Policjanci twierdzą, że bezskutecznie próbowali zainteresować sprawą augustowskie służby weterynaryjne, leśników i drogowców.
- To nie mieści się w głowie! - komentuje Łukasz Balcer, prezes suwalskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - To tak, jakby pozostawić przy drodze rannego człowieka. Ktoś powinien odpowiedzieć za niedopełnienie swoich obowiązków.
Miał połamane nogi
Do zdarzenia doszło w piątek wieczorem, w rejonie wsi Białobrzegi. Na drogę wybiegł łoś i został potrącony przez nadjeżdżające auto. Kierowca pojazdu zawiadomił o kolizji augustowskich policjantów, a ci po obejrzeniu zwierzęcia próbowali wezwać pomoc.
Funkcjonariusze twierdzą, że kontaktowali się z powiatowym lekarzem weterynarii, prywatnym gabinetem, którego właściciel ma podpisaną z gminą umowę na ocenę stanu zdrowia zwierzęcia, leśniczym i drogowcami. Nikt nie podjął interwencji, więc... pozostawili zwierzę przy drodze i wrócili do komendy. Co dzieje się z rannym łosiem, nie wiadomo.
- Zwierzę objęte jest całorocznym okresem ochronnym - przypomina Wojciech Zaniewski, prezes koła łowieckiego Batalion, które działa w tym rejonie. - Przypuszczalnie lekarz weterynarii powinien je uśpić, ale autorytatywnie nie chcę się wypowiadać, ponieważ nie znam tej sprawy.
Prezes wyjaśnia, że w piątek był poza Augustowem.
Wczoraj próbowaliśmy ustalić, kto, jak mówi szef TOnZ, nie dopełnił swoich obowiązków. Marek Pirsztuk, powiatowy lekarz weterynarii w Augustowie mówi, że nic na temat rannego łosia nie wie.
- Zresztą, nie było mnie w piątek - dodaje rozmówca.
Nieobecny był też Leszek Czokajło, właściciel prywatnego gabinetu weterynaryjnego, który "bywa na wypadkach". Rozmówca nie wyklucza, że policjanci kontaktowali się z pracownikami gabinetu, ale nic na ten temat nie wie. Dodaje tylko, że za zwierzęta odpowiada gmina.
- Owszem - przyznaje wójt Zbigniew Buksiński. - Nie otrzymaliśmy jednak informacji na temat tego zdarzenia. Gdyby tak się stało, to poprosilibyśmy o interwencję pana Czokajło.
Winnych nie ma
Łukasz Balcer zapowiada, że sprawy tak nie pozostawi. - Winnych nie ma, a zwierzę leży i cierpi?! - irytuje się rozmówca. - Łoś z połamanymi nogami na pewno nie przeżyje.
I dodaje, że tego typu sytuacji jest sporo. - Gminy, albo koła łowieckie muszą zapłacić weterynarzowi za usługę - mówi działacz. - A każdy próbuje oszczędzać pieniądze. Szkoda tylko, że kosztem zwierząt.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?