Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chory z zazdrości mąż podpalił żonę. Grozi mu dożywocie

Izabela Krzewska
W środę Tomasz S. miał przed sądem pochyloną głowę. Gdy składał wyjaśnienia, łamał mu się głos. W pewnym momencie zaczął płakać...
W środę Tomasz S. miał przed sądem pochyloną głowę. Gdy składał wyjaśnienia, łamał mu się głos. W pewnym momencie zaczął płakać... Wojciech Wojtkielewicz
Coś mi mówiło: zrób to! Chlusnąłem raz benzyną i przyłożyłem zapalniczkę - opowiada oskarżony o zabójstwo Tomasz S. Poparzona kobieta w tragicznym stanie trafiła do szpitala. Zmarła po kilku dniach. - On to planował - opowiada siostra ofiary. - Już wcześniej kazał jej szykować trumnę.

Dolistowo Stare. Niewielka wieś w gminie Jaświły. To tam doszło do zbrodni. - Córka wstała do pracy na godzinę 6. Jak zawsze poszła do łazienki. Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk. Zerwałam się - opowiadała nam zrozpaczona 75-letnia Helena Daniłko. - Ściany były czarne od dymu. Córka miała poparzoną szyję, tył głowy, w wannie leżały popalone włosy.

Wioletta S. była przytomna. Sama ugasiła płomienie na swoim nagim ciele. Nie dała jednak rady samodzielnie się przemieszczać. Wspierając się na ramieniu matki, przeszła do pokoju. Jej 15-letni syn obudził się i wezwał pogotowie.

Już czuła, że umiera

Ranna kobieta, jeszcze przed przyjazdem karetki, zadzwoniła do koleżanki z pracy. Prosiła, aby ta do niej przyszła,

- Gdy weszłam, w mieszkaniu czuć było jeszcze benzynę - opowiada łamiącym się głosem Teresa Skutnik. Znają się od podstawówki, pracowały razem od 11 lat. - Wiola do mnie powiedziała: „Zobacz, co mi zrobił“. Cała była popalona, aż brązowa. Jednocześnie starała się być opanowana, sama przedyktowała mi numer na pogotowie. A przecież paliła się od środka... Zanim mnie odprawiła, powiedziała: „ja umrę”. Jakby już wiedziała...

Walka o życie 43-latki trwała kilka dni. Śmigłowiec przetransportował ją do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, gdzie znajduje się oddział leczenia oparzeń. Stan pacjentki był krytyczny. Miała oparzenia II i III stopnia około 80 proc. powierzchni ciała. Do tego niewydolność wielonarządową. Lekarze od początku nie dawali jej wielkich szans na przeżycie. Zmarła po tygodniu.

- Ostatnie jej słowa to zajmij się moim synem - wspomina 54-letnia Mirosława Berdowska, siostra ofiary. Mieszkała w Ełku, jednak przeniosła się do Dolistowa. Opiekuje się teraz schorowaną matką, która po tych wydarzeniach dostała wylewu. Nie mogła stawić się w sądzie na przesłuchaniu. A nastolatek? - Budzi się w nocy, wszędzie mamę widzi - opowiada ciotka.

Chłopak ojca nie chce oglądać. W sądzie rodzinnym toczy się proces o pozbawienie Tomasza S. praw rodzicielskich.

- Wiem, że syn bardzo cierpi. Skrzywdziłem jego i żonę. Wiem, że muszę odpokutować za swoje grzechy. Ale nie chciałem zabić, nie wiedziałem, że tak się stanie - mówił ze łzami w oczach Tomasz S., składając wyjaśnienia przed Sądem Okręgowym w Białymstoku. Proces rozpoczął się w środę. 43-latek wielokrotnie powtarzał, że chciał żonę „tylko” nastraszyć, poparzyć, żeby była brzydka.

Z kontekstu wynika, że zrobił to z zazdrości. Podejrzewał żonę o romans i chciał ją oszpecić. Ale najbliżsi ofiary twierdzą, że wersja o romansach to brednie.

- Tomasz był chorobliwie zazdrosny. Wszędzie jej kochanków widział. A ona nie miała czasu na romanse. Każdy we wsi to wiedział - opowiada Mirosława Berdowska.

Nie ma wątpliwości, że Tomasz S. chciał zamordować żonę: - Bił Wiolę, upokarzał, zastraszał. Zabójstwo planował. Mówił, żeby szykowała sobie trumnę, grób kopała - siostra zmarłej zdradza przerażające kulisy związku.

Sąsiedzi o Wioletcie wypowiadają się w samych superlatywach: - To taka poczciwa kobieta. Pracowała w sklepie. Przyjemna, spokojna - mówią.

- Ale miała w sobie smutek - dodają inni.

Pił i znęcał się nad żoną

A on? Nie pracował. To żona go utrzymywała. Było jeszcze gospodarstwo, ale Tomasz S. nie kwapił się do obrządku. Gospodarstwo trzeba było oddać w dzierżawę.

- Ale kiedy szedł, a ja jechał rowerem do kościoła, dzień dobry mówił. Ja nic nie widziałam żeby pijany szedł - mieszkańcy Dolistowa nabierają wody w usta..

- On się maskował, grzeczny był do sąsiadów. Ale jak do domu przychodził, inny był. Spał, pił, spał, pił - pani Mirosława nie zostawia na szwagrze suchej nitki.

Pił. I to nałogowo. Do problemu z alkoholem oskarżony się przyznał. Twierdzi, że nie potrafił sobie poradzić z problemem.

- Dwa dni mogę wytrzymać, ale muszę brać leki uspokajające. Byłem na leczeniu, ale wytrzymałem tylko 5 tygodniu - mówił.

Na przepustce napił się z kumplem. Wyrzucili go z terapii. Wysłał go na nią sąd, który w zeszłym roku skazał go za znęcanie się. Kara: dwa lata w zawieszeniu i dozór kuratora. Ale małżonkowie dalej mieszkali pod jednym dachem. Mimo, że sprawa rozwodowa była w toku. A Tomasz S. nadal się nad żoną znęcał. Dlatego prokuratura znów skierowała akt oskarżenia. Początku tej sprawy Wioletta S. już nie dożyła.

- Mówiłam: odejdź od niego. Zrób coś z tym. Ale ona: łatwo ci mówić. Bała się go - podkreśla Teresa Skutnik.- Bała się gdzieś wyjechać. Nie chciała też zostawiać matki...

Małżeństwo S. mieszkało pod jednym dachem z synem i teściową. Wioletta S. często szukała spokoju. Chowała się przed mężem na strych.

- Siostra opowiadała, jak któregoś razu wyciągnął ją stamtąd za włosy. Chciał zrzucić ze schodów - relacjonuje Mirosława Berdowska.

- Nie powiem, były kłótnie, wyzwiska, z obu stron. Biłem ją ręką po tyłku, ale i otwartą ręką w twarz. Ona nie pozostawała mi dłużna. Z liścia nie raz dostałem - wyjaśniał w czasie śledztwa oskarżony. - Żałuję, że syn musiał to oglądać.

Do tragedii doszło w poniedziałek. Trzy dni wcześniej, w piątek, Wioletta S. mówiła przyjaciółce, że chce kupić zamek do drzwi w łazience. Nie zdążyła.

Koszmarna zbrodnia.

Zdarzenie miało miejsce 3 sierpnia 2015 roku. Sprawca, Tomasz S., został zatrzymany dwa dni później. Usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa. Po śmierci żony zmieniono go na zabójstwo. Sąd Okręgowy w Białymstoku, który zajmuje się sprawą, już na początku procesu uprzedził strony, że rozważa zaostrzenie kwalifikacji prawnej czynu na zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Co to oznacza w praktyce? Minimalna kara, jaką może orzec wobec oskarżonego, to nie 8 a 12 lat więzienia.

Kolejna rozprawa - 21 grudnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna