Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bogdan Dudko. Skazany na Cisówkę - legenda pisma Kartki (zdjęcia)

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Bogdan Dudko, Cisówka
Bogdan Dudko, Cisówka Jerzy Doroszkiewicz
Taki dom jak twój to całkowity kosmos - mówiła do Bogdana Dudki, redaktora pisma literackiego „Kartki“, Kora, gdy odwiedzała go w małej, podlaskiej wsi Cisówka (gm. Michałowo). Dziś dom się sypie, a jego jedyny lokator nawet zimą nie pali w piecu. Mimo tego, że „Kartki“ przestały ukazywać się już wiele lat temu, wydaje się, że Dudko cały czas nimi żyje. A właściwie ich legendą.

Bogdan Dudko wydał właśnie , bez specjalnego rozgłosu, zbiór swoich poetyckich refleksji. „Ziemia zaklęta”, opowiadająca m.in. o jego rodzinnej okolicy, stała się dla nas pretekstem do podróży do Cisówki, gdzie mieszka redaktor legendarnego pisma „Kartki” - literackiego nieregularnika, który cieszył się szacunkiem daleko poza granicami Białegostoku.

Pół wsi to rodzina

- W tym domu spędziłem dzieciństwo, a teraz przekazali mi go rodzice - mówi Bogdan Dudko zatrzymując się przed chylącą się ku ziemi, niewielką, drewnianą chałupą. - Nic z tym domem nie robię, nie zmieniam. Chcę być w zgodzie z naturą. W tych trawach chowają się koty, przylatują ptaki, są myszy. Czasem są kłopotliwe, kiedy pojawią się w domu, ale nie mam do nich pretensji.

Dom w Cisówce zbudowany został z porządnego drewna z Puszczy Białowieskiej. - Te bale wytrzymają jeszcze z 50 lat - zarzeka się Dudko. Tuż nad fundamentem nadal widnieje wymalowany pomarańczową farbą rok 1948. Wtedy rodzina Dudki zatknęła wiechę.

- Dom trochę się sypie, ale się trzyma - przyznaje. - Może i mnie przetrzyma?

Zarośnięte pole tuż przy domu ciągnie się aż pod las. Jest cisza, niedaleko zatrzymuje się gimbus. Do granicy z Białorusią rzut beretem. Pogranicznicy przyczepili do niewielkiej werandy zafoliowaną kartkę z informacją, że od Brzeziny aż po Kondratki nie można chodzić. - Nigdy wcześniej nie było problemu, żeby tam wejść - mówi zdziwiony Dudko. Zna te okolice jak własną kieszeń, bo wiele godzin spędzał podglądając z lornetką ptaki.

W sieniach leży przygotowane drewno. Z kuchni wchodzi się do jedynego pokoju. Okna są dubeltowe, ale ciągnie od nich późnojesienny chłód.

- Czasem przyjeżdżają do mnie jacyś znajomi, wtedy rozpalam w piecu, ale dla samego siebie nawet nie za bardzo mi się chce - mówi z niezwykłą szczerością Dudko. - Przez tyle lat przyzwyczaiłem się.

Wyciąga kubki, włącza elektryczny czajnik, z kuchni przynosi kawałki sernika. - Siostra upiekła - mówi.

Nie za bardzo potrafi policzyć, od ilu lat mieszka na stałe w Cisówce.

- Przed rozwodem miałem mieszkanie w Białymstoku - wspomina. I szybko dodaje, że w Cisówce czuje się jak w rodzinie. Parę domów dalej mieszka mama, non stop przyjeżdża do niego siostra z dziećmi i ze szwagrem.

- Pół wsi to jest moja rodzina - ożywia się Dudko. - Sąsiad to jest moja bliska rodzina, a po przeciwnej stronie drogi mieszkali wujkowie, ale już nie żyją. Co drugi dom to mniej lub bardziej bliscy krewni.

Gościła u niego Kora z Sipowiczem

Cisówka to miejsce znane w całej Polsce. - Była tu Kora z Kamilem Sipowiczem - rozpromienia się Dudko. I pokazuje umieszczone na eksponowanym miejscu wspólne zdjęcie z legendarną wokalistką zespołu Maanam i jej pudelkiem. - Kora wtedy powiedziała: „po co nam załatwiałeś miejsce noclegowe w „Cristalu”, skoro mogliśmy przyjechać do ciebie? Mnie tu się bardziej podoba niż w niejednym z hotelu. Taki dom jak twój, to całkowity kosmos“ - wspomina Dudko.

Swoich gości zabrał też do Krynek, do Sokrata Janowicza - ikony białoruskiej myśli i literatury w Polsce. Jego olbrzymi portret wisi nad łóżkiem Dudki.

- Wtedy w Białymstoku czekała na nas uroczysta kolacja, ale Kamil Sipowicz tak rozgadał się z Sokratem, że siedzieliśmy do późnego wieczora - wspomina Dudko. - Bardziej pasowało wszystkim posiedzieć przy jego kiełbasie palcówce. Sokrat był niesamowitym gadułą, a kiedy dowiedział się, że wujek Sipowicza był jakimś białoruskim działaczem na emigracji w Wielkiej Brytanii, rozmowom nie było końca. Wtedy okazało się, że i Kora ma jakieś wschodnie korzenie.

U Dudki mieszkał też między innymi świetny poeta współczesny Jacek Podsiadło. Później zresztą ukazała się jego książka - „Cisówka. Wiersze i opowiadania”. To były czasy festiwali „Świat na uboczu”, organizowanych właśnie w tej puszczańskiej wioseczce. Te tereny ciągle urzekają ludzi.

- Kilka lat temu przeniósł się na kolonię Cisówki człowiek z Bieszczad, bo chciał znaleźć bardziej dzikie miejsce - opowiada Dudko. Teraz uważa go za swojego serdecznego przyjaciela. - Bo tu, w Cisówce, jest bardziej dziko niż w zadeptywanych przez turystów i zabudowywanych Bieszczadach. Niedaleko są na przykład bagna. Nic tam nie ma, a jeśli są ścieżki, to tylko wydeptane przez zwierzęta - zdradza Dudko. - I tenże Franek z Bieszczad, obecnie nasz sołtys, jest tymi bagnami zachwycony. Chce zrobić tam specjalne ścieżki edukacyjne.

Legenda „Kartek“ i „Marszanda“

Swój jedyny pokój Dudko nazywa królestwem książek.

- Miałem ich drugie tyle, ale z braku miejsca przekazałem część bibliotece uniwersyteckiej w Białymstoku - opowiada. - To były głównie czasopisma, które przychodziły na wymianę do redakcji „Kartek”. Bo okazało się, że tych tytułów brakuje w uniwersyteckich zbiorach.

Dudko zarzeka się, że niektórych książek, które mu zostały, nie odda nikomu.

- Bo to są dla mnie świętości - mówi i wskazuje na ostatni numer paryskiej „Kultury”. W końcu otwiera szafkę, w której leży zbiór „Kartek” - pisma, które stworzył. - Tego to nawet nikomu nie pokazuję i nie ruszam, żeby mieć jakąś pamiątkę po dawnych czasach - wyznaje. Ma także zbiór wszystkich książek wydanych przez „Kartki”. Bierze jedną z nich ręki i zaczyna snuć wspomnienia: - „Kartki“ to było pismo nieregularne, mogło być wydawane nawet z kilkuletnią przerwą - przypomina. - Jakiś czas temu pojawiła się ciekawa inicjatywa powołania nowej fundacji, która najpierw by się zajęła wydawaniem wersji elektronicznej pisma „Kartki”, a potem - wedle możliwości - papierowej - zdradza. - To pomysł Teatru Najnowszego, czyli inicjatywy Wojtka Szelachowskiego i Konrada Szczebiota. Zapytali: „czy jesteś za?“, a ja powiedziałem: „nie jestem przeciw“. Podobno wszystko zaszło tak daleko, że pomysłodawcy chcą udać się do notariusza. W tej chwili bowiem „Kartki” są niczyje, bo kiedyś było stowarzyszenie Filmvisage, był WSAP, ale wszystko kompletnie padło, a prawo do tytułu mam ja! - mówi Dudko.

Mimo upływu lat wydaje się, że Bogdan Dudko z pismem, a może raczej z jego legendą, nie rozstał się nigdy.

- Rozpadło się całe towarzystwo „kartkowe”, choć pewnie nastąpiłoby to i tak wcześniej czy później - kwituje Dudko. - Jeden chciał robić karierę naukową, inny - zawodową, ktoś wyjechał do USA. Bardzo brakuje mi białostockiej kawiarni „Marchand“, w której się spotykaliśmy i przygotowywaliśmy kolejne numery „Kartek“. A teraz co? Co z tego, że przeczytałem książkę o Giedrojciu i Osieckiej, kiedy nie mam z kim o niej pogadać. Mogę co najwyżej jechać do Białegostoku, a tam gdzie iść, żeby kogoś spotkać i porozmawiać? Dawniej to właśnie w „Marchandzie“ można było sobie siedzieć i siedzieć, gadać i gadać, śpiewać piosenki i nikt nam nie przeszkadzał. Barmankom się podobało, właściciel też nie miał pretensji. Inne miejsce się nie znalazło i nie ma teraz podobnego miejsca w Białymstoku, a szkoda.

Czytaj też: Było kiedyś takie pismo, był taki redaktor...

Bogdan Dudko doskonale zdaje sobie sprawę, że dzięki redagowaniu „Kartek” stał się w środowiskach literackich sławny. Ale też pismo stało się jego damoklesowym mieczem.

- W pewnym momencie z poziomem „Kartek“ doszedłem chyba do ściany - zastanawia się. - Podobnie z wydawaniem książek. Robiłem też duże międzynarodowe festiwale. To był szał, amok, że mogę robić wszystko. I pogubiłem się.

Dudko przyznaje, że przez „Kartki” potracił swoje związki. Bo w Cisówce ma właściwie wszystko - dom i książki, które kocha, tylko… nie ma z kim o nich porozmawiać.

- Co z tego, że pójdę obserwować jakieś żurawie, gęsi? Ot chociażby dziś widziałem zabawę dwóch pstrych dzięciołów, samicy i samca, tuż przy moim domu. Ale co z tego, jak nie mam o tym komu powiedzieć? - mówi.

A przecież kiedyś koło Dudki były kobiety. Dlaczego odchodziły? - Nie wytrzymały tego mojego zmagania się z duszą - wyznaje. - Bo spirit to przecież dusza, a co tu robić na tej wsi? Idzie się, kupuje flaszkę i zamiast pisać książkę, to człowiek siedzi i kombinuje z jakimiś mniej lub bardziej odjechanymi pomysłami.

I dodaje, że ma kolejne pomysły na książki. - Najbardziej brakuje mi tego artystycznego czasu, to moja największa strata - przyznaje Dudko. - Środowiska nie ma i pewnie już się nie odrodzi. Ludzie się zestarzeli, każdy poszedł swoją drogą, a w Białymstoku nie ma już takiego miejsca jak dawny „Marchand“, gdzie moglibyśmy się znowu spotkać. Nawet jeśli „Kartki” będą się ukazywały, to już nie będą takie, jakie były. Dziś trudno pewnie byłoby namówić Włodka Pawluczuka, żeby znowu pisał, a kiedyś stale pisał dla nas swoje eseje. Ze starej ekipy jestem w stanie namówić Piotrka Brysacza, Artura Szczęsnego, Sławka Mojsiuszko, Mariusza Golaka, ale innych nie namówię.

Czytaj też: Kartki - kultowe czasopismo. Historia wolności słowa

Ale nie tylko zdjęcie Sokrata Janowicza ozdabia ścianę domu w Cisówce. Na ścianie jedynego pokoju wisi też sporej wielkości portret Adama Mickiewicza. - Bo to mój ulubiony poeta - wyznaje Dudko. Okazuje się, że tę okazałą grafikę stworzył Andrzej Strumiłło na potrzeby plakatu do festiwalu „Mickiewicz a my”, który odbywał się w dwóchsetlecie urodzin wieszcza. - Robiliśmy go z Wojewódzką Biblioteką Publiczną i Fundacją Pogranicze - wspomina Dudko. - Wygraliśmy konkurs na organizację obchodów Roku Mickiewicza w Białymstoku.

Dudko zdaje sobie sprawę, że „Kartki” wywarły wielki wpływ na jego życie. - Ale gdyby nie te różne zawirowania z pismem i w moim życiu osobistym, to pewnie nie spotkałbym Dagmary, nie założylibyśmy fundacji Biała Wieża, nie pisałbym książek, a teraz to właśnie najbardziej mnie podnieca - przyznaje Dudko. - Coś się rozpada, ale tworzy się coś nowego. Całe szczęście, że spotkałem taką młodą, mądrą i piękną osobę, jaką jest Dagmara, założyliśmy fundację, która ciągle działa i wydaje, myślę, nie najgorsze książki.

Dagmara i Bogdan wpadli na siebie ponad 7 lat temu podczas otwartego spotkania w nieistniejącej już białostockiej kawiarni Kopiluwak. Było ono swego rodzaju sądem nad „Kartkami”. Formalnie miało znaleźć odpowiedź na pytanie, czy Białystok potrzebuje pisma literackiego. - A skończyło się sądem nad moją skromną osobą, a nie każdy chyba nawet wiedział, że też tam byłem - uśmiecha się Dudko. - I właśnie na to spotkanie z Białowieży przyjechała Dagmara. Powiedziała mi, że przyszła tam, bo zawsze jej imponowałem. Była ode mnie sporo młodsza. Poszliśmy później na piwo i tak się zaczęła nasza piękna przygoda. Okazało się, że Dagmara jest bardzo mądrą kobietą - mówi Dudko, a jego niebieskie oczy nabierają blasku. - Mnie imponowała tym, że kocha literaturę, ukończyła filologię polską, kocha przyrodę, jest przewodnikiem po Puszczy Białowieskiej. Dla mnie spotkać taką kobietę to był kompletny czad! Ale po latach rozstaliśmy się, bo ona nie potrafiła mnie wyciągnąć z tych moich niekoniecznie fajnych przyzwyczajeń. Nie przeszkadzało jej, że byłem tą czarną legendą - jak kiedyś nazwał mnie w programie telewizyjnym o mojej książce „Dolina. Znad Narwi i Świsłoczy” Darek Kulesza. Byliśmy razem chyba siedem lat, ona nie wytrzymała tej mojej presji, choć ja jej na wszystko pozwalałem. Mówiła mi: „Ja cię w końcu zostawię, jak nie przestaniesz pić i zachowywać tak, jak się zachowujesz“. Odpowiadałem, że jest wolnym człowiekiem. I w końcu znalazła sobie faceta, ma męża, ale nadal jesteśmy przyjaciółmi, nie tylko dlatego, że robimy fundację, ale też jako Dagmara i Bogdan. Sam doprowadziłem do tego, że się rozpadło i nie mam o to do nikogo pretensji, tylko do siebie.

Tu nie zechce zamieszkać żadna z pięknych dam

Alkohol i ból duszy nadal towarzyszą Dudce.

- Coś z tym próbowałem robić, ale wiedziałem, że nic z tego nie będzie - przyznaje Dudko. - Może bym się uporał, gdyby znów się pojawiła taka Dagmara... W Cisówce samotność jest przerażająca. Mam książki, mam ptaki, ale to nie jest to. Brakuje tu drugiej osoby, człowieka.

Dzięki książkom dla dzieci „Wilczek milczek” i „Bubuś Puchaczek”, które napisał, ma szansę na kontakt z ludźmi.

- Kiedy jadę na spotkania autorskie i przychodzą dzieciaki, czuję się szczęśliwy - wyznaje Dudko. - Siadają mi na kolanach i mówią: proszę pana, ale pan pięknie pisze.

Dudko ożywia się i pokazuje kolejne laurki, jakie dostaje od najmłodszych czytelników.

Przyznaje też, że już coraz rzadziej chodzi obserwować ptaki na pobliskich bagnach i łąkach. - Ten piękny las wokół Cisówki, o którym pisał nawet Ryszard Kapuściński w zbiorze reportaży „Busz po polsku”, został kompletnie zrujnowany - martwi się Dudko. - Nie chcę oglądać, jak cywilizacja niszczy coś, co kiedyś bardzo kochałem. Miałem tu miejsca, w których wiedziałem, że zawsze spotkam jakieś żurawie, czy łosia, a teraz ich już nie ma. To mnie boli. Dlatego częściej idę do sąsiedniej wsi Szymki, gdzie jest sklep i zawsze spotkam jakichś kolegów. To nie są menele sprzed budki z piwem. Każdy z nich ma jakąś historię, da się z nimi naprawdę porozmawiać.

Kiedy mówi o sobie, wciąż powraca do przeszłości.

- Teraz jestem takim trochę zapuszczonym chłopakiem, ale wcześniej nie miałem żadnego problemu z kobietami, zawsze ich było sporo - wspomina Dudko. - Taki młody, taki inteligentny, taki elegancki - mówiły. Teraz już nie jestem ani młody, ani elegancki, ale myślę, że z tą inteligencją nie jest jeszcze tak źle. Często przez dwa, trzy tygodnie nie chce mi się nawet golić, kiedyś tak się nie zdarzało. Dlaczego? Bo już mi specjalnie nie zależy. Nawet nie wiem, czy chce mi się jeszcze szukać drugiej połówki, bo wiem, że już raczej jestem skazany na Cisówkę i - jak śpiewał Rysiek Riedel - „tu nie zechce zamieszkać żadna z pięknych dam”. Zresztą, kiedy miałem różne swoje związki - żadna nie chciała. Znaleźć taką, która by chciała tu mieszkać na stałe jest chyba niemożliwe i nie wiem, czy chce mi się szukać.

W jego głosie słychać pogodną rezygnację. - Wydaje mi się, że kobiety wymagają pewnego komfortu, a tu go nie ma - rozsądnie ocenia swoje możliwości mieszkaniowe. - Tu nie ma łazienki, najprostszych urządzeń, które jednak kobietom są potrzebne. Ja potrafię sobie z tym radzić, a im co mogę zapewnić? Że pójdę z nimi „na ptaki” albo, że będę gadał i gadał o jakiejś książce? Prysznica ani innych wygód nie zapewnię. Pewnie mógłbym zostać w Białymstoku, wynająć jakieś mieszkanie, ale na razie Cisówka mi odpowiada. Mam tu ciszę, spokój, ale i opór, żeby usiąść na krześle i zacząć pisać, choć pomysłów na książki mam dużo.

Według Dudki, jego rodzinne strony, szczególnie o tej porze roku, mają jednak trochę depresyjny klimat. - Wieś, szczególnie taka jak Cisówka, ma swoje pozytywy, ale fakt, że leży na końcu świata czasami człowiekowi nie pomaga - wyjaśnia. - Niby mam teraz pomysł na kolejną edycję festiwalu „Świat na uboczu”, czyli dużą imprezę, która ma się udać właśnie w Cisówce i to jest jakiś napęd. Również gmina Michałowo, na której terenie leży Cisówka, ma bardzo pozytywny stosunek do ludzi, którym się chce cokolwiek robić i chce im pomóc. Wiceburmistrz Konrad Sikora powiedział nam: „Będziecie mieli środki, tylko róbcie“.

W zamyśleniu patrzymy na wielki plakat z zatrzymanym w kadrze Sokratem Janowi-czem.

- Moja nowa książka zaczyna się od tekstu, w którym występuje Sokrat i jest w niej to właśnie zdjęcie - zdradza Dudko. - Nie ukrywam, Sokrat był moim przyjacielem - wyznaje. I wyjaśnia, że powiększone zdjęcie znad łóżka to okładka książki, którą stworzyły prof. Danuta Zawadzka, Katarzyna Sawicka-Mierzyńska i Grażyna Chary-toniuk. - Na końcu jest wywiad z moją skromną osobą o relacjach środowiska „Kartek” z Janowiczem - podkreśla Dudko.

Bogdan tłumaczy, że tytuł jego nowej książki - „Ziemia zaklęta” - odnosi się do reportażu Ryszarda Kapuścińskiego „Daleko” z debiutanckiego zbioru reportera „Busz po polsku”.

- Te teksty w pewnym sensie są kontynuacją „Doliny. Znad Narwi i Świsłoczy”. To moje literackie podróże po Podlasiu. Dużo w nich jest przystanków autobusowych, dużo mgieł, dużo ptaków, głównie gęsi i żurawi i moich podróży po takich miejscach jak Narew, Białowieża, Czeremcha, Gródek - wylicza Dudko. - Z Andrzejem Zawadzkim, który robił skład tej książki, a jednocześnie sam jest poetą i bardzo dobrze zna się na literaturze, zastanawialiśmy się, czym ona jest. Bo część to wiersze, a część to takie literackie zapisy podróży. Od samego początku miał to być album literacko-fotograficzny. Połowę książki stanowią znakomite zdjęcia Michała Kościa, które są w klimacie tekstów. Fotograf nie znał tych tekstów, ale miał takiego czuja, że kiedy wybrał zdjęcia ze swojego archiwum, od razu zauważyłem, że są spójne z tymi tekstami.

Czytaj też: Bogdan Dudko – Ziemia zaklęta

Teraz Dudko czeka na odzew od czytelników. Czy zimą, w podszytej wiatrem chałupinie będzie pisał - czas pokaże. Rozumie, że na razie jest skazany na Cisówkę.

Za pomoc w realizacji tekstu dziękuję Dorocie Sokołowskiej z Radia Białystok.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bogdan Dudko. Skazany na Cisówkę - legenda pisma Kartki (zdjęcia) - Kurier Poranny

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna