Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Białystok. Wysoki Stoczek. Mąż: Żona przedawkowała leki. Prokurator: Pan ją udusił!

Magdalena Kuźmiuk
Za zabójstwo Krzysztofowi M. grozi kara od 8 lat do 15 lat pozbawienia wolności, kara 25 lat pozbawienia wolności lub dożywocie. Pierwszą rozprawę w Sądzie Okręgowym w Białymstoku zaplanowano na 24 czerwca
Za zabójstwo Krzysztofowi M. grozi kara od 8 lat do 15 lat pozbawienia wolności, kara 25 lat pozbawienia wolności lub dożywocie. Pierwszą rozprawę w Sądzie Okręgowym w Białymstoku zaplanowano na 24 czerwca sxc.hu
54-letnia białostoczanka została znaleziona martwa w swoim mieszkaniu na osiedlu Wysoki Stoczek. Kiedy przyjechało pogotowie, jej 53-letni mąż stwierdził, że żona musiała przedawkować leki. Gdy prokurator dostał wyniki sekcji zwłok, był już pewien: kobieta została uduszona.

Po prawie dziewięciu miesiącach śledztwa do Sądu Okręgowego w Białymstoku trafił właśnie akt oskarżenia przeciwko Krzysztofowi M. Już w czerwcu 53-latek zasiądzie na ławie oskarżonych. Za zabójstwo żony, Bożeny M., a konkretnie za jej uduszenie. Zgodnie z ustaleniami białostockiej prokuratury, wcześniej, przez wiele miesięcy, znęcał się on nad żoną fizycznie i psychicznie.

Tajemnica czterech ścian

Środa, 20 sierpnia 2014 roku. Godzina 21.16. Dyspozytorka białostockiego pogotowia odbiera telefon od Krzysztofa M. Mężczyzna mówi, że po powrocie z pracy zastał żonę leżącą w jednym z pokojów. "Chyba nie oddycha" - mówił. - "Leży bez oznak życia na podłodze obok kanapy w koszuli nocnej. Tak, jak była ubrana, gdy wychodziłem rano".

Dyspozytorka instruuje Krzysztofa M., jak ma uciskać klatkę piersiową żony do przyjazdu karetki. I Krzysztof M. próbuje żonę ratować. Przynajmniej tak twierdzi.

- Po paru minutach zobaczyłem, że żona musiała nie żyć już długo, bo była cała sina, zimna, w plamach na całym ciele. Zorientowałem się, że uciskanie nic nie da. Przestałem i czekałem na pogotowie. Pogotowie weszło, spojrzało i powiedziało, że żona zeszła o wiele wcześniej - mówił potem Krzysztof M. podczas jednego z przesłuchań.

- Drzwi otworzył nam mężczyzna. Powiedział, że jest mężem. Zachowywał się dziwnie. Był nadzwyczaj spokojny. Nie przejawiał żadnych uczuć. Miał kamienną twarz. Dlatego wezwaliśmy policję - zeznawał z kolei ratownik medyczny.

W mieszkaniu w bloku na białostockim osiedlu Wysoki Stoczek pojawił się też prokurator. Dokładnie o północy Krzysztof M. został zatrzymany pod zarzutem spowodowania u żony ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, który doprowadził do jej śmierci. Na twarzy i ciele Bożena M. miała bowiem świeże obrażenia. Już wtedy były podejrzenia, że mogło dojść do zabójstwa.

Krzysztof M. twierdził, że żona musiała się napić i wziąć za dużo mocnych leków. Dlatego zmarła. Prokurator zlecił sekcję zwłok Bożeny M., której wyniki obnażyły prawdę.

Dla dwojga lekarzy z zakładu medycyny sądowej przyczyna zgonu była oczywista: nagłe zatrzymanie krążenia i oddychania w przebiegu uduszenia gwałtownego. "Do uduszenia doszło przez zadławienie, być może z równoczesnym zamykaniem przez napastnika ręką otworów oddechowych" - biegli napisali potem w opinii, która trafiła do akt sprawy i stała się jedną z przyczyn zmiany zarzutu na zabójstwo. Krzysztof M. nie przyznał się do tego.

Synowie bronią ojca

Bożena i Krzysztof M. pobrali się w 1988 roku. Ona była już rozwódką z trzyletnim dzieckiem. Bartka i tak wychowywali rodzice Bożeny. Potem kobieta urodziła Krzysztofowi jeszcze dwóch synów - Maćka i Marcina. Dziś wszyscy trzej odsiadują wyroki w zakładach karnych w trzech różnych miejscach na terenie województwa podlaskiego.

- Synowie byli trochę niedopilnowani - stwierdził ich ojciec.

A to dlatego, że on i Bożena przez kilkanaście lat cały swój czas poświęcali na prowadzenie własnego baru na Zielonych Wzgórzach. Interes zamknęli 15 lat temu, bo kiepsko prosperował. Krzysztof założył swoją firmę budowlaną, potem pracował dorywczo, też na budowach. Bożena siedziała w domu. Raz zatrudniła się jako sprzątaczka, ale przepracowała zaledwie 2,5 miesiąca.

- Została zwolniona z pracy przez to, że ciągle była na zwolnieniach lekarskich. Krzysztof ją pobił i nie mogła chodzić do pracy z podbitymi oczami - twierdzi rodzona siostra Bożeny, która na stałe mieszka za granicą. Nie spotykały się często, bo Krzysztof miał zabraniać żonie kontaktów z rodziną.

- Siostra mówiła jednak, że w ich małżeństwie źle się dzieje. Że Krzysztof przepija pieniądze, chodzi na dziwki, a nawet sprasza je do ich domu. Że ma kochankę. Zawsze gdy Bożena próbowała mu robić wymówki z tego powodu, była bita. Mówiła, że mąż pod wpływem alkoholu zachowuje się jak sadysta - skacze po niej, dusi - opowiadała śledczym siostra zamordowanej.

Siostry ostatni raz widziały się 10 sierpnia, dziesięć dni przed zabójstwem. Bożena miała przybiec do mieszkania ich ojca. Pobita, w porwanym ubraniu. Powiedziała, że mąż dorwał ją między blokami i skopał. Pomogli jej obcy ludzie.

- Córka często do mnie uciekała, bo mąż ją bił. Namawiałem ją, by go zostawiła, ale ona nie słuchała - powiedział śledczym ojciec Bożeny M.

O ojczymie dobrego zdania nie ma też syn Bożeny M. z pierwszego małżeństwa. Potwierdza, że Krzysztof M. znęcał się, wyganiał go z domu. - A następnego dnia przymilał się do matki, kupował kwiaty, prezenty, a ona mu wybaczała - mówi.

Maciej i Marcin bronią ojca. Zaprzeczają, żeby bił matkę i znęcał się nad nią. - Były awantury, jak to w małżeństwie, ale obie strony podnosiły głos - mówią zgodnie.

Kłócili się i kochali?

Sam Krzysztof M. wszystkiego się wypiera. Twierdzi, że był dobrym mężem, a ich małżeństwo było udane, że nie miał żadnej kochanki, a "ojciec i siostra głupoty gadają". A jak tłumaczy obrażenia na twarzy i ciele żony? Twierdzi, że noc przed śmiercią, wychodząc z łóżka, Bożena M. zaczepiła się i upadła na stolik, który połamała.

Dziwne odgłosy, jakie tej nocy miały dochodzić z mieszkania K., słyszeli sąsiedzi z dołu. - Około godz. 1 w nocy było słychać sąsiadkę, jak krzyczała "o Jezu, o Jezu". Słychać było jakby przesuwanie przedmiotów - mówili.

Rano, gdy inna sąsiadka zapukała do drzwi mieszkania K., sprawdzić, czy wszystko w porządku, nikt jej nie otworzył.

Sąsiedzi Bożeny i Krzysztofa M. zgodnie twierdzą, że para często się kłóciła. O pieniądze, o alkohol. Jeden z mieszkańców bloku powiedział w śledztwie, że jednego dnia była awantura, a następnego widział już Bożenę i Krzysztofa, jak szli razem chodnikiem, pod rękę.

Jeden z synów był zamieszkany sprawę brutalnej napaści. 24-letni Marcin M., syn Bożeny i Krzysztofa, był jednym z oskarżonych w dość głośnej w Białymstoku sprawie o usiłowanie zabójstwa 29-letniego Sebastiana przy ulicy Swobodnej. Marcin M. z kolegami zaatakowali mężczyznę na ulicy uzbrojeni m.in. w metalowe kije. To było wiosną 2012 roku. Młodzi bandyci napadli na Sebastiana z zemsty za to, że tego wieczoru zwrócił im w sklepie uwagę, by przeprosili ekspedientkę. Sebastian cudem przeżył bestialski atak. Sąd uznał jednak, że to nie była próba zabójstwa, a ciężkie pobicie. Sprawcy odsiadują już kilkuletnie prawomocne wyroki. Marcin M. przebywa w Areszcie Śledczym w Suwałkach.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna