Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chciałbym żyć w gigantycznym lesie

Urszula Krutul
Maciej Fafklak - przewodniczący Jury Festiwalu.
Maciej Fafklak - przewodniczący Jury Festiwalu. fot. B. Maleszewska
Jest przewodniczącym jury tegorocznego, V już Międzynarodowego Festiwalu Filmów Przyrodniczych im. Braci Wagów. Zrobił ponad 30 filmów, kilka nowych ma jeszcze w głowie. O tym, jak napisać scenariusz, o podróżach i o tym, co jest najważniejsze w pracy dokumentalisty z Maciejem Faflakiem rozmawia Urszula Krutul.

Czym różni się napisanie scenariusza do filmu przyrodniczego od fabularnego?
- Scenariusz filmu fabularnego jest sprawą prostą. W każdym razie realizacja, nie mówię, że napisanie. Wprowadzenie w życie scenariuszu takiego filmu jest sprawą prostą. W filmie dokumentalnym trzeba napisać jakiś ogólny rys. Trzeba wiedzieć, o co nam chodzi. Miałem takie przypadki, kiedy mnie poklepano po ramieniu i powiedziano: "Pan przynajmniej wie, o co chodzi". I to jest największa możliwa pochwała, jaką może dostać dokumentalista. Bo scenariusz jest pewnym szkicem i jest przeznaczony głównie dla ludzi dających kasę. W filmie przyrodniczym często zdarzają się rzeczy niezwykłe, których scenariusz nie przewidywał, a nastąpiły. Dodatkowo, my jako filmowcy staramy się nie interpretować. Bo to nie jest sprawa dokumentalistów, tylko naukowców i filozofów, teologów (śmiech). My staramy się podać fakty. A fakty są czasami zastanawiające.

Jakie cechy powinien posiadać dobry dokument?
- Powinien być zgodny z prawdą, oddawać rzeczywistość. Rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana i niezwykła niż nam się wydaje. I to wystarczy.

Czyli dokumentalista nie może fałszować rzeczywistości...
- W ogóle nie wolno kłamać. Dokumentalista tym bardziej nie powinien. Są takie zawody, gdzie się kłamie profesjonalnie, ale to już jest zupełnie inny temat (śmiech). I podejrzewam, że jeżeli ktoś oddaje pełną prawdę, tak jak ją potrafi odtworzyć, to ona jest wystarczająco fascynująca, żeby zajęła uwagę widza.

Ile filmów ma Pan na swoim koncie?
- Nie wiem. Ze 30. Ale filmowcem zostałem dopiero w wieku lat około 40. Miałem za to barwną przeszłość. Zajmowałem się wieloma rzeczami.

To proszę powiedzieć jakimi?
- Z zawodu jestem nauczycielem. Długie lata uczyłem historii. A potem, zaraz po stanie wojennym można było zostać filmowcem bez studiów filmowych. Wcześniej taka możliwość istniała może w latach 50. Zaryzykowałem.

Dużo Pan podróżował?
- Nie. Praca nad filmem przyrodniczym wymaga ogromnej i bardzo dokładnej dokumentacji. Trzeba dobrze znać miejsce, w którym się pracuje, żeby przyzwoicie zrobić film. Nie da się zrobić uczciwego i przyzwoitego filmu przyrodniczego "z doskoku".

Jak Pan trafił do Białegostoku?
- Zakochałem się w kobiecie, która tu mieszka. Mieszkałem tu jakieś 5, 6 lat. Ze względu na kobiety robi się różne rzeczy. Rozwiedliśmy się. Ale nie dlatego wyjechałem. Tak naprawdę nie wiem, gdzie mieszkam (śmiech). Nie mam wyznaczonego miejsca. Chciałbym żyć, a przynajmniej umrzeć tam, gdzie są gigantyczne lasy. Czyli np. na Borneo. I chciałbym mieć pogrzeb marynarski.

Na co Pan będzie zwracał uwagę jako juror festiwalu?
- Wydaje mi się, że przede wszystkim na rzetelność. Jest jeszcze jedna rzecz, nad którą boleję zawsze najbardziej - komentarz. Jest on zawsze najsłabszą częścią filmu przyrodniczego. To się trochę zmieniło, ale jest dużą rzadkością, żeby ktoś napisał dobry komentarz. Zawsze najlepsze są zdjęcia, reżyseria różnie. Niestety czasami w ogóle jej nie ma, a komentarz jest zawsze najsłabszy i przegadany. Ale są też optymistyczne przykłady, że może być inaczej.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna