Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Augustowianin od sześciu lat walczy o pieniądze za utratę zdrowia

Tomasz Kubaszewski [email protected]
– W majestacie prawa spotkała nas jedna wielka niesprawiedliwość – twierdzą Stanisława i Rafał Makarewiczowie z Augustowa.
– W majestacie prawa spotkała nas jedna wielka niesprawiedliwość – twierdzą Stanisława i Rafał Makarewiczowie z Augustowa. T. Kubaszewski
Jak przez kilka godzin coś w rękach potrzyma, skóra pęka mu do krwi. Ma też problemy z chodzeniem. Od sześciu lat walczy o rekompensatę za utratę zdrowia.

Byłem w pełni zdrowym, młodym człowiekiem - opowiada Rafał Makarewicz z Augustowa. - Teraz od sześciu lat jestem bezrobotny. Trudno mi o jakąkolwiek pracę, a już w swoim fachu szczególnie. A skończyłem wyższe studia - wydział elektrotechniczny na politechnice.

Syna w jego walce wspiera matka Stanisława. Jest nawet jego pełnomocnikiem.
- Uważamy, że należy się odszkodowanie w wysokości 700 tys. zł. - mówi. - To byłaby przede wszystkim rekompensata za zniszczone zdrowie, ale też utracone przez ostatnie lata zarobki.

Jednak Zbigniew Siergiej, prezes augustowskiego POM-u, płacić nie zamierza. - Jeśli ten pan stracił zdrowie, to na pewno nie w naszej firmie - mówi.

Nie nadajesz się, to już ci dziękujemy

Makarewicz, jako absolwent wyższej uczelni, w augustowskim Pracowniczym Ośrodku Maszynowym w Augustowie zatrudnił się w 2000 roku.

- Nie zarabiał dużo, a wykonywał pracę za wiele osób - zauważa matka.
Syn dodaje, że rzeczywiście zajmował się w praktyce różnymi rzeczami. Niemal jak zwykły robotnik. Miał do czynienia ze smarami, świetlówkami czy innymi niebezpiecznymi odpadami. I to przez to, jak sądzi, wziął się problem ze skórą na rękach. W dodatku, przewrócił się kiedyś na nierówności znajdującej się na terenie firmy. Od tego czasu z jego lewym biodrem jest coraz gorzej.

W 2008 r. wybrał się do lekarza. Otrzymał zaświadczenie, że powinien zostać odsunięty od pracy na obecnym stanowisku ze względu na uczulenie na niektóre substancje. Pracodawca uznał, że skoro tak, to może Makarewicza zwolnić. Takie jest prawo - nie nadajesz się ze względów zdrowotnych na stanowisko, które zajmowałeś, musisz odejść. Można oczywiście zaproponować takiej osobie inną pracę, ale obowiązku nie ma.
Ale prezes Siergiej twierdzi, że Makarewicz siedział praktycznie przy biurku i z niebezpiecznymi substancjami do czynienia nie miał.

Sąd po stronie silniejszego

Augustowianin postanowił więc walczyć o swoje. Wystąpił do sądu o odszkodowanie. Jednak miejscowa "rejonówka" jego pozew oddaliła. Bo wypowiedzenie było zasadne, a wnioskodawca nie potrafił udowodnić, że utrata zdrowia związana jest z byłą pracą. - W dzisiejszej Polsce jeśli nie masz pieniędzy na dobrego adwokata i stajesz przeciwko dużej firmie, to po prostu przegrywasz. Sąd opowiada się po stronie silniejszego i sprawiedliwości specjalnie nawet nie szuka - żalą się Makarewiczowie.

Makarewicz odwołał się do Sądu Okręgowego w Suwałkach. A ten wyrok uchylił i podzielił sprawę na dwie. Dodatkową, trzymiesięczną wypłatą miała zająć się "rejonówka", zaś odszkodowaniem za utratę zdrowia sąd okręgowy. Wszystkie procesy były pracownik POM jednak przegrał. M.in. dlatego, że w jednym z postępowań... zaginęło orzeczenie lekarskie o chorobie zawodowej. W styczniu 2009 r. wydał je Podlaski Wojewódzki Ośrodek Medycyny Pracy. Sąd uznał natomiast, że dysponuje jedynie "zaświadczeniem lekarskim". A to, zgodnie z przepisami, za mało.

- Poprosiliśmy sąd o wyznaczeniu adwokata z urzędu - opowiada Stanisława Makarewicz. - Sędzia odmówiła i napisała, że jako pełnomocnik dobrze sobie radzę. A potem w uzasadnieniu wyroku znalazło się zdanie, iż byłam "nieporadna".
Makarewicz postanowił się odwołać.

- Zatelefonowałam do sądu, żeby zapytać, kiedy jest ostatni dzień na wniesienie apelacji - dodaje matka mężczyzny. - Podano mi konkretną datę. Tego dnia rano syn zawiózł apelację. Wtedy dowiedział się, że termin minął dzień wcześniej.

Ta sprawa wałkowana była w różnych instytucjach przez wiele miesięcy. Pod koniec 2011 roku prezes Sądu Apelacyjnego w Białymstoku przyznał, że w tym przypadku procedury zostały naruszone. Bo nikt nie poinformował Makarewiczów, że mogą złożyć wniosek o przywrócenie terminu do złożenia apelacji.

- Pomyśleliśmy, że po takiej opinii będziemy już mogli złożyć odwołanie - opowiadają. - Nic z tego. Ani sąd w Suwałkach, ani w Białymstoku nie znalazł powodu, by termin przywrócić.

Stanisława Makarewicz pisała potem skargi, gdzie tylko się dało. Prokuraturę próbowała zainteresować działalnością sędzi, która nie dostrzegła ważnego dokumentu oraz fałszywymi zeznaniami jednego z przedstawicieli POM-u. Twierdził on, że Makarewicz żadnych prac fizycznych nie wykonywał. Choć inni pracownicy mówili co innego.
Prokuratura podstaw do wszczynania spraw nie znajdowała. M.in. dlatego, że podejrzewany o fałszywe zeznania pracownik nie został uprzedzony przez sąd o odpowiedzialności za tego typu postępowanie.

Sprawę badały już ministerstwo sprawiedliwości oraz prokuratura generalna.
- Co z tego, jak drogą służbową wszystko to wracało do kolegów z sąsiedniego pokoju tych, którzy kwestionowane przez nas decyzje wydawali?! - żali się Stanisława Makarewicz.

Kobieta dodaje jednak, że tej sprawy nigdy nie popuści. Będzie pisała dalej. Bo jej syn stracił zdrowie nie w knajpie czy podczas jakiegoś wypadku, lecz w pracy.
- To nie może być tak, że przez źle działające polskie instytucje nie sposób dojść sprawiedliwości - mówi.

Badania mogą być zafałszowane

Dzisiaj, po sześciu latach od zwolnienia z pracy, nie wiadomo nawet, czy Rafał Makarewicz ma formalnie chorobę zawodową, czy też nie. Bo orzeczenie z 2009 r. zostało zakwestionowane. Makarewicz trafił na kolejne badania do placówki w centralnej Polsce. Tam uznano, że na nic nie jest uczulony. Potem jego przypadkiem zajmowali się lekarze z wielu innych miejsc. Okazało się, że leczony sterydami organizm już na nic nie reaguje. Wyniki badań mogą być więc zafałszowane.

Pod koniec stycznia br. Podlaski Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Białymstoku nakazał ponowne rozpatrzenie sprawy. Ile to wszystko jeszcze potrwa, nikt nie potrafi przewidzieć.

- To złożony problem interdyscyplinarny - twierdzą o przypadku chorobowym Makarewicza fachowcy.

Bój toczy się o poważną stawkę. Bo jeśli zapadnie w końcu prawomocna decyzja, że mężczyzna ma chorobę zawodową, da mu to możliwość do wystąpienia z kolejnymi pozwami.

Pewne jest, że zdrowy nie jest. W ubiegłym roku ZUS wydał orzeczenie o stopniu niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym.
- Skąd się to wzięło? - pyta retorycznie Makarewicz. - Z powietrza?
Jakiegoś źródła zarobkowania szuka od kilku lat. Uczestniczy w szkoleniach prowadzonych przez urząd pracy, stara się sobie radzić. Jednak przy tak ograniczonych możliwościach, trudno mu cokolwiek znaleźć.

- Tak naprawdę od lat jest na moim utrzymaniu - mówi matka. - A emeryturę mam skromną. Ledwo wiążemy koniec z końcem. I to wszystko przez jedną wielką niesprawiedliwość, jaka Rafała spotkała.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna