Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezpłodne małżeństwo oskarżone o handel ludźmi

Izabela Krzewska [email protected]
Oskarżona 25-latka na każdej z rozpraw sądowych cały czas płakała. Jej mąż był spokojny, jakby nieobecny.
Oskarżona 25-latka na każdej z rozpraw sądowych cały czas płakała. Jej mąż był spokojny, jakby nieobecny.
24-letni białostoczanin i jego żona za 20 tys. zł i samochód chcieli kupić rumuńskiego chłopczyka. Wszystko by się udało, gdyby nie interwencja personelu sokólskiego szpitala, w którym malec przyszedł na świat.

Gdy tylko chłopczyk się urodził, zaraz pobiegłem do sklepu i kupiłem mu czerwone buciki, ubranka i mleko, bo biologiczna matka nie chciała karmić piersią - opowiadał w czasie śledztwa oskarżony, 24-letni obywatel Polski obcej narodowości. - Po powrocie do szpitala trzymałem go na rękach. W myślach mówiłem: już cię kocham.

Radość z ojcostwa nie trwało jednak długo. Chwilę później został zatrzymany przez policję. Usłyszał zarzut handlu dziećmi. Taki sam zarzut postawiono też jego 25-letniej żonie. W środę przed białostockim sądem okręgowym zakończył się ich proces. Prokurator domaga się dla nich ponad 3 lat bezwzględnego więzienia.

Sami nie możemy mieć dzieci

- Nie chcieliśmy krzywdy tego dziecka. Chciałam je z mężem wychować jak własne... Chciałam być matką, kochać synka... - wyznawała płacząc i co chwilę wycierając oczy 25-letnia kobieta. - Sami nie możemy mieć dzieci i pewnie już nigdy nie będziemy mieli.

Oboje od wielu lat bezskutecznie leczą się z bezpłodności. Byli po dwóch zabiegach in vitro. Żadna próba się nie powiodła.

- Lekarze nie dawali nam żadnych szans. Ale musieliśmy żyć dalej. Wszystko zależało od Boga - wyjaśniał mąż.

Sąd musiał odczytać protokoły z jego wcześniejszych zeznań, gdyż mężczyzna przyznał się do winy, ale skorzystał z prawa do domowy wyjaśnień. Siedząc na sali sądowej był spokojny, jakby trochę nieobecny.

Rumun ma już kogo kochać

Z zeznań 24-latka wynika, że latem 2011 r. do drzwi jego domu zapukał Rumun, któremu towarzyszyła 9-letnia dziewczynka. Prosił o pomoc finansową. Tłumaczył, że on i jego rodzina żyją w nędzy, że żona żebrze na ulicy. Para ulitowała się nad przybyszami. Dziewczynce dali słodycze, a ojcu drobną sumę pieniędzy. Od tej pory rumuńska rodzina często pukała do ich drzwi z prośbą o wsparcie. Pewnego dnia Rumun miał wyznać, że jego żona znowu jest w ciąży.
- Mówił, że jak chcemy, to może nam oddać to dziecko, bo wie, że dobrze się nim zaopiekujemy. Że on już ma wiele dzieci, i ma kogo kochać... - relacjonował oskarżony. - Serce mi urosło, że mogę mieć dziecko. Chodziłem jak w skowronkach.

Jego żona zaopiekowała się ciężarną Rumunką, zaprowadziła ją do ginekologa, dawała pieniądze na jedzenie. Gdy przyszedł moment rozwiązania, zawieźli kobietę do białostockiego szpitala. To był fałszywy alarm, ale przy okazji wyszło, że przyszła matka nie jest ubezpieczona. Wtedy wpadli na pomysł, aby zabrać ją do innej placówki i podać swoje dane osobowe. Pojechali do szpitala w Sokółce i zarejestrowali rodzącą na nazwisko oskarżonej, a jako ojca podali oskarżonego.

Zgubiła go czułość

Chłopczyk przyszedł na świat pod koniec stycznia 2012 r. Niewiele brakowało, a prawda o jego biologicznych rodzicach nigdy nie wyszłaby na jaw. Zadecydowały gesty... Personel szpitala podejrzliwie patrzył na wyrazy czułości, jakimi szczęśliwy mężczyzna podający się za ojca dziecka obdarza nie kobietę, która to dziecko urodziła, a jej... opiekunkę (oskarżoną). Pielęgniarki i lekarze zadzwonili na policję.

Na początku 24-latek nie przyznał się do winy. Twierdził, że to on jest ojcem. Tylko że chciał, by ciężarna Rumunka mogła skorzystać z bezpłatnych świadczeń zdrowotnych, więc podał dane swojej siostry (w rzeczywistości żony). Kiedy usłyszał zarzuty, wyznał prawdę. Jednak ani on, ani jego żona nie przyznali się do innych zarzucanych im prób kupna dzieci. Tymczasem śledztwo wykazało, że bezpłodne małżeństwo już wcześniej chciało sobie "sprawić" potomka. Dwa razy mieli nakłaniać do sprzedaży dziecka obywateli Rumunii, a raz - Polkę. W jednym z przypadków chodziło nawet o już całkiem dużego, bo 9-miesięcznego chłopczyka.

Chcieli dać chłopcu normalny dom

Zdaniem prokuratury, oskarżeni wykorzystali trudną sytuację finansową żebrzących Rumunów i nakłonili ich do sprzedaży dziecka. Przekazali im 1,2 tys. zł na pokrycie kosztów noclegów i wyżywienia do czasu rozwiązania. Za dziecko zaś mieli im zaoferować 20 tys. zł i samochód (wart co najmniej 3 tys. zł).
Oskarżony 24-latek przekonywał sąd, że propozycja wyszła nie od nich, a od rumuńskiego małżeństwa. Nikt nie mówił na początku o pieniądzach. Dopiero później Rumun miał zażądać samochodu i gotówki.

- Wiedziałem, że może kiedyś przyjść i szantażować, za nieujawnienie prawdy. Ale nie myśli się o tym, kiedy trzyma się niemowlę na rękach... - zeznawał białostoczanin.
O ile wierzyć jego słowom, razem z żoną chcieli dać chłopcu normalny dom. Chcieli uchronić malca od nędzy lub porzucenia w szpitalu. Taki bowiem los spotkał, jak twierdzą, dwójkę urodzonych wcześniej dzieci rumuńskiej pary.

Prokurator Joanna Dąbrowska twierdzi, że mimo pozornie dobrych intencji oskarżeni skrzywdzili swoje ofiary.

- Niewątpliwie obdarzyliby to dziecko miłością. Ale to nie wszystko - podkreślała w środę w mowie końcowej. - Uzyskanie dziecka w drodze transakcji handlowej poniża jego godność. Czynność ta pozbawiona zostaje też ingerencji sądu, który bada interes dziecka. Poza tym oskarżeni nie są jedyną parą, która nie została obdarzona darem rodzicielstwa. Ale tak jak wszyscy mogli przystąpić do procedury adopcji. To wiedza na tyle powszechna, że trudno uwierzyć, iż oskarżeni nie mieli jej świadomości.

Handel ludźmi jest zbrodnią i grozi za to kara minimum 3 lat więzienia. W stosunku do oskarżonego prokurator wnosi o karę łączną 3 lat i 8 miesięcy pozbawienia wolności (odpowiada również za podrobienie polisy). Dla jego żony żąda 3,5 roku więzienia.

W środę sąd poinformował strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu z handlu ludźmi na organizację nielegalnej adopcji. Takie rozwiązanie poparł obrońca oskarżonych: - Złamali prawo, ale należy się zastanowić, jaka była społeczna szkodliwość ich czynu - mówił mec. Jan Oksentowicz. - Czy chcieli źle dla dziecka, które prawdopodobnie pozostawione byłoby w szpitalu? Ojciec żebrał po domach, zabierając córkę, aby wzbudzać większą litość. Jego żona żebrała z synem pod kościołem. Kolejne dziecko dla tej rumuńskiej rodziny było dopustem bożym, a dla moich mocodawców - szczęściem.

Intencje oskarżonych oraz okoliczności sprawy dają, jego zdaniem, podstawy do nadzwyczajnego złagodzenia kary.

- Wiemy, że zrobiliśmy źle i musimy ponieść tego konsekwencje - kajał się oskarżony. - Chcemy powiedzieć, że jeśli będzie taka możliwość, będziemy się starać o adopcję tego chłopca. Ale nie wiemy gdzie jest...

Nie wie też tego prokuratura. Żadna z osób nakłanianych rzekomo do sprzedaży swoich dzieci nie stawiła się w sądzie. Rodzice chłopczyka urodzonego w sokólskim szpitalu wraz z synkiem "rozpłynęli się w powietrzu". Białostocka prokuratura również im przedstawiła zarzuty handlu dziećmi. Obecnie jest ono zawieszone.

- Co roku mamy informacje o kilkunastu przypadkach handlu dziećmi w Polsce - mówi Irena Dawid-Olczyk prezeska Fundacji Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu "La Strada". - Problem ten dotyczy głównie grup romskich. Spora część dzieci żebrzących z kobietami na ulicach to nie są ich dzieci biologiczne, tylko ofiary handlu ludźmi.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna