Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bóg nas uratował

Urszula Bisz [email protected]
Pan Jerzy nie chciał pokazywać swojej twarzy, ale opowiedział o tym, co od lat działo się w ich domu
Pan Jerzy nie chciał pokazywać swojej twarzy, ale opowiedział o tym, co od lat działo się w ich domu
Region Na podstawie tego, co dzieje się w rodzinie z Turo Kolonii, można by nakręcić thriller, bo w normalnym życiu wydaje się to niewyobrażalne. A jednak! Głośno o nich zrobiło się dopiero wówczas, gdy Jan K. oblał olejem napędowym i chciał podpalić brata i matkę.

Jak on się napije wódki czy piwa, to mu szajba odbija, jakby białej gorączki dostał. Nie panuje nad tym, co wtedy robi - powiedziała matka o swoim synu Janku, który w alkoholowym amoku polał ją i swego brata olejem napędowym, a następnie chciał podpalić. Na ich szczęście, na miejsce szybko przyjechała wezwana policja i obezwładniła niedoszłego piromana. Wystarczyły chwile, a znaleźliby się w płomieniach.

- Byłem cały polany ropą, nawet nogi i on by mnie podpalił! - opowiadał Jerzy, brat niedoszłego podpalacza. - Byłbym żywą pochodnią! A tak cudem Bóg nas oszczędził i uratował.

Wszystko działo się w miejscowości Turo Kolonia w gminie Supraśl, gdzie mieszka cała rodzina: Jan K., jego brat Jurek oraz ich matka. W środę w ubiegłym tygodniu była u nich jeszcze z wizytą kuzynka Agnieszka. To ona wybiegła z domu i z telefonu komórkowego wezwała pomoc.

Gdy policjanci przyjechali na miejsce, olejem napędowym polana już była rodzina oraz front domu. Pijany Jan, który przed całym zamieszaniem pił piwo z bratem, trzymał w ręku zapalniczkę. Krzyczał na policjantów, groził im, że ich również podpali. Ci powalili go na ziemię. Obezwładnili i przewieźli na wytrzeźwiałkę.

Dzień później jego rodzina czekała niecierpliwie, na to, co stanie się z Jankiem. Mieli nadzieję, że go zamkną, choć na chwilę, żeby oni mogli odetchnąć w końcu i żyć spokojnie. Choć przez jakiś czas. Nie chcieli się zastanawiać, co będzie jak niedoszły podpalacz wróci. Bali się, że wszystko się zacznie od początku. Zwłaszcza, że ich rodzinny koszmar trwa już od dziesięciu lat. Mimo to mało kto dotychczas interesował się rodziną.

Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał

Gdy tam zajechaliśmy, jej sąsiedzi z wioski, w której jest zaledwie kilka domów, nawet nie wiedzieli, że dzień wcześniej omal nie doszło tam do tragedii.

Wspominali, że wcześniej chyba dochodziło tam do kłótni. Ale o żadnej przemocy w rodzinie 34-letniego Jana nie wiedzieli lub nie chcieli wiedzieć.

Przed domem rodziny już z daleka czuć było zapach ropy. Szczególnie intensywny był on w okolicy ganku, bo tam Jan K. zakończył polewanie olejem napędowym. Na początku jego rodzina nie chciała z nami rozmawiać, po kilku minutach się jednak otworzyli i zaczęli opowiadać o koszmarze, jaki przeżywają pod własnym dachem. Pytani o to, czy zdarzyło się to po raz pierwszy odpowiadają: Tak. Po raz pierwszy... jak polał paliwem.

Ognisko z mebli na środku pokoju

- Trzy lata temu zabarykadował się w drugim pokoju, meble połamał, poukładał na gromadkę i podpalił - opowiada pan Jurek, jego brat.

- Ja potem przez całą noc nie spałem. Bałem się, że nas wszystkich puści z dymem, że nie przeżyję już tej nocy.

Gdy pan Jurek wspomina wszystkie krzywdy, jakich doznał ze strony brata, w jego oczach pojawiają się łzy. Opowiada, jak za każdym razem, gdy tamten się napił, bił brata, matkę. Wybijał szyby w oknach.

Łamał meble, wszystko po to, by pokazać, że to on rządzi w tym domu. Twierdził wówczas, że matka i brat nie mają nic do powiedzenia, bo to on utrzymuje cały dom. Mówił tak, mimo że brat pracuje, a matka ma dożywotni zasiłek. Taka chora sytuacja w tym domu trwa już od około dziesięciu lat.

- On miał wypadek - opowiada matka. - Jego z samochodu wprost wyrzuciło. Miał całą głowę rozbitą. Lekarz mówił, żeby przyszedł na prześwietlenie, jak mu się wszystko zagoi, ale nie pojechał. Z jego mózgiem jest coś nie w porządku. On jednak nie chce się zbadać. Już go z pomocy społecznej na leczenie wysyłali, ale on nadal nie chce. Mówi, że mu to niepotrzebne.

- Od czasu tego wypadku, za każdym razem jak się napije, odbija mu szajba - opowiada brat Jurek. - Obraża nas wszystkich. Karze wyp...alać z jego domu. Rzuca się na mnie z łapami. Ile mi już okularów połamał. Ile rzeczy zniszczył. Cały pobity jestem.

Matka we krwi, brat poturbowany

Jan K., gdy się napije nie oszczędza też matki. Kobieta pokazała nam wielką bliznę na czole, którą "zawdzięcza" synowi.

- Właśnie wpadł w szał i bił Jurka - opowiada. - Ten się bronił, a ja ich chciałam rozdzielić. Podbiegłam... ale poślizgnęłam się i upadłam. Rozbiłam głowę o skrzynię łóżka.

Chwilę później całą twarz miałam we krwi. Poszewkę, którą sobie przyłożyłam do głowy, po kilku minutach można było wykręcać. Zawieźli mnie do szpitala. Głowę trzeba było zszywać. A on nic. Jakby to go nie dotyczyło. Tak własną matkę traktuje.

Mówi mi, że to ja wariatką jestem.

To najdrastyczniejsze wspomnienia. Są też jednak inne, związane z majątkiem rodziny. Jan zadłużył ją, kupując nowe okna na raty oraz samochód, który rozbił po kilku dniach kierując nim pod wpływem alkoholu.

- I jego uhamować nie można, uprosić - opowiada matka. - Ja mu mówię: Janek uspokój się, co ty robisz? A on nic, jakby nie słyszał i nie umiał gadać. A jak wytrzeźwieje, nic nie pamięta. Mówi, że on przecież nic takiego nie robił. Nie rozumie, dlaczego mamy mu coś za złe.

Teraz koszmar rodziny zaczął się na nowo. Po przesłuchaniach i postawieniu zarzutów prokuratorzy prowadzący śledztwo w tej sprawie wypuścili go do domu. Zastosowali tylko wobec niego dozór policyjny. Ma też skierowanie na przymusowe leczenie nałogu alkoholowego. Śledczy twierdzą, że jeżeli w trakcie śledztwa zauważą, że jest taka potrzeba, skierują go na badania psychiatryczne. Na to liczy jego rodzina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna