Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo modlitwa już nie wystarczy

Helena Wysocka
Jakie mam marzenia? Chciałabym być zdrowa i żeby wreszcie odrosły mi włosy - mówi Krysia. - Chciałabym też pójść do szkoły i bawić się na podwórzu. Czy to dużo?
Jakie mam marzenia? Chciałabym być zdrowa i żeby wreszcie odrosły mi włosy - mówi Krysia. - Chciałabym też pójść do szkoły i bawić się na podwórzu. Czy to dużo? fot. H. Wysocka
Nigdy nie wyciągaliśmy ręki po pomoc, bo to wstyd - mówi Andrzej Sidor, ojciec chorej dziewczynki. - Raz lepiej, raz gorzej, ale jakoś sobie radziliśmy. Niestety, dłużej tak się nie da. Modlitwy już nie wystarczą. Bez pieniędzy przegramy walkę o życie Krysi.

Kto chce pomóc Krysi

Kto chce pomóc Krysi

Osoby, które chciałyby pomóc Krysi, mogą wpłacać pieniądze na jej konto 66 93 67 00 07 00 31 03 04 28 43 00 01.

Sidorowie mieszkają na Suwalszczyźnie, w podraczkowskich Rudnikach. Mają siedmioro dzieci, w wieku od siedmiu do szesnastu lat. Troje jest ciężko chorych. Sidorowie żyją z ziemi.

- To krzyż pański, a nie gospodarstwo - uważa Piotr Puczyłowski, szef raczkowskiego Caritasu. - Dochodu tyle, co kot napłakał. Trochę im pomagamy, ale wiem, że to kropla w morzu potrzeb.

Podobnie mówi proboszcz parafii, ks. Henryk Polkowski. - Bardzo dobra, spokojna rodzina, ale przybita chorobami - ocenia. - Dobrze, że żyje w nich nadzieja.
Marzena Sidor - gospodyni domu ściska spracowane dłonie.

- Od paru lat gospodarstwo jest na mojej głowie - przyznaje. - Mąż więcej czasu spędza w szpitalach, przy łóżkach chorych dzieci niż w domu. A ostatnio ma jakieś kłopoty z sercem.

Zaraziła się od psów
Zaczęło się cztery lata temu. Najpierw zachorował syn, Andrzej. Skarżył się na ból brzucha. Poszedł raz do lekarza, potem drugi. Dostał jakieś tabletki. Nie pomogło. Ostatecznie, z rozlanym wyrostkiem trafił do suwalskiego szpitala. Lekarze wydarli go śmierci. Ale skutki postawionej zbyt późno diagnozy są. 15-letni chłopak ma powiększoną komorę serca, problemy neurologiczne. Musi być pod stałą opieką lekarzy.

Córka Asia niedawno świętowała swoje dziewiąte urodziny. Też jest ciężko chora. Najpierw przeszła toksokarozę. W pobliżu zagrody Sidorów, w lasku nad rzeką, gromadzą się watahy bezdomnych psów. - Ludzie wyrzucają je z domów, jak stare zabawki - oburza się rolnik. - Zwożą z całej okolicy.

Dziewczynka biegała nad rzekę, żeby dokarmić zwierzęta. Nosiła kartofle z obiadu, czasem chleb. Jak to się stało, że zaraziła się od nich pasożytami?

- Może nie umyła rąk, może całowała te pieski - domyślają się rodzice. - Ona bardzo kocha zwierzęta.

Parę miesięcy później dopadło ją kolejne choróbsko. Poszła kąpać się nad rzekę, siedziała na trawie. Wróciła z kleszczem, lekarze stwierdzili boreliozę.

Od trzech lat walczy z rakiem
Później zachorowała kolejna córka Krysia.

- Dobrze się uczyła, brała udział w zawodach sportowych - wspominają rodzice. - Od dłuższego czasu skarżyła się na ból nogi. Lekarz sugerował, że symuluje, że chce wymigać się od lekcji.

Jesienią, niemal trzy lata temu, dziewczynka, na szkolnych zawodach sportowych zdobyła złoty medal. Była najlepsza w biegu przełajowym. Następnego dnia biegała po mieszkaniu, uderzyła nogą w kant biurka.

- I rozsypało się jej kolano - opowiada Andrzej Sidor. - Rak wyżarł dziurę w nodze. Białostoccy lekarze chcieli ją amputować.

Sidorowie nie zgodzili się, pojechali szukać ratunku do Centrum Zdrowia Dziecka. Tamtejsi medycy dali nadzieję. Wstawili endoprotezę, tyle, że zwykłą. A to niepotrzebny dyskomfort i ból. Co pewien czas bowiem trzeba ją dostosować do wzrostu dziecka. Krysia przeszła już dwanaście takich zabiegów. Można było ich uniknąć, gdyby wstawić protezę magnetyczną, która "rośnie" wraz z nogą. Ale do takiego komfortu trzeba było dopłacić. A Sidorom ledwo wystarczyło na dojazd do szpitala. - Ważne, że uratowaliśmy nogę - ucina dyskusję rolnik.

Półtora roku temu lekarze wykryli u Krysi guzki nowotworu na płucu. Wycięli. Drugiego płuca podobno nie mają odwagi badać.

Od kilku tygodni dziewczynka traci na wadze. Potrzebuje witamin i płynów, które przywróciłyby jej apetyt.

- Nie ma o tym mowy - mówi cicho ojciec. - Ja się martwię, skąd wziąć pieniądze na kolejny wyjazd do Warszawy.

Lekarstwa kupuje na zeszyt
Jeżdżą średnio co trzy tygodnie. A każda wyprawa, to wydatek co najmniej kilkuset złotych. Sidor nocuje kilka kilometrów od szpitala, żeby było taniej. Zrywa się o świcie, by być przy łóżku chorej córki, nim ta się obudzi. Czasem Krysia ma na coś ochotę, wtedy ojciec biegnie do odległego o blisko pięć kilometrów marketu.

- Tam bułeczki są tańsze o kilkadziesiąt groszy niż te, w przyszpitalnym sklepiku - tłumaczy.

A lekarstwa?

- Dobrze, że w naszej aptece można kupić na zeszyt - dodaje Marzena Sidor. - Jak dostajemy świadczenia zdrowotne, to zwracamy pieniądze. A jak nie wystarcza, to sprzedajemy prosiaka. Tyle, że w chlewie zaczyna już robić się pusto. A końca wydatków nie widać.

Wieloletnia walka o życie dzieci spowodowała, że zaczyna sypać się dom. Dach przykryty blachą jest dziurawy jak sito. Gospodarz próbował go łatać, ale z niewielkim skutkiem. Wciąż pojawiają się nowe dziury i przecieka woda. Ściany zaczynają porastać grzybem.

Krysia ma indywidualny tok nauczania. Nauczyciele przynoszą jej ubrania, czasem soki, słodycze, czy owoce.

- Od czasu do czasu, głównie przed świętami prowadzimy zbiórki w szkole - mówi jej dyrektor Artur Łoniewski. - Dużo tego nie ma, mieszkańcy wsi bowiem do bogatych nie należą. Ale w ich sytuacji liczy się wszystko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna