Sąd Apelacyjny w Białymstoku wyda wyrok w tym głośnym procesie. Oprócz wspomnianych możliwości, istnieje jeszcze jedna - przekazanie sprawy do ponownego rozpatrzenia. Wtedy proces będzie się toczyć od początku.
Informacje za dwie butelki koniaku
W maju ub. r. niekorzystny wyrok dla Kulikowskiego (zgadza się na publikację swojego nazwiska i wizerunku) wydał sąd I instancji. Orzekł wobec niego utratę prawa wybieralności w wyborach m.in. do parlamentu i w wyborach samorządowych na trzy lata, a także trzyletnie zakazy pełnienia niektórych funkcji publicznych. Z tą decyzją nie zgadza się lustrowany oraz jego obrońca. W czwartek, podczas pierwszej rozprawy odwoławczej, mec. Leszek Kudrycki przytoczył szereg argumentów podważających ustalenia sądu.
- Dowody przedstawione przez prokuratora to nic innego, jak tylko poszlaki - mówił. - Nie kwestionujemy, że w 1978 oraz w 1989 r. doszło do zarejestrowania pana Kulikowskiego jako współpracownika służb bezpieczeństwa. Materiał dowodowy nie dał jednak jakichkolwiek podstaw do uznania, że doszło do tego za jego zgodą i świadomością.
Nie są nimi bowiem, zdaniem mecenasa, dokumenty wskazujące na spotkanie ówczesnego dziennikarza "Gazety Współczesnej" z funkcjonariusze SB, czy notatka o wynagrodzeniu go za informację... dwiema butelkami francuskiego koniaku. Mec. Kudrycki podkreślił, że w archiwach IPN-u nie ma zobowiązania S. Kulikowskiego do współpracy, osobistych notatek, czy informacji na kogo miałby donosić. Mówił, że sam pseudonim został nadany przez SB i był dekonspirujący, bo literami "STK" Kulikowski podpisywał swoje artykuły.
Funkcjonariusze zmieniali zdanie
Również z zeznań byłego esbeka z pierwszego procesu wynika, że suwalczanin odmówił współpracy. O niewinności lustrowanego miałby świadczyć również fakt, że o spotkaniach z oficerami SB mówił publicznie, np. przełożonym w gazecie.
O tajnej współpracy dziennikarza z SB jest przekonane IPN, który uważa, że są na to dowody. - To miedzy innymi zeznania byłych funkcjonariuszy SB, którzy w pierwszym etapie chętnie dzieli się wiedzą o swoich kontaktach, by przed sądem zasłaniać się niepamięcią. Tak, by ostatecznie nie szkodzić oskarżonym - mówił prokurator Andrzej Ostapa. Podkreśli, że funkcjonariusz nie musiał kłamać na temat ewentualnego fałszowania dokumentów, bo czyn ten się przedawnił.
Kulikowski domaga się uznania, że złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne lub uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do ponownego rozpoznania Sądowi Okręgowemu w Białymstoku. Prokurator IPN z kolei wnosił o oddalenia apelacji. Chce również, by sąd rozszerzył katalog stanowisk i funkcji, których lustrowany nie mógłby zajmować, zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami.
Stanisław Kulikowski zaprzeczał, że był tajnym współpracownikiem SB. Przyznał jednak, że z uwagi na działalności dziennikarską miał kontakty z funkcjonariuszami SB. Tłumaczył, że za ich pośrednictwem szukał informacji o tzw. obławie augustowskiej. Chodzi o niewyjaśniony mord ok. 600 działaczy podziemia niepodległościowego z Suwalszczyzny dokonany przez NKWD w 1945 r.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?