zarobiła ok. 117 tys. zł. Kobieta przyznała się do winy i poddała dobrowolnie karze. Wiosną tego roku usłyszała prawomocny wyrok w zawieszeniu, grzywnę oraz przepadek sumy uzyskanej z przestępstwa. Poszła na współpracę z organami ścigania i teraz zeznaje przeciwko Andrzejowi Z. Wyznała, że zastraszał ją i szantażował. 35-latek zaś nazywa ją przyjaciółką rodziny, która pilnowała jego dziecko, gdy wychodzili z żoną z domu. Andrzej Z. twierdzi, że nie ma pojęcia, dlaczego Magdalena obciąża go zarzutami.

Jestem z nimi zżyty i nie będę ich oczerniał

Do winy nie przyznaje się także drugi z głównych oskarżonych - Zygmunt K., który na pierwszą rozprawę został doprowadzony ze szpitala psychiatrycznego w Choroszczy. Przed prokuratorem 55-latek wyjaśniał, że nie działał w gangu. Twierdzi, że jedynie korzystał z garażu mieszczącego się na posesji agencji towarzyskiej przy ul. Zwierzynieckiej. Tam naprawiał swój samochód i czasem, na prośbę dziewczyn, wykonywał drobne prace naprawcze, kosił trawę itp.
- Ja jestem z nimi zżyty i nie będę ich oczerniał - zastrzegł Zygmunt K. - Przyjmowały tam sobie gości, ale nie miały żadnych ochroniarzy. Bywałem też u nich w domu. Czasem siedziałem w kuchni, wypijałem kawę i jechałem. Również korzystałem z wdzięków tych kobiet, ale to było po ich pracy i za obopólną przyjemnością i zgodą. Nigdy im za to nie płaciłem.

Jak ustalili śledczy, 55-latek prowadził agencję towarzyską od 2005 r. Najpierw przy ul. Wysockiego, a następnie Włościańskiej. W biznesie pomagała mu konkubina - Monika K. oraz dwie zaufane kobiety: Izabela Sz. oraz Ewelina Ś. Monika K. miała zajmować się wynajmowaniem pomieszczeń i werbowaniem kobiet do prostytucji. Wystawiała też fałszywe zaświadczenia o zatrudnieniu w jej rzekomej firmie. W ten sposób m.in. ochroniarzom, którzy pracowali w jej agencjach towarzyskich, ułatwiała uzyskanie kredytu bankowego.

Pozostałe dwie oskarżone na swoje nazwiska miały wynajmować i utrzymywać lokale, w których później działały agencje, przyjmowały kobiety i organizowały ich pracę.

- Każda dziewczyna, która tam pracowała brała pieniądze od klientów według własnych zasad. Nie było żadnych ochroniarzy. Jak był jakiś problem z awanturującymi się klientami, to dzwoniłyśmy do Zygmunta K., ale nie płaciłyśmy mu za pomoc - przekonywała śledczych Izabela Sz.
Ma ona średnie wykształcenie, nie ma dzieci, dziś jest na utrzymaniu rodziców. Monikę K. zna z ul. Wysokiego, bo razem tam pracowały jako prostytutki. Twierdziła, że zarówno Zygmunt K. jak i jego syn, Łukasz K., pomagali im w razie potrzeby w pracach gospodarczych, typu grabienie liści czy naprawa sprzętu.
Ewelina Ś. (podstawowe wykształcenie, panna, matka 7-letniego dziecka) również nie przyznała się do winy. W wyjaśnieniach składanych na etapie śledztwa opowiadała o swoim imprezowym stylu życia. Przynajmniej do 2009 r. Przyznała, że uprawiała seks, czasem również za pieniądze w budynku przy ul. Włościańskiej, który zresztą był wynajęty na jej nazwisko.

- To nie była agencja towarzyska, ale dom, w którym można było się pobawić - twierdziła 25-latka.
Młode i niekarane, w otoczeniu mężczyzn z kryminalna przeszłością (niektórzy karani wielokrotnie), zasiadły na ławie oskarżonych. Do sutenerstwa nie przyznaje się żaden z towarzyszących im ochroniarzy. Z wyjątkiem jednego - 43-letniego Piotra B. Zeznał on, że w agencji przy Zwierzynieckiej pracował od września 2010 r. Z więzienia wyszedł w marcu 2006, poznał Magdalenę L. i zaczął z nią pracować. Twierdzi, że zdarzało się, iż nie otrzymywał wynagrodzenia, ale mimo to pracował, byle tylko być obok Magdy. Bo się zakochał i planował ułożyć sobie z nią życie.
Kolejna rozprawa 20 grudnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna