Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcą rządzić. Tylko czy wiedzą jak?

Anna Mierzyńska [email protected]
Członkowie PO po zwycięskich wyborach
Członkowie PO po zwycięskich wyborach
Polityka personalna Platformy Obywatelskiej budzi coraz większe emocje. Kolejne stanowiska zajmują bowiem właśnie ludzie tej partii, także w naszym regionie. Dobrze to znamy, bo podobnie działały już SLD i PiS. Czy naprawdę w Polsce nie da się rządzić inaczej?

Informacje o kolejnych mianowaniach osób związanych z tą lub inną partią to norma, do której coraz bardziej się przyzwyczajamy. Każde ugrupowanie rządzi w ten sam sposób: najpierw przejmuje władzę dzięki wyborom, a potem na stanowiskach strategicznych politycznie umieszcza swoich ludzi. Gdyby na tym się skończyło, sytuacja wyglądałaby zupełnie normalnie. Niestety, w Polsce władza idzie dalej i wykorzystuje stanowiska w spółkach komunalnych czy instytucjach publicznych do zapewnienia sobie stabilnych koalicji, także w regionach. Chętnie też powierza stanowiska członkom swojego ugrupowania jako tym, którym można zaufać. Czy rządy w Polsce muszą tak wyglądać? Czy nie da się rządzić inaczej, bez otaczania się świtą partyjnych kolegów?

Idealizm dobry w opozycji
- To idealizm, który można reprezentować tylko, gdy się nie jest u władzy. Natomiast gdy się przejmuje władzę, okazuje się, że nie sposób działać inaczej. To czysty pragmatyzm, a bez niego nic się nie uda osiągnąć, nie da się między innymi właśnie wprowadzić nowej jakości do życia publicznego - tak politykę obsadzania stanowisk ludźmi z partii tłumaczy jeden z działaczy podlaskiego PO. Bo dziś to właśnie Platforma jest rozliczana z personalnych nominacji. - Zanim doszliśmy do władzy, wierzyliśmy, że do polityki personalnej można podejść w bardziej ideowy sposób.

W praktyce okazało się jednak, że aby sensownie rządzić, trzeba mieć wokół siebie właśnie ludzi zaufanych. A tacy są ci, których znam z działalności w tej samej partii. Choć oczywiście najważniejsze są ich kompetencje, bez tego nie ma mowy o żadnych mianowaniach. Nie ma się jednak co dziwić, że po przejęciu przez nas władzy wykorzystujemy ludzi z PO.

Polityka personalna PO nie podoba się niektórym członkom Platformy. Od kilku dni trwa wewnątrzpartyjna internetowa dyskusja "buntowników", niezadowolonych z kierunku wybranego przez ich ugrupowanie.

- Platforma robi się takim miękkim PiS-em. Wystarczy spojrzeć na obsadę stanowisk, by zobaczyć, że PO zawłaszcza kolejne sfery życia publicznego. A przecież miało być inaczej - mówią. Niechętnie przyznają się jednak do tego, że sami należą do tego grona działaczy, które stanowisk nie dostało, a ich opinie personalne nie zostały wzięte pod uwagę. Czyżby stąd brały się ich pretensje?

- Zarzut, że zawłaszczamy sobie życie publiczne, jest nieprawdziwy. A na stanowiskach w naszym regionie wcale nie ma tak dużo ludzi z PO - zapewnia prominentny działacz podlaskiej Platformy. - W zestawieniu z ogólną liczbą stanowisk stanowią oni jedynie niewielki procent.

Mało ich czy dużo?
Przyjrzyjmy się temu dokładnie. Na początek - białostockie spółki komunalne (miastem bowiem także rządzi PO, choć prezydent Tadeusz Truskolaski do Platformy nie należy). MPEC: prezes spółki Bartosz Bezubik to dobrze wykształcony menedżer, który jednocześnie jest skarbnikiem PO w Białymstoku. Radzie nadzorczej przewodniczy nauczyciel akademicki Lech Dzienis z PO, a jednym z jej członków jest Krzysztof Lebiedzieński, członek zarządu regionu podlaskiego PO. W spółce pracuje też były prezydent Białegostoku Ryszard Tur, który od kilkunastu miesięcy współdziała z PO (startował z jego list do sejmiku).

Kolejna spółka - "Lech": prezes Janusz Szymczukiewicz to członek zarządu PO w Białymstoku. KPKM: tu wiceprezesem jest Marcin Moskwa, PO. Prezesem zaś Dariusz Ciszewski, nie z Platformy, co prawda, ale z "Naszego Podlasia", które od ostatnich wyborów parlamentarnych współpracuje z PO. KZK: wiceprezesem jest Piotr Siemieniuk, członek podlaskiego SLD. PO nie ukrywa, że stanowiska dla działaczy lewicy to cena zawarcia nieformalnej koalicji z lewicą w białostockiej radzie miejskiej i w sejmiku. KPK: prezesem jest Cezary Zajkowski, członek rady powiatu PO w Białymstoku. Prokurentem zaś - Karol Ferenc, SDPL (kolejne stanowisko za koalicję z lewicą). KTBS: wiceprezesem jest Andrzej Sądel, który startował w wyborach z listy PO, a prokurentem Zbigniew Krzywicki, lewicowy radny sejmiku wojewódzkiego - dostał tę pracę trzy tygodnie po głosowaniu, w którym poparł marszałka z PO. Wodociągi Białostockie: jednym z wiceprezesów jest Zdzisław Daniszewski, który startował z listy PO do Rady Miejskiej Białegostoku. A w radzie nadzorczej PO reprezentuje Przemysław Ślepowroński, członek zarządu białostockich struktur partii.

- To zaledwie kilkanaście osób - podkreślają członkowie Platformy. - I na dodatek wszyscy są przygotowani merytorycznie do pełnienia swoich funkcji. Z czego tu się tłumaczyć? A że każda nominacja budzi emocje? Cóż, w ogóle polityka budzi emocje...

Do miejskich spółek dochodzą jeszcze stanowiska dla działaczy Platformy, którzy zostali zatrudnieni w gabinetach prezydenta, wojewody i marszałka. Chociaż to akurat można zrozumieć. Wśród najbliższych współpracowników najwyższych decydentów rzeczywiście powinni znaleźć się ludzie zaufani, a może raczej - ufający sobie, którzy się znają i potrafią ze sobą współdziałać. Ale właśnie na gabinetach partyjność powinna się kończyć. A tak nie jest.

Władza wciąż kusi
PO nie jest wyjątkiem w prowadzeniu takiej polityki personalnej. Przed nią podobnymi zasadami kierowało się SLD, a potem także PiS. Obie partie były za to jednak silnie krytykowane. Czy warto naśladować przegranych? Wiadomo przecież, że SLD poniosło polityczną klęskę i straciło władzę po jednej kadencji. PiS oddał władzę po dwóch latach. Pójście ich drogą może doprowadzić Platformę Obywatelską tylko do jednego - do przegranej w następnych wyborach.

Kluczowe pytanie dotyczy jednak nie dalszych losów Platformy, tylko tego, czy rzeczywiście sprawowanie władzy w Polsce musi polegać na ręcznym sterowaniu ludźmi, czy też można politykę uprawiać inaczej. W samej Platformie popularny jest pogląd, że byłoby to możliwe, gdyby wprowadzone zostały zmiany systemowe, legislacyjne, choćby jednomandatowe okręgi wyborcze, których PO domagało się już kilka lat temu. Bo dziś np. marszałek województwa jest zakładnikiem politycznej większości w sejmiku. Musi dbać o jej poparcie, bo bez niej jego zarząd przestanie istnieć. A poparcie najłatwiej zdobyć oferując korzyści, choćby w postaci stanowisk. Stąd polityczny handel stanowiskami.

Nieco lepiej ma prezydent miasta, bo znacznie trudniej go odwołać. Z drugiej strony on także potrzebuje poparcia rady miejskiej i partii, będącej jego zapleczem politycznym. I tu karuzela stanowisk zaczyna się kręcić od początku. Poza tym w wielu dziedzinach polskie prawo jest tak sformułowane, że wręcz kusi, by wykorzystać je do realizacji własnych interesów. A politykom bardzo trudno dobrowolnie zrzec się wpływu np. na media publiczne - i dopóki przepisy im tego nie uniemożliwią, dalej będą robić wszystko, by zachować nad nimi kontrolę. Ta sama zasada obowiązuje w wielu innych dziedzinach życia publicznego.

W Polsce jest trudniej
- Oczywiście, że można rządzić inaczej - prof. Jerzy Kopania, rektor Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Białymstoku, jest przekonany, że systemy sprawowania władzy dają rozmaite możliwości. - Chociaż trzeba przyznać, że w jednych krajach łatwiej, a w innych trudniej wprowadza się zasadę, iż przy mianowaniach liczą się kompetencje, zdolności i wymogi formalnoprawne. Polska należy do tych drugich, między innymi ze względu na uwarunkowania historyczne. Dość często Polacy znajdowali się w sytuacjach, w których musieli bronić się, tworząc nieformalne struktury, oparte na koligacjach rodzinnych, znajomościach czy wzajemnym zaufaniu. Ale to wcale nie znaczy, że nie potrafimy postępować inaczej! Zwracam też uwagę, że każde ugrupowanie, które głosi hasła praworządności, można dość łatwo sprawdzić. Wystarczy ocenić, czy tworzy ono prawo uniemożliwiające nepotyzm i korupcję oraz czy likwiduje przepisy, które do tej pory je umożliwiały. W ten sposób wyborcy powinni rozliczać każdą partię rządzącą.

Platforma Obywatelska ma więc jeszcze szansę, ponieważ zmian prawnych nie zdążyła na razie wprowadzić zbyt dużo i trudno dziś o nich zbyt wiele powiedzieć. Czy ograniczy samą siebie? Czy zdoła powściągnąć chęć sprawowania kontroli nad jak największą częścią życia publicznego? Czy skończą się mianowania lojalnych, a zaczną mianowania kompetentnych? Szansa jeszcze jest.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna