Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dla Ani nie ma żadnych barier

Urszula Ludwiczak [email protected]
– Mam to szczęście, że spotykam osoby potrafiące spojrzeć poza moją niepełnosprawność, wejść w relację, odrzucając stereotypowe myślenie – mówi Ania Drabarz. – Tacy partnerzy wręcz zobowiązują do maksymalnego wysiłku.
– Mam to szczęście, że spotykam osoby potrafiące spojrzeć poza moją niepełnosprawność, wejść w relację, odrzucając stereotypowe myślenie – mówi Ania Drabarz. – Tacy partnerzy wręcz zobowiązują do maksymalnego wysiłku.
Ania ma 33 lata. Od zawsze choruje na rdzeniowy zanik mięśni, najcięższego typu.

To choroba nieuleczalna, stale postępująca. Ania nigdy nie chodziła, od dziecka jeździ na wózku. - Ale nie znam innego życia niż to z chorobą, nie mam do czego się porównać, przez co pewnie jest mi łatwiej - mówi.

- Staram się być optymistką, spełniam się w tym, co robię dzisiaj i jestem szczęśliwa.

Aktywności mogłaby jej pozazdrościć niejedna zdrowa osoba. Ania poza pracą zawodową działa w kilku organizacjach, które pomagają innym, pisze pracę doktorską. Nie wyobraża sobie bezczynnego siedzenia w domu. Zaznacza, że nie byłoby to możliwe, gdyby nie mnóstwo ludzi wokół niej. To oni sprawiają, że może dojechać do pracy czy na wykłady, spotykać się z innymi.

Rodzice wspierali od zawsze

Najwięcej zawdzięcza rodzicom, ich upartości, wytrwałości. - Nigdy mnie nie hamowali, nie pytali po co coś robię, ale wspierali, traktowali tak samo, jak dwójkę mego rodzeństwa.

Wiadomo było od początku, że Ania pójdzie normalnie do szkoły, jak każdy siedmiolatek.

- A w 1986 roku, gdy zaczynałam naukę, szkoły wcale nie były przygotowane na niepełnosprawnych uczniów - opowiada Anna Drabarz. - Nie było podjazdów, windy, za to wszędzie schody. Także w mojej podstawówce. Ale rodzice się uparli, że nie chcą dla mnie indywidualnego nauczania. Przekonali do tego nauczycieli.

Rodzice codzienne przywozili Anię na lekcje i pomagali jej pokonywać bariery. Gdy zajęcia odbywały się na piętrze, wnosili i znosili wózek. - Nauka nie sprawiała mi większych problemów. Miałam też grono dobrych znajomych, choć oczywiście były i takie dzieci, które robiły żarty.

Po podstawówce był ogólniak.

- Liceum katolickie - precyzuje Anna. - Tam wszystkie zajęcia odbywały się w jednej klasie, nie było więc problemu z przemieszczaniem się, a do tego, specjalnie dla mnie zrobiono podjazd do szkoły. To przeważyło o wyborze tego ogólniaka, bo dostałam się do trzech szkół. A po maturze zdawałam na prawo. Wydział był jeszcze w trakcie remontu, zajęcia odbywały się w różnych punktach miasta. Nie wszędzie mogłam dotrzeć, kilka przedmiotów zaliczałam eksternistycznie. Dopiero gdy byłam na trzecim roku, na uczelni pojawiły się podjazdy i winda, a byłam wtedy jedyną niepełnosprawną studentką.
Bo ja lubię gatunek ludzki

- Nigdy nie myślałam, jak mnie przyjmą inni, co o mnie pomyślą - opowiada. - Raczej zastanawiałam się, jak zrobić, żeby ktoś mi otworzył drzwi, czy jak przemieścić z jednych zajęć na drugie. Kiedyś obawiałam się, że - ze względu na niepełnosprawność - będę inaczej traktowana przez wykładowców czy nauczycieli, że dadzą mi fory, niezależnie od tego, czy jestem dobra czy nie. Ale te obawy były szybko weryfikowane.

Po studiach, które skończyła z wynikiem celującym, Ania zaczęła naukę w Podyplomowym Studium Prawa Europejskiego. Obecnie przygotowuje pracę doktorską dotyczącą zasady równości w projektach finansowanych przez UE. Ma zajęcia ze studentami z prawa międzynarodowego publicznego.

A od maja 2010 roku pracuje jako doradca prawny w białostockim oddziale Fundacji Pomocy Matematykom i Informatykom Niesprawnym Ruchowo. - Pracę znalazłam z ogłoszenia. Szukano prawnika, bez wskazania, że to ma być osoba niepełnosprawna. Początkowo nie wiedziałam, co to za fundacja, bo ilu też w Białymstoku takich niepełnosprawnych informatyków czy matematyków może być, ale okazało się, że są.

A pomagamy w różnym zakresie wszystkim osobom z orzeczeniem o niepełnosprawności. Przychodzą do nas osoby bez żadnej wiedzy prawniczej, często przez kogoś skrzywdzone czy np. zwolnione bez powodu i dowiadują się, że mogą coś z tym zrobić. Poza tym moja praca opiera się na kontakcie z drugim człowiekiem, a ludzie mnie po prostu fascynują, lubię nasz gatunek. Daje mi to więc bardzo wiele satysfakcji, to obustronna korzyść.

Szczególny sens widzę we wspieraniu takich osób, które muszą "walczyć o swoje miejsce" i swoją godność, nie tylko osób z niepełnosprawnościami. Lubię czuć, że mogę być częścią czegoś pozytywnego. Jestem idealistką, wbrew wszystkiemu wierzę, że zmiana już się dokonuje.

Praca w fundacji to nie wszystko. Ania bierze też udział w konferencjach naukowych, współpracuje z organizacjami naukowymi, prowadzi szkolenia. Działa też w zarządzie Federacji Organizacji Pozarządowych Miasta Białystok i Komisji ds. dostępności przestrzeni miejskiej przy prezydencie miasta Białegostoku.

- To grupa osób, która próbuje walczyć z barierami dla osób niepełnosprawnych w mieście. Jest z tym coraz lepiej, ale jeszcze i tak mamy dużo do zrobienia. Np. projekty finansowane z UE powinny być automatycznie dostosowane dla osób niepełnosprawnych, a bywają z tym problemy. Okazuje się, że gdzieś są trzy schodki bez podjazdu albo szklane schody. A wystarczyłoby poprosić wcześniej osoby z niepełnosprawnością, aby się przeszły po takiej inwestycji i sprawdziły, jakie rozwiązania można wprowadzić.

Ania przyznaje, że zajęć ma tyle, że nie ma czasu na nudę. Brakuje jej też go trochę na przyjemności.

- Lubię muzykę, książki, języki obce (zna angielski, francuski, włoski, hiszpański). Może po obronie będę mogła więcej poleniuchować... - marzy.

Jestem zachłanna na nowe rzeczy

Czasu też trochę brakuje na rehabilitację, bo choroba stale postępuje.

- Ale mam do wyboru albo w pełni wykorzystać swój czas, albo zastanawiać się, jak zatrzymać rozwój choroby, choć gwarancji nie ma - przyznaje.

- Wiem, że trzeba iść do przodu. Mam zadania, które muszę wykonać. Staram się, aby to, co mi nie wychodzi, mnie nie dołowało. Bardzo dużo czerpię od innych ludzi. Myślę, że większe zaskoczenie mogłoby wywołać to, gdybym nie wykorzystywała tych wszystkich szans i okoliczności, jakie napotykam. Działanie stanowi istotę życia. Do tego funkcjonuję w środowisku, które mnie inspiruje, napędza, czyni mnie jeszcze bardziej zachłanną na nowe rzeczy. Tak wiele przecież zależy od czasu i miejsca, w którym się znajdziemy, od ludzi, którzy nas otaczają.

To właśnie ci ludzie, którzy otaczają Anię, zgłosili ją do tegorocznej edycji konkursu "Człowiek Bez Barier", organizowanego przez Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji. Konkurs promuje osoby z niepełnosprawnością, których zaangażowanie i aktywna postawa społeczna motywują innych do przełamywania barier w życiu codziennym. Ania jest półfinalistką tegorocznej edycji. Aby zdobyła nagrodę internautów, trzeba na nią głosować na stronie www.niepelnosprawni.pl.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna