Jak poinformował Białoruski Związek Dziennikarzy, do przeszukań i rewizji doszło co najmniej u 25 osób, w tym także działaczy społecznych.
Według funkcjonariuszy, wśród których znaleźli się także pracownicy wydziałów do walki z przestępczością zorganizowaną, którzy brali udział w akcji, jej celem było ustalenie sposobu finansowania odbywających się na Białorusi protestów.
Zgodnie z relacją jednego z reporterów, Anatola Hatouczytsa cytowanego przez niezależną redakcję pisma "Narodnaja Wola", służby konfiskowały nie tylko narzędzia pracy dziennikarzy.
- Zabrano mi trzy laptopy, tablet mojej żony oraz wiele moich notatników i pamiętnik. Zabrali też ze sobą nalepki z wizerunkiem Pogoni, białoruską flagę biało-czerwono-białą, a także ukraińską, którą przywieźliśmy z żoną z Majdanu. - opowiedział gazecie Hatouczyts. - Zarekwirowali mi też sześć pendrive'ów oraz książki. Dałem im nawet swoje torby, bo przyszli z siatkami na śmieci i bałem się, że część cennych przedmiotów może z nich wypaść. - dodał.
Przeszukania oraz wcześniejsze zatrzymania dziennikarzy to odpowiedź władz w Mińsku na trwające od sierpnia protesty przeciwko sfałszowanymi wyborom prezydenckim na Białorusi, których zwycięzcą ogłosił się sprawujący urząd nieprzerwanie od 1994 roku Aleksandr Łukaszenka.
W środę rano o uwolnienie wszystkich dziennikarzy oraz zaprzestanie represji wobec pracowników mediów oraz działaczy zaapelowała Unia Europejska.
- Wzywamy białoruskie władze do natychmiastowego i bezwarunkowego uwolnienia wszystkich arbitralnie zatrzymanych osób. Tylko demokracja, poszanowanie praw człowieka, rządy prawa oraz wolne i uczciwe wybory z poszanowaniem demokratycznej woli narodu białoruskiego mogą zagwarantować Białorusi stabilną, suwerenną i dostatnią przyszłość. - napisano w komunikacie.
Będą zmiany zasad w noszeniu maseczek?