Bobrowa "mafia" znów jest aktywna. Pan Witold bronił kóz przed atakiem [WIDEO]

Do nietypowej sytuacji doszło we wsi Żegary na Suwalszczyźnie. Gospodyni, pani Aniela Janczulewicz rano poszła wypuścić na pastwisko kozy. Wystraszyła się, bo pod drzwiami obory zobaczyła bobra. Zerwała ze snu domowników, żeby zobaczyli to "cudo". Gospodarz, pan Witold próbował bobra przepędzić - choć widłami, to robił to delikatnie - tak aby zwierzęciu nie zrobić krzywdy. Bóbr nie dawał się jednak przepędzić i uparcie warował przy drzwiach stodoły. Próbował się też schować do przyległej drwalki, ale nie mógł się wcisnąć między gęsto ułożone drwa.

Pan Witold, zaniepokojony losem bobra i uwięzionych kóz, poprosił myśliwych z Koła Łowieckiego "Słonka", policję i leśników z Nadleśnictwa Pomorze o pomoc w usunięciu intruza. W międzyczasie domownicy karmili bobra ulistnionymi gałązkami i podawali mu wodę, bo dzień był skwarny. Uwięzione w stodole kozy też musiały być dokarmiane skoszoną trawą.
O niecodziennym gościu zastępca nadleśniczego, Mieczysław Jarosz zawiadomił łowczego okręgowego Jana Goździewskiego, który przysłał na miejsce dwóch łapaczy - Romualda Łańczkowskiego, ubezpieczanego przez Wiesława Kowalewskiego. Bóbr został schwytany, przy okazji okazało się, że jest to ok. 2-letnia, ważąca 16 kg samica. Przywędrowała prawdopodobnie z pobliskiego jeziora Sztabinki.

Czytaj też:
Puszcza Augustowska. Łosie i bobry działają jak mafia. Współpracują i mają jeden cel [ZDJĘCIA]

Takie dalsze podróże są typowe dla młodych bobrów, które wyruszają na wędrówkę w poszukiwaniu partnera i miejsca do życia. Potrafią wówczas przebyć ponad 50 kilometrów.
Podróż młodej samiczki bezpiecznie zakończyła się w rezerwacie bobrowym "Marycha", gdzie została wypuszczona do rzeki Marychy, a kozy państwa Janczulewiczów - choć później niż zwykle - trafiły w końcu na pastwisko.

Nieruchomości z Twojego regionu