Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Mucha: Pomyślałam sobie, że po 18 latach pracy warto jednak pójść do szkoły

Redakcja
Jak Anna Mucha utrzymuje idealną sylwetkę?– Ćwiczę, tańczę. Chyba się cieszę życiem po prostu – zdradza aktorka. Równocześnie zaznacza, że nie rezygnuje z jedzenia: – Uwielbiam włoską kuchnię. Jestem mięsożerną hedonistką, która lubi też słodycze.
Jak Anna Mucha utrzymuje idealną sylwetkę?– Ćwiczę, tańczę. Chyba się cieszę życiem po prostu – zdradza aktorka. Równocześnie zaznacza, że nie rezygnuje z jedzenia: – Uwielbiam włoską kuchnię. Jestem mięsożerną hedonistką, która lubi też słodycze.
Gdzie chciałaby umrzeć Anna Mucha? We włoskim supermarkecie! Kocha bowiem jedzenie. I taniec! Uważa, że wszystkiego w życiu trzeba spróbować. O swoich marzeniach opowiedziała Urszuli Krutul.

Twoja przygoda z tańcem zaczęła się od "Tańca z gwiazdami"...
- Tak. Nigdy wcześniej nie tańczyłam i należałam do osób, które raczej mocno się od tego dystansowały.

To dlaczego wzięłaś udział w tanecznym programie?
- Nie było to moim marzeniem. Aż do momentu, zanim się znalazłam na sali treningowej... Tak naprawdę spodobało mi się to wtedy, kiedy zaczęłam realnie brać udział w programie, kiedy przychodziły niedzielne występy...

A co Cię motywowało z odcinka na odcinek? Taniec, główna nagroda, czy może był to jakiś sposób na przełamanie siebie?
- Chyba najprędzej to, że właśnie przełamałam coś w sobie. Ale też nie każdy taniec był moim ulubionym (śmiech). Największy problem miałam z jivem. Nie znoszę tego tańca. W ogóle myślę, że w tańcach latynoskich kiepsko się odnajduję. Dużo bardziej pasowały mi standardy. Ale najfajniejsze było to, że taniec pomógł mi nabrać świadomości własnego ciała. To liczyło się dla mnie również z aktorskiego punktu widzenia. Taniec pomógł mi wyrobić sylwetkę, przełamać coś w sobie. Nauczyłam się chodzić, ruszać. I to było z mojego punktu widzenia bardzo kobiece i megaistotne.

A nie miałaś czasem ochoty rzucić tych wszystkich treningów? Kiedyś przyznałaś, że jesteś raczej leniwa...
- Nigdy nie mówiłam, że jestem leniwa. Przeciwnie. Uwielbiam być zajęta. Jestem pracoholiczką. Były, oczywiście, momenty, kiedy było ciężej, kiedy coś na przykład nie wychodziło. Ale ta radość, którą miałam z tańca, deklasowała to wszystko.

A czujesz się specjalistką od tańca?
- Nie! Absolutnie.

Bierzesz udział w tanecznej bitwie, nagrywanej w Białymstoku. Jesteś bojową osobą?
- Zdecydowanie! (śmiech) Taneczna bitwa, w której dziewczyny na parkiecie zmierzą się z chłopakami, to, moim zdaniem, miły event dodatkowy, który wiąże się z programem "You Can Dance". Najbardziej z tego wszystkiego cieszą mnie spotkania z ludźmi, którzy chcą się rozwijać. Wracając jeszcze na chwilę do "Tańca z gwiazdami". Tam najfajniejsze było to, że co tydzień próbowałam czegoś nowego. To samo znalazłam w dziewczynach biorących udział w bitwie. One tańczą na co dzień. Kochają to. To ich pasja. Udział w bitwie jest dla nich szansą, żeby liznąć choć trochę atmosfery programu "You Can Dance" i żeby mogły spróbować swoich sił. To jest fantastyczne. I dodatkowo nie jest obciążone żadnymi negatywnymi konsekwencjami, jakie występują na przykład w programie. Nikt nie wraca do domu, na nikogo nie będzie się specjalnie krzyczało czy musztrowało. Powiedziałam dziewczynom, że tak naprawdę najistotniejsze jest to, żeby widzowie widzieli, że one taniec kochają. Żeby widać było radość na ich twarzach. A to, jaki będzie wynik tej bitwy nie jest do końca takie ważne. One mają czuć, że wygrały same ze sobą.

Co jest najważniejsze w tańcu?
- Dla mnie osobiście? Radość. Emocje, wszystko to, co się przenosi obok kroczków, obok techniki tanecznej. Stąd też różnice zdań między mną a Michałem i Markiem (jurorzy "You Can Dance" - przyp. red.). Jestem przykładem tego, że tańczyć każdy może. I nikt nie może nam zabronić czerpania z tego radości. Jeżeli to nam sprawia przyjemność, to nie ma tu o czym dyskutować.

Powiedziałaś kiedyś, że popełniłaś w życiu najcięższy grzech. Grzech zaniechania...
- Powtarzam zawsze wszystkim, że mam jedno życie. Albo jeśli mam kilka, to obawiam się, że to może być ostatnie (śmiech). W związku z tym szkoda by było je zmarnować. A ja trochę zmarnowałam czas na to, żeby się dystansować. Tak naprawdę najfajniejsze rzeczy przeżywamy, kiedy dajemy sobie szansę na przeżycie czegoś, na emocje. Życie jest piękne, dlatego że nas zaskakuje.

Twoja obecność w show-biznesie zaczęła się bardzo wcześnie. To dobrze?
- Nie mogę tego oceniać. Moja kariera zaczęła się i już. Cieszę się, że zaczęłam w takim młodym wieku. Miałam 8 czy 9 lat. Dzięki temu miałam szansę na sprawdzenie, czy mi się to podoba, czy nie, czy się w tym odnajduję. Nie musiałam się determinować i określać od początku. Zawsze mogłam zrezygnować. Nadal mogę zrezygnować, bo mam dopiero 30 lat. Niektórzy ludzie w tym wieku swoją drogę dopiero zaczynają. Ostatnio na przykład pozwoliłam sobie wyjechać na rok do Nowego Jorku i zawiesić swoją karierę. Dlaczego? Miałam 27 lat i wiedziałam, że mam czas.

W Nowym Jorku też uczyłaś się aktorstwa...
- Tak, to prawda. Kocham to, co robię. Chciałam się rozwijać i spróbować w innych warunkach. To tak całkiem serio. A pół żartem, pół serio pomyślałam sobie, że po 18 latach pracy warto jednak pójść do szkoły (śmiech).

Właśnie. Kim jest Ania Mucha? Aktorką, wokalistką, tancerką, dziennikarką?
- Wokalistką jestem wybitną, wielkiego formatu (śmiech). Wiesz co? Jestem na pewno człowiekiem, który wie, że życie jest sumą spełnionych i wykorzystanych szans. Tak jak mówiłam wcześniej: mam tylko jedno życie!

b>A czego chcesz jeszcze spróbować?
- Jestem cały czas zawieszona w show-biznesie. I, oczywiście, tego chciałabym się trzymać. Miałam taki moment, że chciałam zająć się czymś innym - moje społeczne zaangażowanie przeniosło się na struktury polityczne. Troszkę się wtedy pomyliłam. Okazuje się, że polityka jest czymś, czym się pasjonuję i czym żyję, ale może niekoniecznie z wzajemnością. Mimo mojego zakotwiczenia w show-biznesie, nie zapominam też o tym, że jestem aktorką. I cieszę się, że inni też nie zapominają. To jest dla mnie w tym momencie bardzo istotne.

A pamiętasz, jak jako mała dziewczynka zaczynałaś swoją drogę aktorską?
- Pamiętam. Grałam w "Korczaku". To były poniekąd takie wakacje, przygoda. Coś, co pozwoliło mi się wyrwać z podstawówki. Ale z drugiej strony, kompletnie wtedy nie rozumiałam, dlaczego skoro już gram w filmie, to mam tylko jedną sukienkę w paski i jedną lalkę, i co to jest sierociniec? To było zderzenie takiego sielskiego dzieciństwa z historią, która odcisnęła piętno na nas wszystkich.

Powiedziałaś kiedyś, że mogłabyś umrzeć we włoskim supermarkecie. I że żyjesz po to, żeby jeść. Jak utrzymujesz sylwetkę?
- Tak. To byłaby piękna śmierć (śmiech). A co do sylwetki, to ćwiczę, tańczę. Chyba się cieszę życiem po prostu. Uwielbiam włoską kuchnię. Na pewno jestem mięsożerną hedonistką, która lubi też słodycze.

Czujesz się osobą kontrowersyjną? Jest jakieś tabu, świętość, którego byś nie złamała?
- Wiesz co? Tutaj odwróciłabym trochę pytanie. Wiele jest takich sytuacji, w których mojemu życiu towarzyszą fotografowie. Na pewno pewnym przekroczeniem granic jest robienie komuś zdjęcia w sytuacji megaintymnej, domowej albo drastycznej.

O czym marzy Ania Mucha?
- Oby tak dalej!

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna