- Mój pech, że nagle zrobiło się zimno i ojciec postanowił w tym piecu rozpalić - opowiada Maciej Ambrosiewicz, kierownik Muzeum Wigier w Starym Folwarku. - Huk był taki, że pewnie usłyszało go pół ulicy Kościuszki. Z pieca została sterta gruzu, komin też nie nadawał się do użytku. Ojciec złorzeczył na górników, bo myślał, że w węglu przypadkowo zawieruszyła się jakaś kostka dynamitu.
Później jednak poznał prawdę. Po pas nie sięgnął, ale próbował nastolatkowi przemówić do rozumu.
- Rób tak dalej, to skończysz na kopaniu żwiru w Sobolewie. Bo nawet zawodówki nie uda ci się zaliczyć - perswadował.
- A przecież byłem takim grzecznym dzieckiem - śmieje się Ambrosiewicz. - To anormalne, że jakieś szyby się posypały, gdy graliśmy w piłkę. Niestety, podwórka przy Kościuszki są trochę mniejsze, niż stadion na Wembley. Czy to moja wina, że miałem dobry łuk i strzała wleciała akurat komuś do mieszkania?
Jak sam ocenia, był niezłym uczniem. Kilka przedmiotów lubił, paru nie znosił. Pierwszą jego "dorosłą" lekturą było w "Pustyni i w puszczy".
- Akurat, to chyba druga klasa podstawówki, leżałem chory. Przeczytałem jednym tchem. Później też dużo czytałem - dodaje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?