Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok: Lesbijka oficjalnie wzięła ślub z kobietą. Teraz dziecko

Magdalena Kleban [email protected]
Ich spotkanie to chyba najlepszy dowód na to, jak pokrętny czasami potrafi być los. Greta, która zawsze postrzegała się jako lesbijkę, od ponad roku jest szczęśliwą żoną. Ukochaną Anię poślubiła w majestacie polskiego prawa. Jest tylko jedno ale...

Jej żona w dowodzie jest bowiem Jankiem i biologicznie jest mężczyzną. Ma jednak starannie wydepilowane brwi, makijaż i długie paznokcie w kolorze burgunda. Trudno się w tym wszystkim połapać, ale one twierdzą, że najważniejsze jest to, że im ten układ odpowiada.

Jak posłanka Anna Grodzka
Kiedyś Greta nie wyobrażała sobie seksu z mężczyzną, teraz już się z tego śmieje. Z Anią zwaną też Jankiem żyje od ponad czterech lat i obie marzą o dziecku. I choć może ich wspólne życie nie należy do najłatwiejszych, nie wyobrażają sobie innego.

Jak Greta zapamiętała swoje pierwsze spotkanie z Anią? Zaczęło się od spotkania zorganizowanego w Warszawie przez fundację Trans-Fuzja, które powstało by działać na rzecz osób transpłciowych. Tutaj pora na krótkie wyjaśnienie złożoności problemu takich ludzi. Najbardziej znaną ostatnio osobą transpłciową jest Anna Grodzka, posłanka z ramienia Ruchu Palikota, która urodziła się w męskim ciele i przez znaczną część życia, dla większości świata była znana jako Krzysztof.

Bo o transpłciowości możemy mówić, kiedy występuje różnica między płcią biologiczną (morfologią i budową ciała), a psychiczną (postrzeganiem siebie). Ania/Janek też to tak odczuwała. Przez większą część swego życia była mężczyzną, zresztą do tej pory w pracy jest - dla swoich kolegów - Jankiem. Była dobrze po trzydziestce, kiedy postanowiła przestać udawać. Przynajmniej przed najbliższymi.

- Przypisywanie mi roli kobiecej jest trochę na wyrost. Wolę myśleć o sobie, że jestem czymś pomiędzy i - przynajmniej na razie - nie biorę pod uwagę operacji korekty ciała - przekonuje. Mimo to w codziennym życiu używa imienia Ania. i mówi o sobie w rodzaju żeńskim.

I właśnie Greta zobaczyła Anię jako kobietę.

- Przyszłam na spotkanie, gdzie miały być osoby transpłciowe. Pamiętam, że siedzę sobie na krzesełku i spodziewam się jakiś "dziwów", bo wtedy jeszcze sama za dużo na ten temat nie wiedziałam - śmieje się. - Patrzę więc na siedzących wokół ludzi i sobie pod nosem wyliczam: "ten trans, ten nie, itd". Patrzę na Anię, która wtedy była w peruce, makijażu, sukience i myślę: ale elegancka kobieta! I dopiero jak wszyscy zaczęli się przedstawiać, to ta drobna kobietka takim basem rzuca: część, mam na imię Ania. Szok!

Ale choć zaiskrzyło między nimi od razu, to Greta miała wątpliwości. Do tej pory wiązała się wyłącznie z kobietami. Nigdy nie sądziła, że będzie w stanie kochać się z mężczyzną. Aż trafiła na Anię, która ubrana wyglądała jak kobieta, ale nie miała zamiaru pozbyć się swoich atrybutów męskości. I w tym stanie "pomiędzy" już raczej pozostanie.

- Miałam opory przed zbliżeniem, nie wiedziałam, czy dam sobie radę. Ale było super, choć wiem też, że z innym facetem na pewno bym tego nie zrobiła - twierdzi Greta.

Róbcie w domu po kryjomu
Greta i Ania już ponad rok są małżeństwem. Ich ślub opisała ogólnopolska prasa, powstał też film dokumentalny. Świadomie zdecydowały się na pokazanie swojej historii. Choć pewnie nie zdawały sobie do końca sprawy z konsekwencji.

- Zależało nam pokazaniu innym, szczególnie innym "transom", że można wziąć ślub, że mężczyzna może być "ukobiecony", że nie musi się wbijać w garnitur, w którym może się źle czuć. Że kobieta, która się czuje mężczyzną, też może się ubrać w ten garnitur - tak Greta tłumaczy powody upublicznienia ślubu. - W końcu to jest prawie najważniejszy dzień w życiu człowieka i uważam, że powinno się go przeżywać w taki sposób, jak się go czuje, a nie jak nakazuje jakaś norma społeczna. I to był nasz przekaz.

Podpisują się pod tym i teraz, pomimo, że nie wszystkim ich szczerość i związek się podobały.

- W pracy byłam "tematem dnia" - przyznaje Ania. - Niby zawsze byłam obiektem jakichś podejrzeń z powodu mego stylu ubierania się, wydepilowanych brwi, ale dopiero po ślubie wszystko stało się jasne.
Takie życie "na świeczniku" z pewnością wymagało od nich odwagi.

- To i tak lepsze niż reguła "róbcie w domu po kryjomu" - twierdzi Ania. - Trochę przykrych rzeczy nas wprawdzie po tym ślubie spotkało, były niezbyt przychylne komentarze w internecie, ale jeśli będziemy siedzieć cicho, to takie postawy nigdy się nie zmienią.

- To całe życie miałyśmy być zakładnikiem oczekiwań społecznych? - retorycznie pyta Greta. A Ania dopowiada:
- Nawet egoistycznie na to patrząc - jeśli chcemy, żeby było nam lepiej, to same musimy się o to postarać.

Co na to mamy?
Każda z nich swój chrzest bojowy przeżyła już wcześniej, kiedy zdecydowały się powiedzieć prawdę swoim rodzinom. Sytuacji nie ułatwiało to, że obie pochodzą z małych miejscowości. Dzisiaj są jednak pewne: gdybyśmy nie uświadomiły swoich rodzin, to dalej musiałybyśmy się z tym kryć.

- Przed rodziną ujawniłam się mając 24 lata. Męczyło mnie, że żyję z kobietą, a nie mogę tego powiedzieć - wspomina Greta. - I stało się tak, że część rodziny mnie zaakceptowała, a część się ode mnie odsunęła. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz chciałam spędzić święta u mamy ze swoją partnerką, mama się na to nie zgodziła. Pojechałam wobec tego do partnerki na część Wigilii.

Mama nie przyjęła tego dobrze. Na odchodne rzuciła córce, że jeśli teraz wyjdzie z domu, to może już więcej nie wracać.

- I ja wyszłam. Ale po dwóch tygodniach wróciłam. Tego tematu już nie poruszałyśmy, rozmawiałyśmy o innych sprawach - przyznaje. - Mama z tą myślą oswajała się powoli, ale tak naprawdę nigdy tego do końca nie zaakceptowała. Dlatego śmiałam się, że z taką ulgą przywitała "Janka", bo dla niej było to w jakiejś części spełnienie marzeń, formalnie bowiem brałam ślub z mężczyzną.

Ani w jej ujawnieniu się pomogła przeprowadzka do Warszawy. Poczuła się pewnie, kiedy znalazła tam pracę, stała się niezależna finansowo. Ale i tak czekała do 30. roku życia zanim postanowiła żyć tak, jak dyktowało jej "wewnętrzne ja".

- Dopiero w takim anonimowym środowisku mogłam na spokojnie przepracować siebie i swoją tożsamość. Gdybym mieszkała na wsi, na pewno byśmy się tutaj nie widzieli - przyznaje.

Paradoksalnie to w środowisku, z którego oczekiwały najwięcej wsparcia, usłyszały najwięcej krytycznych słów. To środowisko gejów i lesbijek okazało się najbardziej przywiązane do różnego rodzaju etykietek. Dla wielu z nich związek lesbijki z kobietą w ciele mężczyzny jest nie do zaakceptowania. - Wielu z nich ciągle nie potrafi wyjść poza schemat związany z płcią - twierdzi Ania.

Projekt: dziecko
Ale dziewczyny najwyraźniej już się z tym pogodziły. Teraz zresztą ich myśli zaprząta co innego: intensywnie pracują nad powiększeniem rodziny.

- Zawsze chciałam mieć dziecko, a teraz, kiedy jestem z Anią, to marzenie stało się realniejsze - cieszy się 38-letnia Greta.

Ale to nie jest takie proste. Na myśl o dziecku jednocześnie cieszą się, ale i odrobinę martwią. Głównie tym, jak pogodzić wychowywanie go zgodnie z własnymi zasadami, a jednocześnie zaadaptować do obowiązujących norm społecznych. Żeby ten mały człowiek nie czuł się wykluczony.

To ciężka sprawa, a problemem może być wszystko. Choćby to, jak taki maluszek ma się zwracać do Ani - bądź co bądź biologicznego ojca, którego Greta określa mianem swojej żony. Dorośli ludzie mogą mieć problemy z tym galimatiasem, a co dopiero taka wchodząca w życie istotka.

- Zastanawiamy się, jak dziecko ma się zwracać do Ani. Myślałam, żeby może wołało na Anię: "tatusia" - głośno myśli Greta.

Sama Ania najwyraźniej też jeszcze nie ma na to pomysłu. A to i tak tylko wierzchołek góry lodowej ich wątpliwości.

- Jedno to wychowanie w domu, a drugie to przedszkole, szkoła. To olbrzymie wyzwanie. Trudno znaleźć poradniki dla osób takich jak my, jak wychować dziecko - przekonuje Ania. - Wiemy na pewno, że postaramy się je skierować do szkół i przedszkoli multikulturowych, gdzie wszelkiego rodzaju odmienności: rasowa, kulturowa, religijna są normą.

Pewne są jednego: że nie będą narażać swojego potomka na życie w świetle jupiterów.

- Dziecko wymaga szacunku, musimy dbać o jego prywatność. Na pewno jednak nie będziemy tego kryć i pewnie będziemy dzielić się swoim doświadczeniem. Ale żadnego show nie przewidujemy - śmieją się obie. - Nie mamy odpowiedzi na wiele pytań. Możemy się tylko starać robić wszystko jak najlepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna