Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

By goście nie byli już gośćmi. Przebywająca w Białymstoku młodzież z Białorusi i Ukrainy opowiada o pierwszych dniach w Polsce

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
Paulina Lelusz, Virsaviya Treihis, Daniil Marchenko i Natalia Łozdowska oraz reżyserka Daria Szydłowska. Oprócz nich nad przygotowaniem spektaklu pracowali: Irena Czarnowa, Arina Navichonak, Yuliyana Sidliarevich, Daria Fedorenko, Sandra Karwowska, Daniil Medeliaiev, Yury Ryzhkou, Alina Koryk. Warsztaty teatralne prowadziła Magdalena Sadowska.
Paulina Lelusz, Virsaviya Treihis, Daniil Marchenko i Natalia Łozdowska oraz reżyserka Daria Szydłowska. Oprócz nich nad przygotowaniem spektaklu pracowali: Irena Czarnowa, Arina Navichonak, Yuliyana Sidliarevich, Daria Fedorenko, Sandra Karwowska, Daniil Medeliaiev, Yury Ryzhkou, Alina Koryk. Warsztaty teatralne prowadziła Magdalena Sadowska. Wojciech Wojtkielewicz
O problemach dotyczących uchodźstwa, migracji, adaptacji w nowym miejscu najlepiej opowiadają ci, którzy doświadczyli tego na własnej skórze. W Białymstoku jest coraz więcej takich osób. Młodzi Ukraińcy, Białorusini i Polacy wspólnie przygotowali spektakl „Przeżyto”. Pokazują, że wystarczy nieco empatii, by wszystkim żyło się lepiej.

Daniil Marchenko nigdy chyba nie zapomni wdzięczności, jaką już pierwszego dnia szkoły poczuł do swojej nowej, polskiej klasy. Do Białegostoku przyjechał z ogarniętej wojną Ukrainy. Do klasy dołączył już w trakcie roku szkolnego. Przyszedł, nauczyciel go przedstawił, powiedział kilka słów i zachęcił klasę, by sami zapytali o coś nowego kolegę. - Nikt się wtedy nie odezwał. Później mi mówili: widać było po twojej minie, że nie chcesz w taki sposób rozmawiać, że nie chcesz na razie nic o sobie mówić - wspomina Daniil. Teraz już oczywiście przyjaźni się czy koleguje z wieloma osobami z polskiej szkoły, ale wszystko działo się w swoim tempie.

- Jestem im taki wdzięczny, że spojrzeli na mnie jak na człowieka, że zrozumieli moją sytuację, strach przed nowym, niepewność - mówi Daniil.

Takich osób jak on jest w Białymstoku coraz więcej. Tak się układa na świecie, że coraz więcej rodzin to właśnie tu przyjeżdża i tu układa swoje życie. Bo chcą spokoju. Z Ukrainy uciekają przed wojną, z Białorusi - przed niepewną sytuacją. Do Białegostoku trafiają też obywatele wielu wschodnich państw - za nimi niezwykle trudna droga przez granicę z Białorusią i niektórzy chcą ją zakończyć właśnie w naszym mieście.

Nie ma co ukrywać - aklimatyzacja zwykle jest trudna. Zmienia się przecież całe życie. Wszystko zaczyna się od nowa. Dorośli szukają mieszkania, pracy, sposobu na utrzymanie się w nowym miejscu. Dzieci i młodzież trafiają do szkół. I młodsi, i starsi siłą rzeczy nawiązują nowe kontakty, poznają nowych ludzi. To właśnie od tych nowo poznanych osób zależy w dużej mierze to, jak się ułożą relacje, jak ci przyjezdni odnajdą się w naszym mieście. Czy staną się pełnoprawnymi mieszkańca miasta, czy pozostaną wciąż gośćmi. Czy pozwolimy im znaleźć szczęście, radość? Czy będą musieli wciąż i wciąż walczyć o swoje?

Jednak jak społeczeństwu pokazać, że to powitanie w nowym kraju jest tak bardzo ważne? Jak uświadomić, że słowa, spojrzenia, odrzucenie mogą ranić?

Grupa licealistów: Daniil i kilka innych młodych osób - z Polski, Ukrainy i Białorusi - podjęło się tego zadania. Pod kierunkiem Darii Szydłowskiej z Fundacji Polza założyli grupę teatralną. I pokazali, co ich boli, co rani, a co tak bardzo cieszy i pomaga pozbierać się po nieszczęściach, które spotkały ich w ich rodzinnych krajach.

Wracali dwa razy

Daria Szydłowska to dziennikarka, aktorka i reżyserka, która już osiem lat temu przeprowadziła się z Białorusi do Białegostoku z całą rodziną. Przyznaje, że nie miała wielkich kłopotów z adaptacją - ona bardzo chciała tu być, Polska podobała się jej od dawna.. Gorzej było z mężem. Tęsknił za Białorusią straszliwie. Wracali więc do kraju dwa razy. I dwa razy podejmowali kolejne decyzje o powrocie do Polski. W końcu zostali tu na stałe.

Daria opiekowała się swoimi małymi dziećmi, ale wciąż dodatkowo robiła coś innego. Napisała i wydała bajkę dla dzieci, później zaadaptowała ją na spektakl, który - oczywiście - wystawiła. Założyła w mediach społecznościowych pierwszą białostocką grupę rosyjskojęzyczną.

- Chciałam znaleźć córce nianię - tłumaczy. Fejsbukowa grupa jej pomogła, a później szybko zaczęła pomagać i innym rosyjskojęzycznym obcokrajowcom, którzy urządzali się w Białymstoku. Łatwiej jest przecież stawiać pierwsze kroki, gdy jest ktoś, kto życzliwie doradzi, pomoże, pokieruje. Gdzie coś załatwić, gdzie wyrobić dokumenty, gdzie zapisać się do lekarza, jak znaleźć dziecku dobrą szkołę, a nawet gdzie pójść po zakupy. To informacje, które posiada każdy mieszkaniec miasta. Ale gdy przyjechałeś tu kilka dni temu, wszystko jest przecież nowością.

- Do dołączenia do internetowej grupy zapraszałam na ulicy, w sklepie, w autobusie. Gdy słyszałam, że ktoś mówi po rosyjsku, po prostu do niego podchodziłam - wspomina.

W końcu postanowiła rozszerzyć działalność. Założyła fundację Polza i zaczęła pomagać już w realu. - Na swoim przykładzie wiedziałam, jakie są potrzeby, jak powinna wyglądać pomoc - mówi Daria.

Zaczęła pisać granty, zdobywać pieniądze. Zorganizowała półkolonie, warsztaty międzykulturowe, zajęcia sportowe, konsultacje, spotkania.

W ubiegłym roku powstał projekt „Wielokulturowa szkoła”. Daria widziała, jak ciężko jest niektórym dzieciakom się zaadaptować. A takich dzieci z różnych stron świata jest przecież w Białymstoku coraz więcej.

W projekcie zaplanowano warsztaty fotograficzne i teatralne. Te pierwsze właśnie się rozpoczęły, a w ramach tych drugich powstało przedstawienie, w którym młodzi ludzie opowiadają o swoich doświadczeniach migracji, adaptacji, ale też - z drugiej strony - polska młodzież pokazuje, jak to jest być tym witającym. Były już dwa spektakle. Po każdym publiczność została na sali. Tyle było pytań, tyle uwag, tyle próśb o dodatkowe opowieści...

Tylko ja wiem, jak bardzo się bałem

W spektaklu wzięło udział kilkanaście młodych osób. To migranci z Ukrainy, Białorusi, ale też Polacy. Do poruszenia problemu adaptacji w nowym miejscu Darię zachęciła Katarzyna Potoniec z Ośrodka Wspierania Organizacji Pozarządowych. - To gorący temat, mówiła - opowiada Daria. Posłuchała. Do projektu postanowiła zaangażować młodzież. Przyznaje, że nie było łatwo zachęcić młodych ludzi. Przychodzili na zajęcia, potem rezygnowali. Zostało kilkanaście osób. Takich, którym zależy i na które można zawsze liczyć. Większość zresztą ma już teatralne doświadczenia. Działali w kółkach teatralnych, czy to w Ukrainie, czy w Białorusi, czy tu, w Białymstoku - i wiedzą doskonale, że teatr to świetne narzędzie do pokazywania emocji, problemów. I - jak się okazuje - sposobów, jak sobie z nimi radzić.

Daniil, już wojna...

Daniil Marchenko do Białegostoku przyjechał z ukraińskiego Berdyczowa. - Mama pewnego dnia powiedziała: Daniil, już wojna, nie wiemy, co będzie dalej - tak chłopak opowiada o momencie podejmowania decyzji o emigracji. Później było niewielkie pakowanie, bo przecież całe życie musieli zmieścić w kilka toreb, i podróż busem. - Niby byliśmy gotowi do podróży, ale tylko w praktyce. Tak moralnie, duchowo, nikt z nas nie był do tego przygotowany. Nie wiedzieliśmy przecież, gdzie jedziemy, co będzie z nami dalej - mówi Daniil. Pamięta przeraźliwe zimno, gdy na granicy trzeba było wysiąść z busa. Czekali w wielkim tłumie tak samo niepewnych i przerażonych ludzi. Później trafili do ośrodka w Wasilkowie. Byli tam aż mama znalazła im mieszkanie w Białymstoku, a Daniila zapisała do liceum. - Tak się bałem - przyznaje chłopak. Na szczęście trafił na przyjazną, dobrą klasę. Zaopiekowali się nim.

W spektaklu wystąpiły też dwie Białorusinki: Virsaviya Treihis i Irena Czarnowa. - Razem ze mną do klasy przyszły jeszcze dwie nowe dziewczynki. Było więc mi nieco łatwiej. Choć w całej szkole chyba tylko ja jestem obcokrajowcem - mówi Virsaviya. Na szczęście w ogóle tego nie odczuwa. - Dziewczyny z klasy rozmawiają ze mną od pierwszego dnia. Są naprawdę przyjacielskie - zapewnia.

Ale nie da się ukryć, że zdarzają się też sytuacje nieprzyjemne. Bo gdyby ich nie było, niepotrzebne byłoby przestawienie, projekt, tłumaczenie, że wszyscy mamy takie same prawa i dla wszystkich znajdzie się tu miejsce. Irena wciąż zapewnia, że trafiła w naszym kraju na wspaniałych ludzi, ale... słyszała też, jak ktoś w szkole mówił, że Ukraińcy czy Białorusini mają fory w szkole, bo... są Ukraińcami czy Białorusinami. Albo że nie powinni nosić dobrych telefonów. No bo jak to: niby tacy biedni, a pieniądze mają?

W teatralnym projekcie wzięli udział również białostoczanie. Bo Darii bardzo zależało, by przedstawić punt widzenia również tych, od których tak wiele zależy. Natalia Łozdowska, białostoczanka, uczy się w klasie, do której trafił Daniil. Dokładnie pamięta jego początkowe zagubienie. Ale pamięta też - na szczęście - jak bardzo wszyscy w klasie starali się mu pomóc: pomagali znaleźć salę, pożyczali notatki, podpowiadali polskie słowa, gdy widzieli, że mu ich brakuje. - Wiedzieliśmy przecież, co się dzieje na Ukrainie - tłumaczy dziewczyna.

A Paulina Lelusz, kolejna białostocka licealistka, właśnie po to, by poznać tych „innych”, dołączyła do projektu Darii. - To pozwoliło mi poznać nowe osoby, zmierzyć się z ich problemami i próbować im pomóc - mówi.

To jeszcze nie koniec

O tym wszystkim młodzi ludzie rozmawiali już w październiku 2022 r., na początku projektu. Bo to właśnie z ich doświadczeń stworzony jest spektakl. Przyznają, że kiedy zaczęli te rozmowy, nie szły one zbyt dobrze. No bo kto tak od razu chce opowiadać obcym o swoich doświadczeniach, przemyśleniach, uczuciach? Później, gdy się poznali, nie było już z tym problemu. A i teraz łatwiej jest im rozmawiać z nowo poznanymi ludźmi - i o sobie, i o świecie. Dzięki tym rozmowom zyskali też przyjaciół. Bo nikt nie ma wątpliwości - zaprzyjaźnili się ze sobą i już o sobie nie zapomną.

Na podstawie tych rozmów powstały scenki wykorzystane w pierwszej części spektaklu: o pierwszych dniach w Polsce, pierwszych doświadczeniach, przeżyciach, emocjach. Druga część przedstawienia to już podpowiedzi, jak sobie radzić w trudnych sytuacjach. Oraz jak pomóc tym, którzy tej pomocy potrzebują.

Nas scenariuszem i spektaklem pracowali wspólnie, pod kierunkiem Darii Szydłowskiej. Każdy mógł dodać coś od siebie, każdy miał wpływ na ostateczny efekt. Przyznają, że są zadowoleni. Spektakl pomógł im poukładać emocje, a widzów sprowokował do pochylenia się nad problemem. Szkoda tylko, że w projekcie przewidziano zaledwie dwa spektakle. To zdecydowanie za mało - przyznają zgodnie. A Daria tylko się uśmiecha. Bo jest już niemal pewna, że spektakli uda się wystawić dużo więcej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: By goście nie byli już gośćmi. Przebywająca w Białymstoku młodzież z Białorusi i Ukrainy opowiada o pierwszych dniach w Polsce - Kurier Poranny

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna