Na wędrówkę na trzęsawiska trzypokoleniowa rodzina wybrała się w sobotę. Sześć osób wyszło z osady Dobarz i poszło czerwonym szlakiem w kierunku uroczyska Kobielne.
Ratunek spadł z nieba
Zmierzchało już, gdy zagubieni na bagnach ludzie zaalarmowali przez telefon komórkowy policjantów w Łomży. Ci zaś przekazali sprawę komendzie powiatowej w Mońkach.
- Doszliśmy do wniosku, że bezcelowe będą poszukiwania piesze. Poprosiliśmy o pomoc Komendę Wojewódzką Policji, a ta wysłała śmigłowiec. Szczęśliwym trafem swoją pomoc zaoferował leśniczy Eugeniusz Wilczewski - powiedziała Justyna Aćman, oficer prasowy w KPP w Mońkach.
Akcja ratunkowa była trudna, bo pilot nie zaryzykował lądowania na błotach.
- Ci ludzie stali przerażeni po pas w błocie. Helikopter obniżył lot i wtedy zeskoczyłem. Do suchego gruntu były dwie godziny marszu, ale oni i tak byli szczęśliwi z widoku człowieka, który spadł im z nieba - opowiada Wilczewski, który doskonale zna te okolice, bo to jego rodzinne strony i od 25 lat pracuje w tym terenie. Zanim nadeszła noc, wyprowadził sześć osób tylko sobie znanymi ścieżkami i grądami.
Ekstremalne doznania
- Tu nie ma co liczyć na punkty orientacyjne. Telefon komórkowy też nie wszędzie ma zasięg. Dawniej paliliśmy ogniska, by wyprowadzić wędrowców - mówi leśnik.
A noc na moczarach może dostarczyć ekstremalnych wrażeń. Suchego miejsca nie ma, komary tną, a gdy mgły oplotą szuwary, obok przechodzą łosie, dziki buszują w trzcinach, a wilki wyciem zwołują się na łowy...
Tym razem wszystko zakończyło się szczęśliwie. Koszty użycia śmigłowca poniosła policja.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?