Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co robi urzędnik w pracy

Marta Bakunowicz
Początek i koniec dnia pracy urzędnika to koszmar, ale resztę dnia można wypełnić przyjemnymi zajęciami, jak? Zależy od inwencji.
Początek i koniec dnia pracy urzędnika to koszmar, ale resztę dnia można wypełnić przyjemnymi zajęciami, jak? Zależy od inwencji. B. Maleszewska
Petent równa się natręt. Dziwne? Wcale. Przecież biedni, zabiegani urzędnicy mają tak wiele zajęć! Najpierw rytualna kawka, ploteczki, sprawdzanie maili, śniadanko, wypad do sklepu, obiad, pogawędka na Gadu... A w międzyczasie urzędnicza, dosłownie niewolnicza praca!

Rozbudzić się pomoże poranna kawka i pogawędka w miłym towarzystwie. Spełnienie świętego rytuału picia kawy to najważniejszy obowiązek urzędników.
- Jak za starego systemu! Może tylko szklanki z kawą po "turecku" zastąpiły filiżanki i kubki z rozpuszczalną - śmieje się Zofia, urzędniczka z 30-letnim stażem.
Cała reszta - oprawa rytuału - pozostała taka sama. Poszukiwanie i pożyczanie mleka, łyżeczek, cukru. Przecież udany początek dnia to kwestia wagi podstawowej.
- Koleżanki i koledzy ze wszystkich pokoi i pięter od razu po przyjściu do biura biegną do czajników! - mówi Ania, pracownica Urzędu Wojewódzkiego.
Przy kawie - wiadomo - trzeba poplotkować, szczegółowo omówić wczorajszy odcinek popularnego serialu. Tematów jest dużo, czas szybko leci. Nie należy przesadzać, po okołopółgodzinnej pogawędce pora zabrać się do pracy! Czyli... odebrać pocztę mailową.
Wirtualne pogaduszki
To pierwsza, podstawowa czynność, którą wykonuje się po włączeniu komputera. Czytanie wiadomości od wszystkich znajomych i krewnych królika zajmuje oczywiście trochę czasu, poza tym wypada na bieżąco wszystkim odpisywać. Kiedy ktoś ma imieniny czy urodziny szpera się w sieci w poszukiwaniu fajnych kartek z życzeniami. Ostatnio coraz większą popularnością cieszą się historyjki, kawały, zabawne filmiki, animacje. Te z kolei trzeba poprzesyłać przyjaciołom oraz współpracownikom.
- To przecież jakoś głupio i w ogóle... niekulturalnie śmiać się samemu! - wyjaśnia Piotrek, urzędnik z 5-letnim stażem. - Kiedy dostanę fajnego maila, koleżanki z pokoju od razu pytają, co mnie tak rozśmieszyło i chcą też się pośmiać! Więc im rozsyłam, żebyśmy mogli pocieszyć się wspólnie - trzeba dbać o dobrą atmosferę w pracy...
Ci, którzy mogą korzystać z komunikatorów internetowych, mają jeszcze większą frajdę i jeszcze większe możliwość zadbania o stosunki z kolegami z pracy i spoza niej.
- Pogaduszki ciągną się bez końca, a kierownik nie ma o tym pojęcia - pracownik przykładnie ślęczy nad klawiaturą! Kiedyś nie mieliśmy takich udogodnień - z nieukrywanym żalem wzdycha Zofia.
W ogóle Internet to wspaniałe narzędzie, dające nieograniczone możliwości. Pozwala na przykład na robienie zakupów bez ruszania się zza biurka. Cały pokój może wspólnie przeżywać emocjonującą licytację kremu pod oczy czy markowych perfum. Ktoś chce kupić kosiarkę do trawy, pigułki wspomagające odchudzanie czy wózek dziecinny? Świetnie - ma szansę wyszukać wyjątkowe, superatrakcyjne oferty! Dzięki dostępowi do sieci można - a nawet wypada - sprawdzić "co tam, panie, w polityce". I przeklinać, na czym świat stoi, tych nieudaczników, którzy nami rządzą.
Złote zasady, sprawdzone metody
Każdy urzędnik wie, co jest w pracy najważniejsze. Po pierwsze - nie spóźniać się. Lista obecności to rzecz święta. Po drugie - nie wychodzić ani 30 sekund przed czasem po trzecie - sprawiać wrażenie bardzo, ale to bardzo zajętego.
Spełnienie pierwszego, najtrudniejszego warunku, wymaga poświęceń. Na przykład, w ogromny pośpiechu nie zawsze uda się zjeść w domu śniadanie. Ale nic straconego, przecież wkrótce po pierwszej kawce, ploteczkach i odebraniu poczty na biurka wyjeżdżają wędliny, zupki z paczki, sałatki, herbatki. I znów cały pokój ma zasłużoną sjestę - przecież coś przekąsić trzeba. Biada petentowi, kto o godz. 10.00 chce załatwić jakąś sprawę!
- Mam niezłomną zasadę - po śniadanku trzeba coś jednak porobić przez jakąś godzinkę - solennie zapewnia Piotrek. - Dopóki, wczesnym popołudniem, całej załogi znów nie zjednoczy miła, rodzinna atmosfera przy drugiej kawce! - dodaje.
Przed czasem nikt z urzędów nie wychodzi. Jeśli komuś zdarzy się opuścić pracę choć 10 minut wcześniej, może być pewien, że z każdego okna śledził go wzrok kolegów i koleżanek. I następnego dnia będą mieli o czym rozmawiać.
- Gra niewarta świeczki! Z tymi kilkoma minutami na początku i końcu pracy nie ma żartów... - twierdzą urzędniczki z Urzędu Marszałkowskiego.
Tym bardziej że z nawiązką można je sobie odbić o innej porze. Zazwyczaj bez problemu udaje się wyskoczyć, żeby pozałatwiać prywatne sprawy. Wyjść tylko "po zakupy do spożywczego" a przy okazji - wpaść na pocztę, na ciuchy, do sklepu z butami , na ryneczek, do mechanika, a nawet... do fryzjera.
- Zdarzyło mi się to kilka, może kilkanaście razy... - przyznaje Iwona z jednego z białostockich urzędów. - Niewinne podcięcie końcówek nie trwa długo, poza tym na głowie nie widać jakiegoś spektakularnego efektu - na pewno nikt się nie domyśli, gdzie byłam.
Iwona ma sprawdzone metody asekuracji. Kiedy wychodzi, zawsze zostawia włączony komputer, przerzucony przez poręcz krzesła żakiet lub sweter. Jest perfekcjonistką dbałą o najmniejsze szczegóły - czasem nawet zaparza ogromny kubek herbaty i... zostawia, jeszcze dymiący, na biurku. Biurko musi być, oczywiście, pozarzucane papierami. Te wszystkie tricki znają świetnie koleżanki z pokoju, kierowniczka. Same też je stosują.
Jej przełożona regularnie odbiera syna ze szkoły i podwozi na pływalnię. Koleżanka z pokoju obok, która mieszka niedaleko, codziennie, półtorej godziny przed wyjściem biegnie do domu, żeby "wstawić" zupę. Po drodze robi zakupy.
- Ta to ma dobrze! Wszystkie jej tego zazdroszczą! - śmieje się Iwona.
Oczywiście, wyjść można też na obiad. Choć coraz częściej współpracownicy zamawiają dania do pokoju. Trudno się dziwić, że około 14-tej urzędy opanowują zapachy rodem ze szkolnej stołówki. Pośpiech przy jedzeniu nie jest wskazany - znów mija około pół godziny... Pokrzepieni urzędnicy, z nowym zapasem energii mogą już zabrać się do pracy, a właściwie... odliczania czasu do końca.
Jogging po korytarzu i dupogodziny
Sprawiać wrażenia bardzo zajętego nie jest trudno. Wystarczy odrobina sprytu i wprawy. Po pierwsze - zakazane jest wolne poruszanie się. Trzeba nieustannie biegać. Najlepiej nie ruszać się nigdzie bez sterty dokumentów pod pachą. Ogromną atrakcją w pracy urzędniczej jest... chodzenie na ksero, a nawet do... toalety.
- Byle przerwać monotonię! Można kogoś spotkać, pogadać... Bo na ploty do sąsiednich pokoi lepiej się nie wybierać, nie stać na korytarzach...
Wszystko jedno, czy jest co robić, czy nie. Te 8 godzin trzeba odsiedzieć. Sprawdzonym sposobem na "dupogodziny" jest gazeta schowana pod stertą dokumentów. Spokojnie rozkoszujesz się w plotkami o życiu gwiazd, a gdy wpada kierownik dyskretnie zasłaniasz je papierami. Wspaniałym, docenianym przez znudzonych urzędników wynalazkiem są wciągające gry komputerowe. Agacie zdarza się drzemać za biurkiem.
- Pogrążona w lekturze opieram głową na rękach, żeby nie było widać oczu i... przysypiam. Muszę tylko uważać na "efekt bociana" - kiedy to głowa leci w dół!
Nasi rozmówcy przyznają, że nie każdy urzędnik wiedzie tak słodkie życie. Bardzo wiele zależy od zgrania w zespole. Sztama z koleżankami z pokoju to nie pół, ale cały sukces. Jeśli do tego kierownik cię lubi - możesz wszystko.
- Jeden kryje drugiego - mówi Ania. - Najpierw ja skoczę na godzinkę, potem koleżanka zza biurka obok. Gdy ktoś mnie szuka - zapewnia, że wyskoczyłam w sprawie służbowej czy do sklepiku po mleko i dyskretnie puszcza sygnał na komórkę - żebym nie zwlekała z powrotem.
Co prawda, minęły już czasy nieskrępowanych pogawędek przez służbowy telefon, ale wyrozumiały szef nie rozlicza zbyt dokładnie bilingów...
- To, jak efektywnie pracują urzędnicy, zależy od ich bezpośrednich przełożonych. To oni odpowiedzialni są za to, by nadzorować, czy ich podwładni robią w ciągu godzin pracy właśnie to, co powinni, a nie to, co chcieliby - wyjaśnia Adam Dębski, rzecznik prasowy Urzędu Wojewódzkiego.
Przyznaje, że w urzędzie można surfować po sieci, wysyłać maile, korzystać z Gadu. Zablokowane są tylko niektóre strony internetowe - te z gołymi babami czy do ściągania plików muzycznych. Również w Urzędzie Marszałkowskim większości komputerów jest podłączona do Internetu.
- Żeby uniknąć wypadów po zakupy i podobnych historii trzeba by było urzędnika przykuć do biurka, bądźmy realistami - wzrusza ramionami Tomasz Ćwikowski, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna