Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Paweł Małaszyński boi się zaszufladkowania w roli... geja?

B. Maleszewska
Paweł Małaszyński to aktor pochodzący z Białegostoku. Szersza publiczność mogła go poznać przy okazji serialu "Magda M.”, gdzie zagrał główną rolę męską.
Paweł Małaszyński to aktor pochodzący z Białegostoku. Szersza publiczność mogła go poznać przy okazji serialu "Magda M.”, gdzie zagrał główną rolę męską. B. Maleszewska
O swoich muzycznych i aktorskich marzeniach i rodzinnych świętach opowiada Urszuli Krutul.

Obecnie możemy oglądać Cię w teatrze, ale już niedługo znowu zobaczymy Cię na dużym ekranie w filmie "Skrzydlate świnie..."

- Tak. "Skrzydlate świnie" reżyseruje Ania Kazejak. To będzie jej debiut na dużym ekranie. To co mogę powiedzieć na dzień dzisiejszy: rzecz będzie się działa w środowisku kibiców piłkarskich. Zdjęcia mają ruszyć w maju.

A dlaczego zdecydowałeś się wziąć udział w tym filmie?

- Przeczytałem scenariusz i spodobał mi się. Zazwyczaj wybierając role staram się jak najwięcej dowiedzieć o danym projekcie. A od zakończenia zdjęć do "Twarzą w twarz" nie trafił mi się żaden ciekawy scenariusz. To był pierwszy, po przeczytaniu którego stwierdziłem, że warto wziąć udział w castingu i powalczyć o tę rolę.

Jakie jeszcze masz plany na najbliższy czas?

- Biorę udział w projekcie "Ten, który ratuje cały świat" Waldemara Krzystka. To siedmioodcinkowy serial o Żegocie, organizacji, która broniła Żydów w trakcie II wojny światowej. Będzie pokazywany w telewizji publicznej. Zakończono właśnie zdjęcia do scen związanych ze współczesnością, a na początku lipca zaczynamy zdjęcia z okresu wojennego.

Można zobaczyć Cię w teatrze w "Berku" gdzie grasz geja. Również w programie Szymona Majewskiego grałeś rolę geja w miniserialu "Figo fago". Nie boisz się, że ludzie teraz z szufladki amanta przełożą Cię do szufladki z napisem "gej"?

- (Śmiech) Kompletnie nie zawracam sobie głowy tym, co mówią na mój temat. Wybieram takie role, które mnie interesują. To bardziej media i prasa bawią się w szufladki. "Figo fago;, a "Berek" to dwie zupełnie inne role. U Szymona był to typowy pastisz, zabawa, komiks. Mieliśmy z Jankiem Peszkiem bardzo duże pole do popisu. Czuliśmy się czasami jak w takiej sztuce del arte. Wszystko było można, nie było żadnych reguł. To nas strasznie otworzyło. A "Berek" jest już czymś poważniejszym.

Jest to sztuka, tak samo zresztą jak książka Marcina Szczygielskiego (na której jest oparta - dop. red), traktująca o dosyć poważnych problemach. Dodatkowo z Ewą Kasprzyk opatrzyliśmy to szczyptą naszego prywatnego humoru. Nie mogliśmy zrobić takiego hard core'u, który jest w niektórych scenach w książce. Ale i tak uważam, że to jest pierwszy krok w moim teatrze, Teatrze Kwadrat, który przełamuje pewne schematy. To nie jest czysta komedia. Bardziej komediodramat. Są sceny, z których ludzie się śmieją, ale są też takie, które zastanawiają.

Nagrywasz ze swoim zespołem demo w studio w podbiałostockim Supraślu.

- Aktualnie chłopaki siedzą w studiu, nagrywają gitary, bas. Ja wchodzę do studia w kwietniu dograć wokale. Myślę, że na początku maja będziemy mieli gotowe demo.

I co dalej?

- Jak to co? Będziemy go słuchać (śmiech). Pewnie jakoś to wydamy. Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem, bo to w końcu demo, a nie płyta. Za jakiś czas trafi pewnie do internetu i będzie można ją posłuchać, może kupić.

Lepiej się czujesz w teatrze czy przed kamerą?

- Lubię to i to. Uwielbiam tworzyć kino, sztukę czy muzykę. Kocham ten mechanizm tworzenia. Najbardziej w mojej pracy lubię kombinowanie, tworzenie ujęć, sekwencji czy sytuacji na scenie. Czekanie jak publiczność zareaguje. Na początku dostajemy tekst napisany na papierze. To my sami tworzymy rzeczywistość teatralną czy telewizyjną. Uwielbiam występy przed żywą publicznością. Tutaj nie ma miejsca na oszukiwanie, widz wszystko zauważy. Nie ma żadnej możliwości ratowania się - na przykład dublem. Teatr daje fajną adrenalinę. Szczególnie specyficzny jest pod tym względem Teatr Kwadrat. Mam tu naprawdę wspaniałych aktorów i wspaniałych kolegów. To jest taka moja druga rodzina. Nie potrafiłbym się chyba przenieść do innego teatru. Miałem kilka propozycji zmiany, ale na żadną z nich się nie zdecydowałem. Głównie właśnie przez wzgląd na ludzi, z którymi pracuję.

Miewasz tremę?

- Cały czas mam tremę.

Jak sobie z nią radzisz?

- Wiesz, ona pojawia się przed samym wejściem. Ale mijają 3-4 minuty i wszystko jest już dobrze. Zdarzają się też "czarne dziury, kiedy kompletnie nic nie pamiętam. I wtedy kombinujemy (śmiech). Najgorsze jest to, że strasznie potrafimy się "gotować". Ale z tego wychodzą bardzo fajne rzeczy. Bo przecież publiczność nie wie, że się "gotujemy". Przy filmie jest tak samo. Kiedy zaczynamy pracę na planie potrzebuję kilku dni, żeby się wdrożyć. Pierwszy tydzień zdjęć najchętniej bym zawsze powtórzył. Niestety. Nie da się (śmiech).

Twoje największe marzenia?

- Wieczne zdrowie dla mnie i dla mojej rodziny. Z resztą sobie poradzę. A jeśli chodzi o marzenia zawodowe... Żeby móc pracować, żeby cały czas pracować i być wiernym samemu sobie, swoim zasadom. I nie dać się złamać. Chciałbym móc podchodzić do mojego zawodu z dystansem - czasami mam wrażenie, że niepotrzebnie się spalam. Chcę grać rzeczy, które przyniosą mi zawodową satysfakcję. Nie żałuję żadnego projektu, w którym do tej pory zagrałem. Czuję się dobrze z tym, co zrobiłem przez te 7 lat w zawodzie. Ilu wspaniałych ludzi poznałem! Z iloma wspaniałymi aktorami zagrałem! A to, czy ktoś mnie lubi, czy nie, to jego sprawa. Chciałbym też, żeby pojawiały się jakieś fajne propozycje. Jednak z drugiej strony nie mam żadnej napinki. Tak to już jest w tym zawodzie, że dziś jesteś i grasz, a jutro cię nie ma.

A coś, czego się boisz?

- Boję się śmierci. Zawsze się jej bałem.

Zbliżają się święta wielkanocne. Jak je spędzasz? W Białymstoku?

- Tak, spędzam je w Białymstoku. Tak jak zresztą każde święta. Z rodziną. Nie wyobrażam sobie świąt bez całej mojej rodziny. A jak pewnie wszyscy świetnie wiedzą, zarówno moja rodzina, jak i rodzina ze strony mojej żony mieszka w Białymstoku. Stąd też, czy to święta wielkanocne, czy Boże Narodzenie spędzamy je tutaj. Są to bardzo tradycyjne święta. Jak w każdym domu: palmy wielkanocne, jajeczko. Naprawdę bardzo tradycyjnie.

Wybierzesz się z koszyczkiem do kościoła?

- Słuchaj, jak tylko wstanę, to tak (śmiech).

Co jest w świętach najlepszego? Masz z synem ulubione świąteczne gry?

- Jak najbardziej. Mój syn przede wszystkim nie może się doczekać poniedziałku. Już przygotował sobie cały wodny arsenał. Najlepszy w świętach wielkanocnych dla mojego syna jest zdecydowanie śmigus-dyngus.

A jak to było, kiedy Ty byłeś mały?

- Też czekałem tylko i wyłącznie na lany poniedziałek. Za moich czasów fajne i popularne były też te wszystkie gry i zabawy związane z jajkami. Uderzało się jajkami o siebie, robiło się tory z górki na piasku i później na nich rozgrywały się wyścigi, które jajko najdalej się potoczy, nie rozbijając się. Teraz jest już tego mniej. Albo ja jestem już po prostu za stary (śmiech).

Umiesz gotować? Przygotujesz coś na święta?

- Czy umiem? Nie wiem (śmiech). Ale gotuję. Na święta nic nie przygotuję, bo będę w studio. A kiedy mam czas, lubię robić sałatki. I skrzydełka w miodzie.

Dziękuję za rozmowę

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna