Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dajmy dzieciom miłość i rodzinę!

Adam Sobolewski [email protected]
- Kocham Karolinę i Weronikę jak swoje własne dzieci - mówi Maria Bureń-Domagała
- Kocham Karolinę i Weronikę jak swoje własne dzieci - mówi Maria Bureń-Domagała A. Sobolewski
Ełk. Na emeryturze nie chciałam żyć wirtualnym światem serialowych bohaterów - mówi Maria Bureń-Domagała, która wraz z mężem wychowuje w rodzinie zastępczej piątkę dzieci. - Nasze dzieci to prawdziwy świat, który daje nam mnóstwo radości.

Miłość rodzicielska ma różne oblicza. Kiedy dzieci są już dorosłe, usamodzielniły się i wyjechały, kiedy rodzice nie pracują już zawodowo, w ich życiu pojawia się pustka. Życie na emeryturze nie musi sprowadzać się do oczekiwania na to, że któreś z nich przyjedzie w odwiedziny.

Podczas świąt jest wesoło i radośnie

Maria Bureń-Domagała z Ełku wraz z mężem Januszem w rodzinie zastępczej wychowuje pięcioro dzieci.

- Najweselej jest podczas świąt - mówi Maria Bureń-Domagała. - Wypakowywanie prezentów podczas Bożego Narodzenia, wspólna modlitwa przy wigilijnym stole, wyprawa do kościoła na pasterkę. Wtedy szczególnie czuję, że mam dla kogo żyć. Te dzieciaki są moją radością i motywacją.

Michał, naturalny syn Marii Domagały, jest misjonarzem i przebywa w Rosji. Pani Maria z dumą pokazuje jego zdjęcia i artykuły o nim w gazetach. Jeszcze jak Michał mieszkał wraz z rodzicami, państwo Domagała zaopiekowali się dwunastoletnim Rafałem.

- Na początku nie byliśmy pewni, jak ułożą się relacje między nami i Rafałem - mówi Maria Domagała. - Okazało się, że to wspaniały chłopiec, którego bardzo mocno pokochaliśmy.

Rafał ma teraz 26 lat, usamodzielnił się i opuścił rodzinę zastępczą. W życiu pani Marii pojawiła się pustka.

- Z zawodu jestem nauczycielką, teraz już na emeryturze - mówi Maria Bureń-Domagała. - Zawsze pracowałam z dziećmi i tak już pozostało. Postanowiłam, że nie będę na emeryturze siedziała przed telewizorem i żyła wirtualnymi perypetiami serialowych bohaterów.

Teraz państwo Domagała opiekują się pięciorgiem dzieci. Najstarsza jest 17-letnia Maryla, mają też trójkę rodzeństwa i sześcioletnią Karolinę. Wkrótce rodzina może się jeszcze powiększyć.

- Jedna z moich koleżanek jest ciężko chora - mówi Maria Bureń-Domagała. - Opiekowała się dwójką dzieci, które teraz ze względu na jej chorobę trafiły do mnie. Jeśli koleżanka nie wyzdrowieje, zaopiekujemy się nimi. Nie pozwolę, żeby trafiły do domów dziecka.

Byli najstarsi na kursie

Jolanta Suwała z Ełku również jest na emeryturze. Wychowała wraz z mężem sześcioro dzieciaków.

- Kiedy ostatnie z nich opuściło rodzinne gniazdo, w naszym domu zrobiło się pusto - mówi pani Jolanta. - Nie mogłam znieść tej samotności i wyczekiwania, że któreś z nich nas odwiedzi.

Państwo Suwała zapisali się na szkolenie dla rodziców zastępczych. Na kursie byli najstarsi. Od trzech lat opiekują się dwójką chłopaków - 16-letnim Krzyśkiem i 15-letnim Emilem. Chłopcy chodzą do gimnazjum i jak mówi ich babcia (bo tak się do niej zwracają), uczą się bardzo dobrze.

- Bardzo to nas cieszy - mówi Jolanta Suwała. - Chłopcy mieli trudne dzieciństwo, ze strony swoich naturalnych rodziców doznali dużo krzywd. Ale to wciąż są ich rodzice, mieszkają niedaleko nas. Chłopcy nadal ich kochają.
Pani Jolanta już teraz myśli o tym, żeby w przyszłości przygarnąć jakiegoś malucha. Dom będzie znowu tętnił życiem.

- Brakuje w mieszkaniu takiego małego berbecia, który bawiłby się zabawkami na podłodze - mówi Jolanta Suwała.

Łatwiej o więzi emocjonalne

W powiecie ełckim brakuje takich osób jak panie Maria i Jolanta. Obecnie w 160 rodzinach zastępczych wychowuje się 236 dzieciaków. Potrzeby są o wiele większe.

- Każdego roku potrzebujemy dwudziestu nowych tatusiów i mam zastępczych - mówi Iwona Nowakowska, szefowa Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Ełku. - Zgłasza się do nas coraz mniej osób, które decydują się wziąć na swoje barki ten trudny, ale dający dużo satysfakcji, obowiązek.

Żeby założyć rodzinę zastępczą, trzeba przejść odpowiednie szkolenia. Dzieci, którymi opiekują się tacy rodzice, to zazwyczaj sieroty społeczne.

- Bardzo często ich naturalni rodzice nadużywają alkoholu - mówi Iwona Nowakowska. - Dużo jest eurosierot - matka wyjechała pracować do Irlandii, a ojciec nie radzi sobie z wychowaniem dziecka.

Jeśli nie znajdą się chętni do przygarnięcia społecznych sierot, trafią one do domów dziecka, które już teraz są przepełnione.

- Chcemy tego uniknąć - mówi Iwona Nowakowska. - W domu dziecka trudno jest nawiązać dzieciom więzi emocjonalne z opiekunami, którzy bardzo często się zmieniają. Bezpośrednia, bliska więź z rodzicami zastępczymi, przebywanie z nimi, zwierzanie się ze swoich problemów i radości sprawiają, że dzieci mają prawdziwy dom. Poza tym przebywanie w bidulach sprawia, że na dziecku przez lata ciąży piętno kogoś gorszego, opuszczonego i samotnego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna