W niedzielę w programie "Bronisław Wildstein przedstawia" w TVP1 gościnnie wystąpił rosyjski ekonomista i były doradca Putina Andriej Iłłarionow ( był jednym z sygnatariuszy listu, który ostrzegał Polaków przed przekazaniem śledztwa stronie rosyjskiej). Stwierdził, że śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej jest prowadzone skandalicznie.
- Od 10 kwietnia podawano społeczeństwu wiele informacji, które były pomyłkami, jeśli nie kłamstwami - mówił. - Podawano na przykład, że samolot podchodził do lądowania cztery razy. To kłamstwo było widoczne od początku, bo świadkowie katastrofy zeznali, że samolot próbował lądować tylko jeden jedyny raz, który w konsekwencji okazał się tragiczny.
Podobnego zdania są wdowy po tragicznie zmarłych.
- Sposób prowadzenia śledztwa pozostawia, delikatnie mówiąc, wiele do życzenia - komentuje Magdalena Merta, wdowa po zmarłym Tomaszu Mercie. - Smoleńskie śledztwo przypomina mi te prowadzone w PRL-u, kiedy to postępowania z góry nie miały nic wyjaśniać.
Jej zdanie podziela Zuzanna Kurtyka, żona byłego prezesa IPN, Janusza Kurtyki. Mówi, że rodziny w ogóle nie są informowane o przebiegu śledztwa, pomimo wniosków, które składają w ich imieniu pełnomocnicy. Prokuratura nawet na nie nie odpowiada, co budzi poważne zaniepokojenie - dodaje.
- Władze polskie umyły ręce, w momencie gdy przekazały śledztwo Rosjanom - mówi Beata Gosiewska, wdowa po pośle PiS. - Nie można tego nazwać inaczej, jak tylko pozorami śledztwa.
Iłłarionow wskazywał również nieprawidłowości w ustalaniu godziny katastrofy. Przekonuje, że skoro samolot rozbił się 300 metrów od końca pasa startowego, a wiele osób przebywało wówczas na lotnisku, to ustalenie godziny, w której nastąpiła katastrofa, nie powinno stanowić problemu. Mimo to, zwlekano z tym i przez kilka tygodni podawano nieprawidłową informację.
Różniły się też informacje o stanie pogody podawane przez władze rosyjskie. Jeden z kontrolerów, który znajdował się w tym momencie na lotnisku powiedział, że jego zadaniem było nie dopuścić do lądowania polskiego samolotu, co było co najmniej dziwne, jak mówi Iłłarionow.
- W pewnym momencie samolot zaczął pikować w dół z ogromną szybkością, a kontroler powtarza tylko "Wszystko w porządku, znajdujecie się na pasie" - dodaje. - Opublikowane stenogramy wykazały też, że nie ma tam ani jednego zakazu ani polecenia, by nie lądować w Smoleńsku.
Strona rosyjska tymczasem utrzymuje, że wieża lotów kilkakrotnie powtarzała, by piloci skierowali maszynę w stronę Witebska, Moskwy albo Mińska.
Program obejrzysz na stronie TVP Bronisław Wildstein przedstawia
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?