Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcą obejść Polskę w 160 dni

Urszula Ludwiczak [email protected]
Marek Chorąży (z lewej) i Konrad Strycharski podczas postoju w Czeremsze
Marek Chorąży (z lewej) i Konrad Strycharski podczas postoju w Czeremsze B. Maleszewska
Są w trasie już prawie 70 dni, w nogach mają 1,7 tys. km. A przed nimi jeszcze 2,3 tys. km drogi. Pieszo. Marek Chorąży i Konrad Strycharski chcą obejść Polskę wzdłuż granic. Wyszli na początku maja z Katowic, od kilku dni są na Podlasiu, wkrótce będą na Mazurach. Ich marsz ma też głębsze przesłanie.

To chęć zwrócenia uwagi na ważny problem - sytuację chorych na stwardnienie rozsiane (SM) w Polsce. Marek i Konrad mają nadzieję, że ich marsz sprawi, że zacznie się o tym problemie mówić, a może nawet uda się coś zmienić. Bo jak dotąd, polscy chorzy mają jedną z najgorszych sytuacji w Europie.

Ten marsz będzie inny
Marek Chorąży to piechur z Katowic. Ma 31 lat. Od 11 lat jest w drodze, przejechał ok. 40 tys. km autostopem po Europie. A w ub. roku z kolegą przeszedł ponad 5500 kilometrów, spędzając w drodze 5 miesięcy i 22 dni. - Wymyśliłem, że pójdę na koniec świata - opowiada Marek. - 8 kwietnia zaczęliśmy iść w kierunku zachodzącego słońca. Szliśmy dopóki nam lądu starczyło.

Z Katowic przez Austrię, Niemcy, Liechtenstein, Szwajcarię, Włochy, Monako, Francję dotarli pieszo na Cabo de Finisterre w Hiszpanii (przylądek uważany niegdyś za koniec starego świata - Europy). To było niesamowite przeżycie. Po zakończeniu tamtej wyprawy trudno było wrócić do dawnego życia. - Odbiło mi na punkcie chodzenia - mówi Marek. - Ale pomyślałem, że teraz trzeba przejść własny kraj, zanim zrobię cokolwiek innego.

Do planu obejścia Polski wzdłuż jej granic doszła myśl, że warto by maszerować w ramach jakiejś idei. Decyzja była łatwa.

- Mam ciocię, chorująca na SM, a będąc w ub. roku w Hiszpanii, na szlaku św. Jakuba, poznałem dziewczynę, Francuzkę, która też ma SM - opowiada Marek. - Byliśmy ze sobą pięć miesięcy, poznałem czym jest ta choroba dla Francuzki i czym różni się jej życie, od życia chorego Polaka. Te różnice są ogromne. W Polsce program terapeutyczny dla chorych obejmuje tylko 3 lata, o ile pacjent się do niego dostanie. We Francji osoba z SM ma leczenie na tak długo, jak tego potrzebuje, gdy kończą się jej leki, idzie do dowolnej apteki i bierze lekarstwo za darmo. U nas po 3 latach chory może samodzielnie kontynuować kurację, a to koszty ok. 2 tys. zł miesięcznie.

Marek dodaje, że także świadomość Polaków odnośnie stwardnienia rozsianego nie jest wysoka.

- Wiele ludzi nie wie, że SM to stwardnienie rozsiane. Tymczasem mamy ok. 60 tys. chorych dookoła, może pomyślmy o nich czasem. Nie bójmy się SM. Także sami chorzy boją się często przyznać, że mają SM. Niestety, bywa, że tracą wtedy przyjaciół, bo ci nie wiedza, jak się zachować wobec takiej osoby. Tamta Francuzka też się bała mi powiedzieć na początku o chorobie, nie wiedziała, że mam SM w rodzinie - opowiada Marek.

4 tysiące km na piechotę
Gdy już zapadła decyzja o przesłaniu marszu, Marek zwrócił się do Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego z prośbą o patronat. Odpowiedź - pozytywna - przyszła niemal od razu. Ustalono, że Marek wyruszy na początku maja. Trasa miała liczyć ok. 4 tys. km, przebiegać wzdłuż granic Polski.

- Miałem iść sam, nie da się nikogo namówić na taką podróż, trzeba chcieć to zrobić - mówi Marek. - Ja nie robię tego dla pieniędzy, nie jestem działaczem PTSR, ale wolontariuszem.

Marek szykował się do kolejnej wyprawy, zwolnił się z pracy. A w marcu znalazł kompana do swojej podróży przez Polskę. 29-letni Konrad Strycharski znał Marka przez brata.

- A Marek cały czas opowiadał o swoim marszu - mówi Konrad. - Postanowiłem, że z nim pójdę, bo to może być fajna przygoda. Zostawiłem pracę w fabryce, bo uznałem, że wiem już wszystko o produkcji żelazek i części do samochodów.

Konrad nigdy wcześniej nie chodził na długie trasy, musiał nabrać trochę formy. - Bo przygotować się do takiej wyprawy tak naprawdę się nie da. Trzeba po prostu iść - mówi.

3 maja Marek i Konrad z niewielkimi plecakami wyruszyli z Katowic do Cieszyna. Stamtąd 7 maja już oficjalnie ruszyli w trasę.

- Pierwsze trzy tygodnie lało bez przerwy - opowiadają. - W takiej sytuacji przestaje się zwracać uwagę na deszcz. Pada, a my i tak idziemy. Najgorzej, gdy robi się zimno, wtedy najlepiej iść pod górę, bo cieplej.

Nie omijały ich burze. - Raz w tym czasie byliśmy akurat na szczycie góry, dookoła las. Czyli dokładne zaprzeczenie tego, co się mówi, aby w czasie burzy unikać stania pod drzewami - mówią.

Cała droga to przygoda. Choć trasa jest mniej więcej zaplanowana, nigdy nie wiedzą, gdzie będą spać i co jeść.

- Nasz budżet na podróż to 150 zł - mówią. - Śpimy u gospodarzy, księży, w straży granicznej. Zazwyczaj ten, co nas przyjmuje na noc, daje też coś zjeść.
To o której wyruszają i jak długo idą, zależy od tego, gdzie się zatrzymują i pogody.
- Jak nasz gospodarz idzie o 7 do pracy to z nim wychodzimy, jak ktoś ma wolne, to z nim celebrujemy ranek. Chodzi o to aby tę podróż przeżyć, a nie przelecieć. Po drodze lokalne atrakcje staramy się zobaczyć. Ale jak wyruszymy o godz. 7 to dziennie i 50 km możemy przejść. - opowiada Marek.

Ludzie są dla nich bardzo życzliwi. Do tej pory tylko raz użyli namiotu. W plecaku mają koszulki na zmianę, długie spodnie, polar, wiatrówkę, szczoteczkę do zębów. Max 9-10 kg.

- Chodzimy 30-50 km dziennie. Średnio 60 tys. kroków. Idzie się w ciszy, bo rozmowa zabiera siły. Ale to dobra psychoterapia, takie zostanie z własnymi myślami przez parę godzin - mówią.

Można iść lub... przepić
O tym, gdzie akurat są chłopcy, można dowiedzieć się śledząc stronę internetową www.ptsr.org.pl. Każdy chętny może do nich na jakiś czas dołączyć. W drodze po Pomorzu z Markiem i Konradem mają iść Australijczycy.

Marsz "Obchodzę Polskę, obchodzą mnie ludzie z SM" staje się coraz głośniejszy. Finał trasy przewidziany jest na październik. W sumie marsz zajmie ok. 160 dni. W tym czasie na pewno niejedna osoba usłyszy o SM. Cel wyprawy będzie osiągnięty.

A w przyszłym roku Marek chce wyruszyć do Istambułu. Przez Karpaty, Rumunię. Niewykluczone, że też będzie przyświecał tej wyprawie jakiś cel. - Moje marzenie na przyszłość to przejście z Alaski do Ameryki Południowej - mówi piechur. - To 2,5 roku samego marszu, cała wyprawa jakieś 3 lata. Długo? Można też takie trzy lata przepić i nic nie zobaczyć. Każdy ma swoje własne życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna