Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czesław Michniewicz: Zrobię wszystko, by nie było łez

Redakcja
Czesław Michniewicz od swoich piłkarzy wymaga przede wszystkim pełnego profesjonalizmu
Czesław Michniewicz od swoich piłkarzy wymaga przede wszystkim pełnego profesjonalizmu
Po 3-letnich rządach Michała Probierza władzę w Jagiellonii przejął Czesław Michniewicz. - Nie potrzebuję recept od swoich poprzedników - mówi w rozmowie z Krzysztofem Sokólskim.

Trafił pan do klubu, który jest wizytówką całego regionu. Trener Jagiellonii to prawie jak prezydent Białegostoku...
- Wiem, że całe Podlasie żyje Jagiellonią. Mam nadzieję, że poradzę sobie z odpowiedzialnością. Coś podobnego przeżyłem już w Poznaniu, prowadząc zespół Lecha. Tam też jest Lech i potem długo, długo nic. Choć w Wielkopolsce były jeszcze mocne Amica oraz Groclin, a Lech grał tylko w drugiej lidze, to i tak na jego mecze chodziło po 20 tysięcy ludzi. A na spotkaniach we Wronkach i Grodzisku przez cały sezon pojawiało się na stadionach łącznie 20 tysięcy kibiców. Czuję odpowiedzialność podobną do tej w Poznaniu. Ale czuję też dużą satysfakcję. Wiem, że po zwycięstwach będzie miał się tutaj kto cieszyć, a po porażkach - płakać. Postaram się, aby tych łez było na Podlasiu jak najmniej.

Urodził się pan na terenie obecnej Białorusi. Można chyba powiedzieć, że Czesław Michniewicz jest człowiekiem wschodu?
- Mój dziadek mieszkał koło Lidy. Przed drugą wojną światową był sołtysem w jednej z miejscowości. Po wojnie został zesłany na 25 lat na Syberię. Kiedy zmarł Stalin, po pięciu latach dziadek wrócił do swojej wsi. Moja mama z kolei wyjechała już do Polski. Dziadek był tak schorowany, że do Polski jechać nie chciał. Mama często jeździła w odwiedziny do ojca. Z reguły co roku spędzała tam wakacje. Raz, kiedy była już w ciąży, źle się poczuła i dziadek uznał, że istnieje za duże ryzyko, aby wracała do kraju. Kazał jej zostać. I tak urodziłem się za granicą. Potem, jako małego chłopca, mama przewiozła mnie do Polski. Mam sentyment do rodzinnych stron. Nawet dwa lata temu odbyłem podróż na Białoruś. Pokazałem żonie i dzieciom, gdzie się urodziłem. Nie ukrywam też, że trochę inaczej odbieram ludzi pochodzących ze wschodu Polski. Znam ich wielu. Jesteście szczególni - bardziej szczerzy, otwarci. Tu nie chodzi się w maskach. Pracowałem w różnych rejonach Polski, gdzie ludzie nakładają maski i udają kogoś, kim nie są. Tu jest inaczej. Jesteście autentyczni.

Teraz musi się pan zmierzyć z mitem człowieka, który też przyjechał do Białegostoku i odniósł wielki sukces. Nie są irytujące porównania do Michała Probierza?
- Michał jest historią Jagiellonii. Zawsze będę to powtarzał. Ja jestem historią Lecha i Zagłębia Lubin. Po mnie też przychodzili do tych klubów różni trenerzy. Kiedy odszedłem z Lecha, funkcję szkoleniowca przejął Franciszek Smuda. Było mu ciężko, bo miałem po swojej stronie poparcie kibiców. Każdy szkoleniowiec chce zaistnieć. Mam świadomość, że porównań z Michałem nie uniknę. Wierzę, że jeszcze się z nim spotkam, bo na razie nie było ku temu okazji. Z odchodzącym trenerem zawsze miło jest porozmawiać. To nie moja wina, że dzisiaj pracuję w Jagiellonii. Trenerzy sami się nie zatrudniają i sami nie zwalniają. To nie jest przyjemne dla Michała, ale i on, i ja takie rzeczy już przeżywaliśmy. Ale też nie potrzebuję recept od swoich poprzedników. To by wyglądało tak, jakby mąż z żoną byli po rozwodzie i przyszedł do męża mężczyzna, pytając jakie jego była żona ma priorytety w łóżku.

Na razie spokojnie przekazuje pan swoje uwagi piłkarzom.
- Słaby generał krzyczy, dobry tłumaczy. Zawodnicy muszą zrozumieć, że podczas treningu ćwiczymy bardziej głowę, niż nogi. Krzyk nic nie daje, a z czasem powszednieje.

Słyszałem jak podczas zajęć zwracał pan uwagę, żeby zawodnicy nie przeklinali. Piłkarze byli zdziwieni tymi uwagami.
- Kiedy idę na trening i słyszę, że wszyscy wykrzykują słowa na k., to ja tego po prostu nie akceptuję. Graliśmy niedawno sparing z Cypryjczykami i też piłkarze ostro przeklinali. Jak przychodziłem do Widzewa Łódź, to w ogóle samo "mięso" latało dookoła boiska. Przerwałem wreszcie trening i mówię "stop, ale o co chodzi?" Zawsze będę zwracał na to uwagę. Na nasze zajęcia przychodzicie wy, dziennikarze, przychodzą czasami małe dzieci. Piłkarze mają być dla nich wzorem. Wiem, że przekleństwa to często tylko przerywniki myślowe, ale nie tak to powinno wyglądać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna