Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cud! W tym kościele uzdrawiają. A lekarz już kazał wołać księdza

Dorota Biziuk [email protected]
Ks. kanonik Stanisław Gniedziejko, proboszcz sokólskiej parafii pw. św. Antoniego, był świadkiem uzdrowienia Franciszka Krawczyńskiego (na zdjęciu z prawej, z córką Jadwigą). Starszy mężczyzna był w stanie agonalnym i niespodziewanie wrócił do życia.
Ks. kanonik Stanisław Gniedziejko, proboszcz sokólskiej parafii pw. św. Antoniego, był świadkiem uzdrowienia Franciszka Krawczyńskiego (na zdjęciu z prawej, z córką Jadwigą). Starszy mężczyzna był w stanie agonalnym i niespodziewanie wrócił do życia.
Nowotwór znikł bez śladu. Niesamowite i niewytłumaczalne historie.
Cud! W tym kościele uzdrawiają. A lekarz już kazał wołać księdza

Jedni pielgrzymują do Lourdes, inni do Fatimy, Lichenia, Częstochowy. Niedawno na mapie miejsc pielgrzymkowych pojawiła się Sokółka, gdzie pątnicy wypraszają łaski przed cudowną hostią.

Gazeta Współczesna - wspolczesna.pl na Facebooku - kliknij "Lubię to". Będziesz na bieżąco

Kiedy wszystkie zdobycze medycyny okazują się bezsilne wobec choroby, nie pozostaje nic innego, jak tylko modlić się o cud. Historie niewytłumaczalnych uzdrowień pokazują, że nigdy nie należy tracić nadziei. Bo wiara czyni cuda. Profesor medycyny Auguste Vallet twierdził, że "medycyna nie zna takiej choroby, z której w Lourdes nie dokonałyby się w niewytłumaczalny dla nauki sposób cudowne uzdrowienia". Modlitwa w tym położonym we Francji miejscu objawień maryjnych, od ponad 150 lat dostarcza ludziom nadziei na powrót do zdrowia. Źródłem podobnej nadziei stają się w ostatnich miesiącach prośby wypowiadane przed cudowną hostią w sokólskim kościele pw. św. Antoniego Padewskiego.

- Mamy coraz więcej udokumentowanych historii uzdrowień - mówi ks. kanonik Stanisław Gniedziejko, proboszcz parafii pw. św. Antoniego.

Nowotwór znikł bez śladu
Ruch pielgrzymkowy w Sokółce rozpoczął się zaraz po tym, jak jesienią 2009 roku władze kościelne podały do publicznej wiadomości, że w miejscowej świątyni doszło do wydarzenia eucharystycznego. Upuszczona na kościelną posadzkę hostia przemieniła się w tkankę, którą - po dokładnych badaniach - zidentyfikowano jako fragment mięśnia sercowego człowieka w stanie agonalnym. Wtedy zaczęto mówić o cudzie eucharystycznym w Sokółce. W październiku 2011 roku cudowną hostię przeniesiono do kościelnej kaplicy. Uroczystości zgromadziły kilkutysięczną rzeszę wiernych. Wśród nich była pani Grażyna, mieszkanka podsokólskiej wsi.

- Wraz z rodziną przeżywaliśmy wtedy bardzo trudne chwile. Kilka miesięcy wcześniej dowiedziałam się, że moja 27-letnia córka ma nowotwór. Mój Boże, to był jeden wielki koszmar. Świadomość, że moje dziecko może lada chwila umrzeć, wywoływała niebywały ból i cierpienie - opowiada pani Grażyna.

Stan 27-latki ciągle się pogarszał. Lekarze przyznali, że to beznadziejny przypadek.

- Wtedy zaczęłam się gorąco modlić o cud życia dla mojego dziecka. Im żarliwiej się modliłam, tym bardziej nabierałam wewnętrznego przekonania, że córka z tego wyjdzie, że choroba minie i nie zostanie po niej żaden ślad - przyznaje mieszkanka podsokólskiej wsi.

W dniu przeniesienia cudownej hostii do kościoła, pani Grażyna długo klęczała w świątyni.

- O modlitwę w intencji zdrowia córki prosiłam wszystkich krewnych i znajomych. Zwróciłam się też o pomoc do jednego z sokólskich kapłanów. Doświadczyłam wtedy ogromnej ludzkiej życzliwości. To, co przeżyłam w tym szczególnym dniu, na zawsze zachowam głęboko w sercu - mówi pani Grażyna.

Modlitwy zostały wysłuchane. Lekarze nie potrafili wyjaśnić, jak to się stało, że chora na raka 27-latka nagle wyzdrowiała. O tym, że nowotworu już nie ma, rodzina pani Grażyny dowiedziała się w wigilię 2011 roku.
- Bóg się narodził dla świata, a w naszym domu narodziło się drugie życie. Właśnie tak to sobie tłumaczyłam. Bóg pokazał swoją siłę. Brakuje słów, którymi mogłabym wyrazić całą radość - podkreśla szczęśliwa matka.
Kobieta nie ma żadnych wątpliwości, że modlitwy wypowiadane przed cudowną hostią mają szczególną moc.
- Tak się Panu Bogu podobało, że objawił cząstkę swego ciała właśnie w naszej Sokółce. To szczególna łaska dla tego miejsca na ziemi. Umiejmy z niej mądrze korzystać - dodaje pani Grażyna.

Ocknął się po ostatnim namaszczeniu
Niecodzienna historia przytrafiła się też Franciszkowi Krawczyńskiemu z Sokółki. Był początek września ubiegłego roku. Pewnego wieczoru liczący już ponad 90 lat pan Franciszek jak zwykle kładł się spać. I nagle poczuł się bardzo słabo...

- Zupełnie nic na to nie wskazywało, bo kilka dni wcześniej tato został poddany dokładnym badaniom lekarskim - mówi Jadwiga Michalak, córka pana Franciszka. - Tato ma wstawiony rozrusznik serca, dlatego systematycznie musi zgłaszać się na kontrole. I tym razem lekarze stwierdzili, że tato ma doskonałe wyniki i nic mu nie dolega.

Kiedy więc tamtej wrześniowej nocy rodzina pana Franciszka usłyszała, że z jego pokoju dochodzą dziwne odgłosy, wszyscy byli zaskoczeni i przerażeni.

- Usłyszałam, że tata się dusi - wspomina pani Jadwiga. - Wbiegłam do jego pokoju i zamarłam z przerażenia. Tata był wyprostowany, sztywny i zimny jak lód. Miał szeroko otwarte usta...

Franciszek Krawczyński był nieprzytomny. Wezwany lekarz pogotowia ratunkowego oznajmił, że to stan agonalny bezradnie rozłożył ręce. Poradził, żeby zapalić gromnicę i zawołać księdza. O zabraniu konającego do szpitala nawet nie było mowy. Pogotowie odjechało, a do pokoju wszedł ks. kanonik Stanisław Gniedziejko, proboszcz sokólskiej parafii.

- Doskonale pamiętam, jak zostałem wezwany do pana Franciszka. To było w nocy. Pochyliłem się nad nieprzytomnym mężczyzną i udzieliłem mu ostatniego namaszczenia - mówi proboszcz.
Kiedy kapłan zbierał się do wyjścia, nastąpiło coś nieprawdopodobnego.

- Tata... otworzył oczy, usiadł na łóżku i głośno powiedział do księdza: "cześć, Stanisławie". Wszyscy byliśmy w szoku - wspomina Jadwiga Michalak.

- Jestem księdzem ponad 30 lat i pierwszy raz widziałem coś podobnego - przyznaje ks. kanonik Stanisław Gniedziejko.

Rodzina pana Franciszka ponownie wezwała karetkę. Mężczyzna trafił do szpitala, skąd wyszedł po trzech dniach. Miesiąc później - klęcząc przed cudowną hostią w sokólskim kościele - dziękował za darowane życie.
- Widocznie Pan Bóg chciał, żebym jeszcze pobył na tym świecie i za to chcę mu dziękować. Ludzie do Sokółki przyjeżdżają, bo cudów chcą doświadczyć. I dobrze robią, bo tu cudów będzie coraz więcej - nie ma wątpliwości Franciszek Krawczyński.

To duchowa medycyna
W dokumentacji gromadzonej w sokólskim archiwum parafialnym zostały opisane również inne przypadki niewytłumaczalnych - z punktu widzenia medycyny - uzdrowień. Jest wśród nich historia wyleczonej z nowotworu kobiety, Polki mieszkającej w Szwecji. Jest też opisane to, co spotkało chorego na autyzm małego chłopca. Po mszy odprawionej w jego intencji przed cudowną hostią, lekarze cofnęli postawioną wcześniej diagnozę.

- Takich przypadków mamy znacznie więcej. Jedni chcą głośno mówić o odzyskanym zdrowiu, inni wolą zachować milczenie. Musimy uszanować każdą decyzję - wyjaśnia proboszcz Gniedziejko.

Uzdrowienia fizyczne to nie jedyny cud, jaki dokonuje się w sokólskim kościele. Duchowni zwracają też uwagę na liczne przypadki przystępowania do spowiedzi osób, które latami nie korzystały z sakramentu pokuty. A to właśnie - jak twierdzą - sakramenty prowadzą do wewnętrznej przemiany człowieka. Nie na darmo św. Tomasz z Akwinu nazywał je duchową medycyną, której zadanie ma polegać na uzdrowieniu człowieka ze zła, egoizmu i grzechu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna