Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dał rozkaz: Pić!

Helena Wysocka [email protected]
Strażnica w Płaskiej nie funkcjonuje prawidłowo - uważają funkcjonariusze SG
Strażnica w Płaskiej nie funkcjonuje prawidłowo - uważają funkcjonariusze SG Archiwum
Augustów. Komendant strażnicy w Płaskiej ogłosił alarm graniczny, aby ściągnąć funkcjonariuszy na... popijawę. Teraz prowadzi śledztwo, żeby ustalić, kto doniósł o tym fakcie przełożonym. - Nie będę tego komentował - kwituje pytania zainteresowany.

Incydent miał miejsce kilka tygodni temu. Niektórzy funkcjonariusze z Płaskiej otrzymali wówczas awanse i z tej okazji zorganizowali przyjęcie w wiejskiej świetlicy. Z zaproszenia skorzystało zaledwie parę osób.
Ostry alarm
Komendant, kpt. Mirosław Malewicki uznał, że frekwencja jest niewystarczająca i polecił kierownikowi zmiany, aby ogłosił alarm graniczny.
- Zjechali się wszyscy, bo taki mamy obowiązek - twierdzą "pogranicznicy". - Alarm ogłasza się w sytuacjach wyjątkowych, np. wtedy, gdy istnieje podejrzenie, że przez granicę przeszła grupa ludzi.
W strażnicy funkcjonariusze dowiedzieli się, że nie chodzi o żadną kontrabandę, ale o udział w alkoholowej libacji. Większość zdenerwowała się, trzasnęła drzwiami i pojechała do domów. Parę dni później informacja o zdarzeniu, potwierdzona pięcioma oświadczeniami pracowników strażnicy, trafiła do Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej w Białymstoku.
- Czynności wyjaśniające w tej sprawie prowadzi wydział zamiejscowy zarządu spraw wewnętrznych - informuje Anna Wołoszyn, rzecznik prasowy POSG w Białymstoku.
Sprawa ma być zakończona w najbliższych dniach. Rzecznik zapowiada, że jeśli zarzuty potwierdzą się, komendant zostanie ukarany.
Winna krowa?
Kapitan Malewicki kieruje strażnicą w Płaskiej od początku jej powstania, czyli blisko sześć lat.
- Atmosfera w placówce jest fatalna - mówią "pogranicznicy". - Szef ma kilku zaufanych ludzi, a resztę traktuje po macoszemu. Potrafi w obecności innych zmieszać funkcjonariusza z błotem. Nie znosi, jak ktoś ma własne zdanie.
Ludzie twierdzą, że strażnica zamieniła się w pensjonat dla oficerów. W czterech pokojach gościnnych niemal bez przerwy ktoś bawi. Mało tego, dochodzi tam do różnych incydentów, które placówce bynajmniej chwały nie przysparzają.
- W ubiegłym miesiącu np. pijany kierowca oficera z komendy głównej spadł z dachu i złamał sobie rękę - opowiadają funkcjonariusze. - Później, gdy zawieźliśmy go do szpitala, chciał pobić pielęgniarki.
Zastępca komendanta z kolei niedawno zabił rolnikowi krowę. Oficer testował nowego mercedesa, podobno jechał bardzo szybko. Wezwana na miejsce wypadku augustowska policja przyjechała bez alkomatu. Ostatecznie funkcjonariusze uznali, że winna jest krowa i postępowanie zostało umorzone. Dlaczego właściciel zwierzęcia nie pokrył kosztów naprawy auta, sięgających 40 tys. zł? - Ponieważ rolnik zagroził, że ujawni całą prawdę, a wtedy znajdą się winni - twierdzą nasi rozmówcy.
Nadzieja w "górze"
Anna Wołoszyn potwierdza, że wszystkie przedstawione przez nas przypadki miały miejsce. Wyjaśnia, że kierowca, który upił się w strażnicy, był cywilem. Natomiast za naprawę auta nikt nie zapłacił, ponieważ organy ścigania nie znalazły osoby winnej.
Funkcjonariusze mówią, że w ubiegłym miesiącu o incydentach w strażnicy i panującej tam atmosferze opowiadali swoim zwierzchnikom w Białymstoku. Zostali wysłuchani, ale póki co "góra" nie podejmuje żadnych działań.
- Wszystko będziemy wyjaśniać - zapewnia rzecznik.
Komendant Malewicki, poproszony o odniesienie się do zarzutów, nie chciał z nami rozmawiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna