Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daria Abramowicz o współpracy z Igą Świątek: Zdarza mi się powiedzieć do niej: „Weź no, wyłącz już też „dżezik” i puść Pearl Jam”

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Iga Świątek
Iga Świątek THOMAS SAMSON/AFP/East News
- Każdy sportowiec jest przede wszystkim człowiekiem i każdy podlega bardzo uniwersalnym mechanizmom psychologicznym, związanymi z radzeniem sobie z napięciem, kontrolą emocji, procesami poznawczymi itd. - mówi nam psycholog sportowy Daria Abramowicz. Ze współtwórczynią sukcesów Igi Świątek rozmawiamy o kulisach jej pracy z nową mistrzynią Roland Garros, a także o tym, co - kolokwialnie mówiąc - siedzi w głowach zawodowych sportowców.

Co Pani myśli słysząc, jak selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski mówi, że nie potrzebuje w kadrze psychologa, bo nie grają w niej wariaci?
Myślę, że było to już jakiś czas temu i od tamtego czasu wiele się zmieniło. Choć oczywiście wiele jest jeszcze do zrobienia w kwestii edukacji. Nie tylko środowiska sportowego, ale w ogóle odczarowywania psychologii w społeczeństwie. Mam wrażenie, że idziemy tą drogą coraz śmielej i dzisiaj ten cytat, szczególnie gdy patrzę jak rozwijają się trenerzy czy rodzice sportowców, to już jest dla mnie taki znak czasów. Sygnał, że trochę się wszystko zmienia. I bardzo dobrze, bo szczególnie wobec tego, co dotyka nas wszystkich w tym roku, dbanie o zdrowie psychiczne staje się coraz bardziej istotne.

Odchodzimy od teorii, że jak ktoś będzie optymalnie przygotowany fizycznie, to pewność siebie sama przyjdzie?
Jedno nie wyklucza drugiego i warto pamiętać, że podstawą każdego sukcesu sportowego - również tego, w kontekście którego rozmawiamy - jest ciężki trening. Bardzo wymagająca intensywna praca przez wiele lat. Dochodzenie do mistrzowskiego poziomu to złożony proces. To nie jest tak, że sam aspekt psychologiczny jest wystarczający do tego, żeby osiągnąć mistrzostwo. Zdaję sobie sprawę z tego, że to truizm, ale sportowcy nie zdobywają mistrzostwa z psychologii, tylko w swoich dyscyplinach. Co nie zmienia faktu, że na mistrzowskim poziomie przygotowanie motoryczne, techniczne i taktyczne - w niektórych dyscyplinach również technologiczne - funkcjonują już na bardzo zbliżonym poziomie. Dochodzi wówczas do sytuacji, w której coraz bardziej znaczące są inne czynniki związane z rywalizacją. Napięcie, stres, oczekiwania - tutaj rzeczywiście bardzo często o końcowym sukcesie przesądzić może ten najmniej namacalny czynnik. Czyli, kolokwialnie mówiąc, głowa.

Kwintesencją tego o czym Pani mówi był chyba ubiegłoroczny finał Wimbledonu? Roger Federer był lepszy od Novaka Djokovicia w każdym elemencie gry - więcej zdobytych punktów, więcej winnerów, więcej wykorzystanych break pointów… A jednak przegrał…
Przegrał, bo w kluczowych momentach wybierał zagrania, które nie działały przez cały mecz, a mimo wszystko on się ich trzymał i wyraźnie było widać jak przegrywa właśnie na polu mentalnym. Było to widać również w finale US Open pań w 2019 roku, kiedy na konferencji prasowej po meczu Serena Williams powiedziała, że chciała być w tym meczu bardziej Sereną, a jednak się cofnęła. Sparaliżowała ją świadomość, że być może zdobędzie 24. wielkoszlemowy tytuł. Nawet z perspektywy telewizyjnego ekranu widać było, że jej ciało było tak napięte, że nie była w stanie skutecznie grać. Takich przykładów można podać mnóstwo – to będzie Mikaela Shiffrin w slalomie, podczas igrzysk olimpijskich w Pjongczangu. Skończyła rywalizację czwarta, a później przyznała, że sparaliżował ją lęk. To będzie Michael Phelps, który po zdobyciu ponad 20 medali igrzysk olimpijskich powiedział w Rio de Janeiro, że po raz pierwszy rywalizuje jako świadomy sportowiec. Można tak wymieniać i wymieniać.

W 2009 roku, po wczesnej porażce Rafaela Nadala wszyscy stwierdzili, że teraz to Federer musi już wygrać Roland Garros. A on dzień później wychodził z 0:2 w setach w meczu z Tommym Haasem. A w trzecim był w trudnej sytuacji i po prostu strzelił z forhendu. Na zasadzie: albo trafię, albo jadę do domu. Trafił.
To właśnie cechuje tych największych. To, że w kluczowych momentach potrafią się wyłączyć i zdać na intuicję czy na pewne automatyzmy, które nimi kierują. We współczesnym sporcie, wobec obciążeń pojawiających się na najwyższym poziomie, taka zdolność do bycia bardzo tu i teraz w danym momencie jest jedną z kluczowych.

Przejdźmy do kontekstu naszej rozmowy. Jak doszło do tego, że dołączyła Pani do teamu Igi Świątek?
W sporcie funkcjonuję od dawna, mam doświadczenia w pracy z kolarzami, pływakami, żeglarzami czy lekkoatletami. Z kadrami narodowymi w tych dyscyplinach. Do dziś z wieloma sportowcami współpracuję. Do teamu Świątek dołączyłam na przełomie lutego i marca 2019 roku. Dostałam propozycję od agencji pomagającej w tym czasie Idze (Warszaw Sport Group – przyp. red.). Powiedziałam „tak” i spotkaliśmy się na pierwszym turnieju, w Budapeszcie.

Bardzo różnią się procesy myślowe tenisisty i – na przykład – kolarza? Inny jest chyba rodzaj stresu ze względu na specyfikę dyscypliny?
Każdy sportowiec jest przede wszystkim człowiekiem i każdy podlega bardzo uniwersalnym mechanizmom psychologicznym, związanymi z radzeniem sobie z napięciem, kontrolą emocji, procesami poznawczymi itd. One oczywiście funkcjonują trochę inaczej w różnych sytuacjach ze względu właśnie na specyfikę dyscypliny. Tak więc odpowiedź na pytanie brzmi: i tak i nie. Pewne kwestie są uniwersalne, a pewne wyjątkowe dla każdej dyscypliny sportu.

Trudno było dotrzeć do Igi? Są sportowcy, którzy nikogo nie słuchają…
Są też sportowcy, którzy mają ogromną potrzebę zrozumienia różnych rzeczy, zanim przyjmą je jako swoje, a jednocześnie są otwarci na wiedzę, która do nich przychodzi. Właśnie do tej grupy należy Iga.

O tym, że Iga ma wielki talent wiedzieliśmy od dawna. Jeszcze rok temu potrafiła jednak grać falami – trzy gemy świetne, a potem trzy słabe. Z boku wyglądało to tak, jakby miała problem z utrzymaniem przez dłuższy czas koncentracji na korcie.
Pierwsze sygnały, że praca nad tym aspektem przynosi efekty pojawiły się w ubiegłym roku w Toronto, podczas meczu z Karoliną Woźniacką. Nie chodzi tylko o wynik czy liczbę winnerów, ale właśnie o umiejętność skupienia się na tu i teraz. Wynik był tego konsekwencją. Nie powiem oczywiście jak się to robi, bo obowiązuje mnie tajemnica. Analizując zmiany warto również pamiętać, że w przypadku Igi mamy również do czynienia z etapem dojrzewania. Ona ma 19 lat i w zawodowym tourze funkcjonuje dopiero drugi sezon. Dla młodego dorosłego to ciągle jest intensywny czas rozwoju na wielu płaszczyznach. Również tej emocjonalnej. Do wygrania Roland Garros prowadzi ileś puzzli, które trzeba ułożyć w odpowiednich miejscach i nie jest to też tak, że Iga będzie teraz grać w każdym turnieju na takim poziomie. Taką powtarzalność mają już naprawdę wielcy mistrzowie, którzy maja idealnie ułożony każdy aspekt swojego życia sportowego i pozasportowego, a także odpowiednie okoliczności zewnętrzne. To jest cel, do którego dążymy, ale potrzeba jeszcze do tego dużo pracy. Warto o tym pamiętać.

Warto też chyba pamiętać, że jedni dojrzewają szybciej, inni wolniej. Są też sportowcy mocniej „sfokusowani” na sukces, niż inni. Oglądała Pani „The Last Dance”?
Oglądałam.

Pytam, bo idealną wręcz personifikacją takiej osoby był Michael Jordan. Z serialu, a także z jego biografii wyłania się obraz człowieka, który miał wręcz obsesję rywalizacji i wygrywania. Do tego stopnia, że potrafił terroryzować kolegów z drużyny, a wściekał się nawet po porażce w chińczyka.
Myślę, że Jordan przy swoich zasobach i predyspozycjach był jednostką absolutnie wyjątkową. Jedną na milion czy nawet na kilkanaście milionów. On był w stanie wytrzymać życie w takim napięciu, podczas gdy większość ludzi okupiłaby to zapewne problemami ze zdrowiem psychicznym. A może on także ich doświadczał, tylko opinia publiczna nie posiadała wiedzy na ten temat? Trudno tu spekulować w takim wymiarze i nie do końca jest to moje zadanie. Czasem bywa tak, że nie tylko po porażkach, ale również po wielkim sukcesie psychika mówi „dość”.

Stan Wawrinka przyznał swojego czasu, że omal nie wpadł w depresję po wygraniu Rolanda Garrosa.
O tym właśnie mówię, dlatego tym bardziej warto pilnować tego, co jest istotne w pracy. Odłożyć na bok wynik, który był, bo na wydarzenia z przeszłości wpływu już nie mamy. I bardzo skupić się na dalszej pracy, nowych celach dobranych adekwatnie do sytuacji i możliwości. Tu bardzo ważna jest rola ludzi z otoczenia sportowca.

Jak Pani, jako psycholog, zapatruje się na kwestię różnych przesądów, z jakich słyną tenisiści? Chociażby Rafael Nadal. To też oczywiście forma gry mentalnej...
Przesąd to kolejny etap, najpierw są różne rutyny i rytuały. Kończy się na przesądzie, który pojawia się w sytuacji, gdy towarzyszy nam obawa, czasami niepokój czy nawet lęk. Jest to swojego rodzaju ujście dla tego napięcia. Akurat Nadal jest pod tym względem absolutnie wyjątkowy, bo u większości sportowców jego przesądy powodowałyby więcej napięcia i trudnych emocji, niż korzyści. Jemu pomagają, choć nie do końca uznaję go za wzór w tym aspekcie, bo wyjątki potwierdzają regułę. Ja w swojej pracy staram się znajdować źródła takiego napięcia i nad nimi pracować, a nie iść w kierunku przesądów.

To, że Iga wychodzi na kort z słuchawkami na uszach to rutyna, czy przesąd?
To zupełnie naturalna kwestia, mnóstwo tenisistów wychodzi na mecze w słuchawkach, słuchając muzyki. Z jednej strony to pomaga im usłyszeć własne myśli, skoncentrować się, odseparować od świata zewnętrznego. Z drugiej może pomóc utrzymać pobudzenie, które zostało osiągnięte na rozgrzewce. Tak jest również w innych dyscyplinach, w pływaniu zawodnicy potrafią do ostatniej chwili przed startem paradować z słuchawkami na czepkach.

Ma Pani jakiś wpływ na to, czego Iga słucha przed meczami? Pytam, bo czasem zamiast Guns N’ Roses lepiej może podziałać na psychikę np. Ennio Morricone?
Zdarza mi się powiedzieć do niej: „Weź no, wyłącz już też „dżezik” i puść Pearl Jam, albo coś innego”. Mówię to dlatego, że ją znam i wiem w jaki sposób funkcjonuje, czy trzeba ją bardziej pobudzić czy może trochę wyciszyć i zrelaksować. Przede wszystkim to są jednak godziny rozmów po to, żeby sama mogła ocenić czego w danym momencie potrzebuje i sama zdecydować. Przygotowanie mentalne nie polega na tym, żeby robić coś za kogoś i dawać na tacy gotowe rozwiązania. Chodzi o to, żeby dawać i pokazywać różne możliwe „opcje”.

Iga powiedziała ostatnio, że trzeba zerwać ze stereotypem, że do psychologa idzie się tylko po to, żeby rozwiązać jakiś problem. Idzie się również wtedy, kiedy człowiek chce się rozwijać.
To bardzo ważne i bardzo cenne słowa. Po konferencji prasowej, na której to powiedziała, wróciłam do tej kwestii w naszej wewnętrznej rozmowie i bardzo je doceniłam.

Kto stoi za sukcesem Igi Świątek? "To zależy od sportowca, czy osiągnie sukces czy nie, my jesteśmy tylko drogowskazem"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna