Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Beata Z. z Hipolitowa: Spowiedź oskarżonej o dzieciobójstwo

Katarzyna Patalan-Brzostowska [email protected]
Uzależniona od alkoholu, chłodna uczuciowo, skupiona na sobie - taki obraz Beaty Z., oskarżonej o zabójstwo pięciorga swoich dzieci, rysują biegli psycholodzy i psychiatrzy.

Rok temu, pod koniec października 2012, cała Polska usłyszała o podlaskiej wsi Hipolitowo. Na jednej z posesji, w piwnicy stodoły i na strychu domu, znaleziono szczątki czwórki nowo narodzonych dzieci. Oskarżona o ich zabójstwo matka, 42-letnia dziś Beata Z., kilkakrotnie w toku śledztwa zmieniała zeznania. Kilka dni temu przed łomżyńskim sądem postanowiła opowiedzieć historię swego życia.

Obwinia nieżyjącego męża

- W życiu byłam szczęśliwa tylko raz, gdy urodził się Piotruś - rozpoczęła swoją opowieść Beata Z. - Synek zmarł po pięciu miesiącach. Już w dniu pogrzebu mąż mnie pobił. Cały czas się nade mną znęcał...

Piotruś zmarł w marcu 1991 r. Rok później przyszła na świat córka, dziś jest już pełnoletnia. Pojawiła się ona nawet na rozprawie sądowej, jednak skorzystała z prawa do odmowy składania zeznań. Beata Z., gdy na nią patrzyła, płakała.

- Gdy chodziłam z nią w ciąży, to mąż strasznie pił, nie oszczędzał mnie, musiałam wszystko robić w gospodarstwie. Gdy byłam w piątym miesiącu ciąży, zachorowałam na zapalenie płuc - opowiada. - Dwa tygodnie leżałam w szpitalu. Mąż odwiedził mnie tylko raz.
Jak twierdzi 42-latka, gdy urodziła się córka, mąż pił nadal i często ją bił. Wkurzał się, że dziecko sika.

- Gdy siedziała na suszarni w obsikanych rajstopkach, to bardzo się denerwował - opowiadała. - A w domu było zimno, nie było czym palić...
Dwa lata później rodzi się kolejny syn Beaty Z.. Dziś jest już pełnoletni. On także pojawił się na ostatniej rozprawie sądowej w Łomży. I tak jak starsza siostra, odmówił składania wyjaśnień.

- Jak był mały, to dwa razy miał zapalenie płuc - wspominała oskarżona. Narzekała na złe warunki mieszkaniowe, na biedę. Mąż wyjechał za granicę do pracy. Z wcześniej złożonych przez nią wyjaśnień wiemy, że to był 1998 r. Gdy mąż był we Włoszech, tylko cztery miesiące, a ona w tym czasie wdała się w romans z sąsiadem. I zaszła z nim w ciążę.

- Mąż, gdy się dowiedział, że jestem w ciąży, to wrócił. Powiedział, że nie będzie chował tego dziecka, że nie chce w domu żadnych bękartów - opowiadała. - Gdy zaczęły się bóle, prosiłam go, by wezwał karetkę. Nie zrobił tego. Zawołał teściową (mieszkała z nimi w osobnym mieszkaniu tego samego domu, zmarła w sierpniu ub. roku - przyp. red.) i ona odebrała poród i zabrała chłopca na swoją stronę. Wtedy mąż mnie pobił i zgwałcił - płacze 42-latka. - Dopiero potem teściowa przyniosła dziecko. Ubrałam je i położyłam w kuchni na tapczanie, a wtedy mąż zaczął chłopca dusić. Ja krzyczałam, żeby tego nie robił, ale on nie reagował. Kazał mi się ubrać. Poszliśmy na podwórko. Mąż wziął z okienka drut i kamień spod chlewika. Kamień położył na piersi dziecka, obwinął drutem. Kazał iść ze sobą nad staw oddalony od domu o około 300 metrów, tam wrzucił dziecko. Nie wiem, czy wtedy żyło - opowiada Beata Z.

Tymczasem we wcześniejszych wyjaśnieniach, składanych w postępowaniu przygotowawczym, ten jesienny wieczór z 1998 r. pamiętała zupełnie inaczej. Twierdziła, że urodziła chłopca w obecności męża (mąż zmarł w marcu 1999 r. - przyp. red.). i teściowej, że oni zabrali dziecko i nigdy jej nie powiedzieli, co się z nim stało. Przyznawała, że ma nadzieję, iż chłopiec żyje. Tą nadzieją podzieliła się nawet ze swoją córką, do której w grudniu ub. roku, już z aresztu, napisała list.

W liście do córki przyznała się do zabójstwa pięciorga dzieci. Wspomniała, by córka wzięła jej telefon komórkowy, bo jej już nie będzie potrzebny. Prosiła, by dziewczyna postarała się wpłacić jej raz w miesiącu 200 zł, bo ona nie wie, jak sobie tu (w białostockim areszcie - przyp. red.) poradzi. Pisze: wybaczcie mi proszę, kocham was, napisz co u chłopców (dwaj nieletni są w rodzinie zastępczej - przyp. red.), powiedz A., żeby do mnie napisał. Pod listem podpisała się: "mama". Gdy sędzia odczytywał te słowa, Beata Z. nie kryła łez.

Inna wersja w śledztwie, inna - w sądzie

Ale jak się okazało, kobieta kłamała nawet w liście do córki. W styczniu bieżącego roku zmieniła wyjaśnienia dotyczące narodzin chłopca w 1998 r., a na ostatnim posiedzeniu zrobiła to po raz kolejny. Dzisiaj o śmierć syna urodzonego w 1998 r. oskarża nieżyjącego męża. Do tego twierdzi, że w 2008 r. nie urodziła żadnego dziecka (wśród pięciu zarzutów, które usłyszała, mowa jest o zabójstwie dzieci urodzonych w 2000 r., 2003 r., 2008 r., 2010 r. i 2012 r. - przyp. red.). Aktualnie Beata Z. nie przyznaje się do zamordowania żadnego z nich. Przed sądem zeznała, że jedno dziecko zabił jej już nieżyjący mąż, troje zmarło niedługo po porodzie, a ostatnia dziewczynka, która przyszła na świat w czerwcu ub. roku, urodziła się martwa.

- Gdyby te dzieci żyły, to bym je chowała - tłumaczyła w sądzie. - Ja tych dzieci nie zabiłam. Nie udzieliłam im pomocy, bo się nie znam. Nie pochowałam, bo nie miałam za co. Nie wezwałam karetki, bo wstydziłam się, że biednie żyłam.

We wcześniejszych wyjaśnieniach Beata Z. przyznała, że ze swoim konkubentem sypiała niemal codziennie, nawet w czasie, gdy była w ciąży. Podkreślała, że partner wiedział o kolejnych ciążach, ale nigdy nie pytał, co się działo z dziećmi. Czasem mu wspominała, że poroniła, a on nie dopytywał, bo tak mu było wygodniej. Beata Z. wyznała, że jednocześnie sypiała z jego bratem, ale jest pewna, że wszystkie dzieci były konkubenta, bo jego brat (dziś też już nie żyje - przyp. red.) używał prezerwatyw. Ojcostwo konkubenta względem czworga dzieci, których szczątki odkryto jesienią 2012 r., potwierdziły badania DNA.

Podczas śledztwa Beata Z. opowiadała, że gdy w 2000 r. sama urodziła chłopca w domu, nożem odcięła pępowinę, ale nie zawiązała, bo nie potrafiła. Potem ubrała synka, nakarmiła, zaniosła na strych, położyła na stosie starych ubrań. Wróciła do niego jeszcze raz i go znowu nakarmiła, ale gdy poszła na strych następnego dnia, chłopiec już nie żył. Gdy latem w 2003 r. na świat przyszła dziewczynka, postępowała podobnie jak z chłopcem: odcięła pępowinę, ubrała, zaniosła na strych i tam zostawiła. W 2010 r. urodziła kolejnego chłopca. Twierdzi, że położyła go obok, owinęła kocem, poszła spać, a rano zorientowała się, że dziecko nie żyje.

"Może za mocno ścisnęłam kocyk?" - zastanawiała się. Podczas śledztwa wyznała, że ciało tego dziecka zaniosła do piwnicy w stodole, bo córka już była starsza, zaglądała na strych i była obawa, że znajdzie szczątki niemowląt. Jak wynika z wcześniejszych zeznań Beaty Z., ostatnie dziecko, dziewczynkę, urodziła ona w czerwcu 2012 r. Dziecko było sine, więc uznała, że nie żyje i od razu zaniosła je do piwnicy w stodole. 25 października ub. roku śledczym szczegółowo wyjaśniała, że wstydziła się kolejnych ciąż. Twierdziła, że mieszkańcy Hipolitowa jej dokuczali, śmiali się, że nie ma za co chleba kupić, a
zachodzi w kolejne ciąże.

Tłumaczy, że winna była bieda
O tych wstrząsających szczegółach kolejnych porodów Beata Z. przed sądem nie chciała mówić. Twierdziła, że nie pamięta konkretnych dat, nie pamięta, czy rodziła w dzień, czy w nocy. Podkreślała, że wszystkie dzieci umierały dopiero jakiś czas po porodzie.
- Dlaczego pani zmienia wcześniejsze zeznania, w których przyznała się pani do tych zabójstw? - pytał na ostatniej rozprawie Janusz Sobieski z Prokuratury Okręgowej w Łomży.

- Bo każdy na mnie naciskał, policjanci powiedzieli, żebym się przyznała, to szybko się to skończy - odpowiadała.
- Ale kłamała pani także w liście do córki w sprawie okoliczności narodzin chłopca w 1998 r. Dlaczego? - dopytywał oskarżyciel.
- Nie umiem tego wytłumaczyć - Beata Z. spuściła głowę.

Kobieta podkreślała, że żyła w ogromnej biedzie, że dzieci chodziły głodne, że najpierw bił ją mąż, a potem znęcał się nad nią konkubent. Że nie miała znikąd pomocy. Zgoła inny obraz wyłania się z zeznań kuratora i pracownika socjalnego. Ci zgodnie twierdzą, że w domu zawsze było co jeść, a konkubent pomagał rodzinie. Kolejna rozprawa w styczniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna