Ładunek skonstruowany był z petard hukowych, plastikowych butelek z benzyną, przewodów elektrycznych i zdalnie sterowanego włącznika elektrycznego. Prymitywna bomba nie zadziałała. Zrobiła dużo hałasu. A mogła wywołać niebezpieczny pożar. Tak uznał biegły. Stąd poważany zarzut zagrożony karą nawet 8 lat więzienia.
Kim są ci, którzy go usłyszeli? Sylwester F. - budowlaniec i komputerowiec, który bombę skonstruował - oraz znajomy mu Roman L. - administrator pasażu, w którego gabinecie podłożony został ładunek. Według prokuratury - na jego własne zlecenie.
Do zdarzenia doszło w poniedziałek 3 września 2018 r. w pomieszczeniu administracyjnym w budynku Bazar Pałacowy przy ul. Warszawskiej 21. Było to około godziny 15. Wkrótce potem 66-letni Roman L. zeznał policji, że kiedy odchodził od biurka usłyszał za swoimi plecami pięć wybuchów, a pod meblem znalazł fragmenty jakiś materiałów. Dziennikarzy przekonywał, że nawet jeśli wybuch miał go wystraszyć i okaleczyć - on się nie boi.
Wszczęto śledztwo. Teoria o zamachu runęło już następnego dnia. Do CBŚP zgłosił się Sylwester F. Przyznał, że to on skonstruował urządzenie. Zrobił to na życzenie L., który w odpowiednim momencie zdalnie zdetonował ładunek. Po co? Dlaczego Roman L. miałby pozorować atak na siebie? Według F., żeby pozbyć się kłopotów z właścicielami administrowanych budynków, którzy mieli do niego pretensje. To samo oskarżony powtórzył w środę w Sądzie Rejonowym w Białymstoku.
- Powiedział, że huknie i na zasadzie litości dostanie od ludzi trochę spokoju - mówił na pierwszej rozprawie Sylwester F. - Kierowałem się złudną chęcią pomocy dla pana Romana. Postąpiłem głupio. Nie byłem świadomy tego, jak mocno się ta sytuacja rozwinie.
Twierdzi, że za przysługę dostał od L. 300 zł na materiały oraz obietnice zleceń remontowych w przyszłości. Komputerowiec ładunek podłożył w niedzielę, żeby nikt go nie widział. Do nieczynnego wtedy pasażu i gabinetu administratora 36-latek wszedł, bo dostał klucze od oskarżonego. Ten zapewnił go ponoć, że alarm będzie "rozbrojony".
Roman L. nie przyznał się do winy. Podobnie jak F., odmówił składania wyjaśnień. 66-latek odpowiadał jedynie na pytania swojego obrońcy.
- Nie zlecałem współoskarżonemu wykonania ładunku wybuchowego. Nie miałem nic wspólnego ze zdetonowaniem tego ładunku. W 2018 r. nie miałem żadnych problemów z członkami wspólnot - odpowiedzi L. były krótkie i konkretne.
Wygoda. Znaleziono niewybuch. Potrzebna była ewakuacja mieszkańców [ZDJĘCIA]
Twierdzi, że Sylwester F. go pomawia. Dlaczego? Wprost nie powiedział. Ponoć lokatorzy mieli wątpliwości co do uczciwego rozliczania faktur przez 36-laka, który był w zarządzie jednej ze wspólnot administrowanych przez L. Członkowie wspólnoty podejrzewali wręcz, że doszło do oszustwa. F., który dysponował kontem wspólnoty, miał defraudować pieniądze ze remonty, których nie było. Miał też pretensje do Romana L., że ten - jak tłumaczył w sądzie - z ostrożności wymagał na fakturach podpisów wszystkich członków zarządu, a nie tylko Sylwestra F.
Obrona próbowała pokazać, że F. miał samodzielny dostęp do uniwersalnego klucza do różnych pomieszczeń w pasażu przy Warszawskiej. Miał, bo pracował u brata, który był w zarządzie tego budynku, a klucz leżał w szufladzie.
Prócz oskarżonych, w środę sąd rozpoczął również przesłuchiwanie świadków.
iPolitycznie - 300 milionów Putina by skorumpować Świat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?