Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ależ gada to Podlasie

Urszula Krutul
Mieszkańcy okolic Królowego Mostu byli niezwykle podnieceni tym, że wystąpią w filmie. W sierpniu 2010 r. wzięli udział w cerkiewnej procesji zwanej "krestnyj chod”
Mieszkańcy okolic Królowego Mostu byli niezwykle podnieceni tym, że wystąpią w filmie. W sierpniu 2010 r. wzięli udział w cerkiewnej procesji zwanej "krestnyj chod”
Już od sześciu lat cztery kobiety z pewnej podlaskiej wsi spotykają się co rano, żeby razem wypić kawę. W innej miejscowości zastanawiają się, czy warto budować most.
Ależ gada to Podlasie

Pewnego dnia na bagnie w Kruszewie zjawił się pewien mężczyzna i zaoferował pracującym tam robotnikom pomoc. Powiedział, że most, który budują powstanie za kilka dni. Pod warunkiem, że pierwsza osoba, która nim przejdzie, odda swą duszę siłom nieczystym. Robotnicy zorientowali się, że rozmawiają z diabłem. Zgodzili się jednak na jego warunki. Jak to z umowami i paktami bywa, przyszedł czas zapłaty. Robotnikom żal zrobiło się tego, kto przeszedłby pierwszy po nowym moście. Dumali, myśleli i wymyślili. Postanowili jako pierwszego puścić... ślepego konia. Diabeł odkrył fortel, wściekł się i postanowił ukarać ludzi za oszustwo. Ogłosił, że każdy wybudowany w tym miejscu most będzie stał jedenaście lat, a potem zostanie zniszczony przez wojny.

Pierwszy most zbudowano w 1903 r. W 1914 wybuchła I Wojna Światowa, podczas której został spalony. Następny most powstał w 1928 r. To, co po nim zostało po II Wojnie Światowej służy już tylko za punkt widokowy.

- Nie możemy dopuścić, żeby ten most został odbudowany - mówi ze śmiechem Michał Stankiewicz ze wsi Pieszczaniki. - Sami chyba rozumiecie dlaczego...

Legendę o moście Michał przypomniał w filmie. A właściwie w videoarcie. Michał tworzy w wielu dziedzinach: pisze sztuki teatralne, książki, działa na polu dziennikarskim i od niedawna filmowym.

Białostoczanie mieli już okazję zobaczyć 11 stworzonych przez niego historii, zebranych pod nazwą ":gada Podlasie". I "Most" jest właśnie częścią tego projektu, zrealizowanego w ramach stypendium prezydenta Białegostoku. Każda opowieść ma innego bohatera i mówi o innej podlaskiej miejscowości.

A wszystko zaczęło się od marzenia. Michał chciał opowiedzieć o historii swojej wioski Pieszczaniki, leżącej w okolicach Gródka.

- Jakieś 3 lata temu byłem na etapie robienia reportaży radiowych. I to też miał być reportaż - wspomina.

Jednak wyszło coś zupełnie innego. Powstało 11 filmików, tzw. videoartów, o mieszkańcach podlaskich wsi. To opowieści o zwykłych ludziach i ich zwykłych sprawach.

Kawa zawsze o tej samej porze i przedziwna opowieść o nutrii
W jednej ze swoich historii pt. "Kawka" Michał pokazuje - w formie ponad 3-minutowego videoartu przypominającego swoją konwencją teledysk - grupkę kobiet. Od sześciu lat Nina Bura, Maria Chlabicz, Danuta Browińska i Zenaida Chlabicz z miejscowości Rybaki codziennie spotykają się na kawie. Widzą się nawet w Boże Narodzenie i Wielkanoc. Na stole pełno jest przysmaków, a w kobietach - chęci na pogaduszki. Ale o czym rozmawiają, nie wiemy. Głos jest wyciszony, zastąpiony muzyką. Może to celowy zamysł autora, żeby nie obdzierać kobiet z prywatności?

Jednak już w kolejnym filmie "gadania" jest bardzo dużo. "Metaliczny dźwięk ogonków nutrii uderzających o siatkę" to jedyny videoart nakręcony w Białymstoku. Jego bohater, Arkadiusz Wasiluk, opowiada o szczwanym lisie i przebiegłych nutriach ze wsi Morze. I to właśnie nutrie stają się głównymi bohaterami tego filmiku.

- Ta historia wydarzyła się całkiem znienacka - zaczyna opowieść Arkadiusz.

We wsi Morze mieszkał Wania, majętny gospodarz. Miał wszystko, czego do życia na wsi potrzeba:

- Kury, konie, krowy - wylicza Arkadiusz. - Kaczki nawet miał wtedy i gęsi. Ale to różnie, w zależności od roku. I miał coś, czym nie mógł się poszczycić każdy. Miał nutrie. Wszyscy je podziwiali. Ale stała się rzecz straszna. Przyszedł lis...

Co się stało dalej? jeśli jesteście ciekawi, zobaczcie na www.gadapodlasie.pl. Tam znaleźć można wszystkie filmiki Michała.

Wśród jego 11 videoartów jest też opowieść o z pozoru zwyczajnych, ale tak naprawdę bardzo niezwykłych ludziach. Jan Karpowicz - bohater filmu "Kałakolczyk" jest żywą legendą Gródka i okolic. Kiedy grał na gitarze swój sztandarowy utwór, obawiano się o ściany remiz. Do dzisiaj nazywany jest właśnie Kałakolczykiem.

Dla nich byłem Miszką z chaty obok
Krestnyj chod to w liturgii prawosławnej procesja wokół cerkwi. Michał w swoim videoarcie pod takim właśnie tytułem zarejestrował odpust ku czci Świętej Anny, który odbywa się 7 sierpnia w Królowym Moście.

- Marzy mi się, by znajdować jakieś proste historie i na ich kanwie kreować mity - przyznaje Michał. - Film, w którym pokazuję krestnyj chod, jest właśnie takim mitem: powrotem do krainy dzieciństwa, bajecznej, mitycznej. Chodzenie dookoła cerkwi, to jakby krąg życia. Sam tworzę mit. Pomogło mi na pewno to, że ludzie, których filmowałem mnie znali. Nie byłem dla nich kolejnym dziennikarzem. Byłem Miszką z chaty obok, który coś robi, coś kręci. I myśleli: dlaczego mu nie pomóc?

Tak też pomyślał i Zbyszek Nasiadko. Postanowił pomóc Michałowi, opowiadając mu jedną ze swoich historii. Traktowała ona o tym, jak to 30 lat temu razem z kolegą, Edwardem Redlińskim, wybrał się tratwą śladem starych flisaków.

- Zaczęliśmy wyprawę w Strabli, ponieważ w tej miejscowości kupiliśmy tworzywo i tam był człowiek, który miał tę tratwę wybudować - opowiada Zbyszek.

Mężczyźni chcieli dopłynąć do Torunia. Po dwóch tygodniach jednak im się znudziło i... sprzedali tratwę pod Choroszczą.

W videoarcie "Tutaj" Michał ukazuje zaś miejsce martyrologii narodu białoruskiego. Mowa tu o wsi Popówka, która 3 czerwca 1943 roku została spalona przez hitlerowców, a jej mieszkańcy wymordowani. Zginęło 37 osób.

Miejsca te pokazuje Michałowi Daria Wilczyńska z Popówki. Kobieta dużo milczy i to jej milczenie jest bardzo sugestywne. W końcu dowiadujemy się, że jej ojciec był sołtysem dwóch wsi, w tym Popówki, i jako pierwszy został zamordowany przez hitlerowców.

- Powiem szczerze, że miałem problem ze znalezieniem odpowiednich historii - twierdzi Stankiewicz. - Takich do pokazania przy pomocy języka filmu. Z tym miałem największy kłopot, bo gawęda, opowiadanie, rozmowa to domena reportażu radiowego i prasowego. A tutaj miałem do dyspozycji kamerę i obraz. I tu pojawiał się konflikt. Bo z jednej strony miałem bohaterów prawdziwych, realnych, ale takich, którzy zupełnie nie potrafią mówić do mikrofonu. Większość tych ludzi to były osoby starsze. Nagrywałem ich historie, ale zobaczyłem, że to do niczego nie prowadzi. Strasznie musiałbym wszystko pociąć. I dlatego poszedłem w videoart. Poprzez videoart szukałem esencji, która była w tych opowieściach, mitach. I chyba udało mi się tę esencję znaleźć.

Na tych 11 historiach Michał nie chce poprzestać.

- Mam jeszcze kilka niepokazanych - przyznaje. - Niektóre były ciekawe, ale nie nadawały się do tego projektu. Wyszedłby z nich reportaż. Skończyłem dziennikarstwo i staram się uciekać od reportażu. Mam jeszcze kilka historii, które chciałbym sfilmować. Jest wśród nich m.in. opowieść o chłopie, który przywiózł z Afryki Murzynkę. Źle ją traktował i jego koledzy odbili ją. Może i na tę historię przyjdzie jeszcze czas?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna