Było jak zawsze. Najpierw buńczuczne wypowiedzi: „Jestem znakomicie przygotowany. W pełni zrealizowaliśmy z trenerem nasze plany. Walka nie potrwa długo”. Potem: jeden cios, poprawka i nokaut. Szkopuł w tym, że na deski nie poleciał rywal, a zapowiadający swój świetny występ!
Przed tygodniem tak walkę z Mike’m Mollo zakończył w 129 sekundzie Krzysztof Zimnoch. Wcześniej podobnej goryczy porażki „zasmakowali” inni profesjonalni pięściarze z naszego regionu. Paweł Głażewski został znokautowany przez Niemca Jurgena Brahmera w 48 sekundzie pojedynku, czym pobił niechlubny rekord Andrzeja Gołoty, który uległ Lamonowi Brewsterowi w 53 sekundzie. Robert Świerzbiński przegrał przez nokaut z Chrisem Eubankiem Jr. wprawdzie w VII rundzie, ale był liczony aż siedmiokrotnie. Michała Syrowatkę znokautował Rafał Jackiewicz w IV rundzie.
Szczerze mówiąc, wyniki naszych bokserów wcale mnie nie zdziwiły. Bo polskie profesjonalne pięściarstwo jest dla mnie pseudoza-wodowstem. I to z co najmniej z trzech powodów.
Po pierwsze: przeciwnicy. Nasi bokserzy zanim skrzyżują rękawice z kimś, kto cokolwiek umie w boksie, spotykają się z przysłowiowymi „ogórkami”. Ich rywale mają na koncie po kilka walk z podobnymi sobie „ogórkami”. Nasi menedżerowie ich kontraktują, bo wiadomo: są i tani, i krzywdy ich podopiecznym żadnej nie zrobią. No i polscy zawodowcy nabijają sobie bilans walk bez porażki, ze zwycięskimi nokautami. W efekcie mogą stanąć do starcia z nieco lepszym rywalem. A że pojedynkami z „ogórkami” nie podwyższają swojej klasy, to takie walki kończą leżąc na deskach.
Po drugie: polskim galom boksu zawodowego bliżej do pierwszej sceny z legendarnego „Rocky’ego” aniżeli do gal w USA czy Niemczech. No bo co je łączy? Efektowna prezentacja zawodników i wyjec z mikrofonem w ringu. A dzieli przepaść. My mamy bokserów bez nazwisk, którzy marzą tylko, aby obić, nawet faulując (notabene: moim zdaniem Zimnocha zamroczył cios zadany po sędziowskiej komendzie „stop”), twarz rywalowi i byle jaką stawkę walk (za taką uważam pas międzynarodowego mistrza Polski. Czy ktoś słyszał, że Frazier. Foreman walczyli o pas międzynarodowego mistrza USA, bracia Kliczko - Ukrainy, a Powietkin - Rosji?). No i miejsce gal: amfiteatr w Mię-dzyzdrojach, czy Arena Le-gionowo, na 2 tysiące miejsc.
Po trzecie: wspomniani nasi pięściarze, poza zdobyciem mistrzostwa Polski, nie osiągnęli nic na amatorskim ringu. Mistrzostwa Europy, świata, czy igrzyska olimpijskie stanowiły dla nich progi nie do przeskoczenia. A największe gwiazdy zawodowego pięściarstwa to mistrzowie olimpijscy i świata lub medaliści tych imprez.
Dlatego zamiast pasów mistrzowskich WBA, WBO, WBC, IBF nasi profesjonaliści mogą ewentualnie zdobyć pas cnoty Heleny Trojańskiej na gali boksu zawodowego w Pcimiu Dużym.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?