Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co nam Jaćwież zostawiła

D. Biziuk
Sokrat Janowicz w swojej pracowni w rodzinnym domu
Sokrat Janowicz w swojej pracowni w rodzinnym domu D. Biziuk
Sokrat Janowicz to znany prozaik i eseista białoruski. Urodził się i mieszka w Krynkach. Jest absolwentem filologii polskiej i białoruskiej, współzałożycielem Białowieskiego Stowarzyszenia Literackiego "Białowieża" oraz Stowarzyszenia Kulturalnego Villa Sokrates. Jego utwory są tłumaczone m.in. na język niemiecki, angielski i włoski. Z Sokratem Janowiczem o Krynkach, ich związkach z Grodnem, Białymstokiem i Sokółką, rozmawia Dorota Biziuk.

W wywiadach określa Pan siebie jako człowieka "chorego na Krynki". Proszę wyjaśnić, na czym to polega.
- Zawsze uważałem, że stolicą każdego z nas jest miejsce, w którym przyszliśmy na świat. Niezależnie od tego, gdzie później się znajdziemy, wracamy myślami do swoich korzeni. Sporo w życiu podróżowałem, ale czy to w Ameryce, czy w Europie, zawsze szukałem analogii z Krynkami. Kiedy już najeździłem się po świecie, zrozumiałem, co miał na myśli Rembrandt. Ten wielki malarz nie chciał wypuścić syna w świat, tłumacząc mu, że "po co się włóczyć, skoro cały świat masz w domu". Krynki to moje epocentrum, gdzie po raz pierwszy poznałem smak chleba, wody, białoruską mowę.
Najwcześniejsze wspomnienie rodzinnego miasta to...
- Jedna wielka ruina, bo przez Krynki przetoczyło się kilka frontów. Wojna nas nie oszczędziła. Urodziłem się jesienią 1936 roku. Można powiedzieć, że wtedy Krynki były prawdziwą potęgą garbarską. W mieście działało 140 zakładów i zakładzików. Przed wojną mieliśmy około 15 tys. mieszkańców. Dla porównania dodam, że w tamtym okresie Białystok miał ich 20 tys.
O Sokółce nie ma nawet co wspominać. Od kiedy pamiętam, Krynki zawsze znajdowały się w cieniu Grodna. Do powiatu sokólskiego włączono nas dopiero po 1945 roku. Moja rodzina mieszkała na obrzeżach miasta i tylko dlatego nie straciliśmy dachu nad głową w wojennej zawierusze. Centrum Krynek zostało zrównane z powierzchnią ziemi. Trudny był to okres dla wszystkich mieszkańców. Głód panował niesamowity. U mnie nie było jeszcze tak źle, bo chleba nam nie brakowało. Jednak niektóre dzieci przychodziły do szkoły z głodowymi zaciekami na twarzy.
Nadmienił Pan, że Krynki były miastem przemysłowym. W czyich rękach znajdowały się ówczesne garbarnie?
- Głównie Żydów i Niemców.
Niemcy w Krynkach?
- A czemu nie? Zresztą nie tylko Niemców tutaj mieliśmy. W czasach Wielkiego Księstwa Litewskiego przez Krynki przebiegał ogromny szlak handlowy z Inflant na Morawy. Przemieściło się mnóstwo narodów przez nasze miasto. Niemcy trafili do Krynek głównie w XVIII wieku za sprawą Antoniego Tyzenhauza. Mieli oni u nas nawet swoją parafię ewangelicką. Do dzisiejszego dnia w Krynkach można spotkać niemieckie nazwiska typu Bach, czy Janowicz. Weźmy takich Janowiczów. Znalazłem dowody na to, że pochodzą oni z niemieckich Inflant. Mamy również nazwiska typowo tatarskie, jak np. Bułatewicz, Mucharski.
Kiedy cofniemy się jeszcze bardziej w czasie, okaże się, że dzisiejsza Sokółka, Krynki i Białystok to dawna Jaćwież.
- Doskonale widać to po nazewnictwie niektórych miejscowości. Przypuśćmy, że jest XVIII wiek, a my trafiamy do Sokółki. I co słyszymy? Otóż, każdy rozmawia po jaćwiesku. Slawizacja tych ziem następowała stopniowo. Jaćwież zostawiła nam wyraźne ślady. Miejscowość Słójka to po jaćwiesku słojalis, czyli łoza. Nazwa Szudziałowo również ma rdzeń jaćwieski od wyrazu szudas, szudzialis, czyli bagno. Wieś Trejgle da się przetłumaczyć jako trzy jodły. Przykłady można by mnożyć. Jaćwież zostawiła nam coś jeszcze, a mianowicie był to lud bardzo ubogi. Wiadomo, że człowiek, który wyrósł z biedy, nosi w sobie sporo skąpstwa, zazdrości, smutku, jednym słowem - jest wredną istotą. Niestety, ale dużo z tego odziedziczyliśmy w genach. Może dlatego w naszych okolicach tak trudno zrobić coś społecznie.
Interesuje się Pan pochodzeniem nazw miejscowości. W ostatnich latach nazewnictwo niektórych wsi zostało zmienione. Czy słusznie?
- To fanaberie naszych niedouczonych urzędników. Według mnie, szerzy się analfabetyzm nie do wyobrażenia. Podobne historie rodzą się stąd, że nikt nie interesował się przeszłością naszych ziem. My tutaj bardziej kochamy Tatry i Bałtyk niż swoją Małą Ojczyznę. Historyczną nazwę Gorka, oznaczającą chłopa pańszczyźnianego zmieniono na Górkę, bo któremuś urzędasowi wydawało się, że tutaj powinno być "ó" a nie "u". Tak samo z nazwą wsi Gieniusze koło Sokółki. Po jaćwiesku gienius oznaczał wartownika. Tymczasem komuś przyszło chyba do głowy, że Gieniusze to od Gienka pochodzą i teraz mamy Geniusze. Również porządek słów w nazwie jest czymś niezmienialnym. Nie można ot tak sobie przestawiać kolejności przymiotników i rzeczowników. Niebawem tak nas pozmieniają, że sami siebie nie poznamy. Tylko niech urzędnicy pamiętają, że za podobne fanaberie grozi nawet do trzech lat więzienia.
Więcej niż pół życia spędził Pan w Białymstoku. Tymczasem twierdzi Pan, że nie lubi tego miasta.
- Pojechałem tam w 1949 roku, żeby uczyć się w Technikum Elektrycznym. Potem były kolejne prace i tak zleciało do 1994 roku. Dlaczego nie lubię Białegostoku? Dla mnie to żadne miasto, tylko największa wieś w Polsce. To miejscowość wieśniaków, którzy nagle zaczęli nosić krawaty, ale nie wyzbyli się kolorytu pieczonej babki ziemniaczanej. Białystok to wieś chłopów, którym wiechcie wystawały z butów, ale obrażało ich już samo zająknięcie o chłopskim pochodzeniu. Zakompleksienie na każdym kroku. Nie ma tu atmosfery miasta i nigdy nie było. Pamiętam, że po raz pierwszy poczułem się obco z powodu mowy na białostockiej ulicy. Nikt nie mówił po naszemu, czyli po białorusku. Wszyscy prowadzili konwersację po polsku. W latach powojennych i wcześniejszych języki w Krynkach były naznaczone: po polsku mówili tylko panowie, a po białorusku wszyscy inni. Ten ostatni był językiem naznaczonym chłopskością. A w Białymstoku i żebrak, i bandyta po polsku świergotali.
Które więc miasto - zdaniem Sokrata Janowicza - jest najpiękniejsze na świecie?
- Oczywiście Krynki. Co prawda po wojnie zabrano im prawa miejskie, ale dla mnie zawsze pozostaną one miastem.
Co czeka Krynki w najbliższym czasie?
- To będzie znakomite uzdrowisko sanatoryjne. Istnieją ku temu dogodne warunki - Krynki leżą, podobnie jak Zakopane, w dolinie, mają wspaniałe wody mineralne i całkiem dobrą infrastrukturę.
Pisarza białoruskiego wypada również zapytać, czy niebawem Białoruś przeżyje podobną rewolucję do tej, która wydarzyła się na Ukrainie?
- Raczej nie. Białoruś nie umocniła jeszcze swojej narodowości. Na ulicy w Mińsku czy Grodnie nie słychać języka białoruskiego, tylko rosyjski. Białorusini są w tej chwili białymi Murzynami Europy, bez poczucia jakiegokolwiek honoru. Na zmianę takiego stanu rzeczy potrzeba wielu lat.
Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna