Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Długa batalia o dziecko

Maja Warakomska
- Budzę się rano i ogarnia mnie rozpacz. Zdaję sobie sprawę, że jej przy mnie nie ma. Mieszkanie wydaje się takie puste - mówi Anna Drejer i pokazuje na pokój. Kolorowe domki dla lalek stoją obok roweru opartego o ścianę. Na stole rozłożone zdjęcia. Uśmiecha się z nich jasnowłosa dziewczynka. Macha do obiektywu na tle jeziora, łąki lub świątecznie udekorowanej choinki. Jej matka Karolina Drejer drżącymi rękoma przegląda fotografie. Po chwili wybucha płaczem.

- Wróciłam z Anglii specjalnie, by zobaczyć córeczkę. Ale jej ojciec nie chce mi na to pozwolić. Już nie zliczę, ile odbyłam z nim rozmów i kłótni telefonicznych na ten temat. Prosiłam, by dał mi z Oleńką przynajmniej porozmawiać. Właściwie nawet nie wiem, czy ona żyje. Jeździłam w nocy pod jego dom, ale światła były pogaszone - głos kobiety łamie się co chwilę.
Dwa lata temu wyjechała "za chlebem’’ do Anglii. W Polsce zostawiła pięcioletnią wówczas córkę Olę. Opiekować się nią miała właśnie Anna Drejer, czyli babcia. Ponieważ ta ostatnia nie pracowała, łożyć na utrzymanie swojego dziecka musiała matka. Szybko znalazła legalne zatrudnienie w zakładach mięsnych i od tej pory, co miesiąc, przesyłała rodzinie w kraju pieniądze. Za nie dziewczynka chodziła do przedszkola i na zajęcia dodatkowe, takie jak lekcje angielskiego i kurs tańca. Z córką utrzymywała regularny kontakt telefoniczny. Kiedy tylko tamtejszy pracodawca jej pozwalał, wracała, choć na kilka dni. Dla Oli było to prawdziwe święto, pomimo że takie wizyty rzadko kiedy pokrywały się w czasie ze świętami Bożego Narodzenia czy Wielkanocy. Jak stwierdzili później badający ją psycholodzy, dziecko idealizowało matkę.
Anna Drejer zżyła się z wnuczką. Odprowadzała ją do przedszkola, miały określoną porę posiłków, spacerów i zabaw.
- To się skończyło wraz z wyjściem z więzienia jej ojca - dodaje z przekąsem.
Marcin przyznaje, że miał trudne dzieciństwo. Nie ominęły go również potyczki z prawem. Za przestępstwo gospodarcze trafił za kratki. Twierdzi, że odsiedział swoje, a własnym dzieciom chciałby zagwarantować godne warunki życia. Wynajął przestronne, nowoczesne mieszkanie. Ułożył sobie życie osobiste i stosunki z sąsiadami. Związał się z Olgą, pierwszą miłością, z którą ma syna. Nie ma stałej pracy, ale mówi, że jest zaradny. Choć mógł, nie chciał stabilizacji bez córki. Dlatego po opuszczeniu zakładu karnego, starał się widywać ją jak najczęściej.
- Owszem, początkowo jej babcia zezwalała na takie kontakty, ale nie trwało to długo. Myślę, że zauważyła, jak Ola się do mnie przyzwyczaiła i to ją zaniepokoiło. Zabierałem córkę na wycieczki, kupowałem jej prezenty, więź między nami się pogłębiała, co potwierdziło też późniejsze badanie psychologiczne - podkreśla.
Anna Drejer przegrała sprawę o opiekę nad wnuczką. W tym roku sąd postanowił oddać dziecko ojcu. Powołani na tę okoliczność psycholodzy orzekli, że najgłębsza więź emocjonalna łączy babcię z wnuczką, ale ojciec mógłby w przyszłości przejąć nad nią pieczę.
- Gdzie była Karolina, kiedy zawieszano jej prawa rodzicielskie - pytają Marcin i jego partnerka Olga.
Kiedy rozmawiamy, do pokoju wchodzi Ola. Jest bardzo podobna do taty, ale duże, brązowe oczy ma po mamie. Nieśmiało wyznaje, że w przyszłości chciałaby zostać piosenkarką. Koniecznie chce zobaczyć podpatrzony wycinek z "Gazety Współczesnej’’ ze zdjęciem matki. Marcin pospiesznie chowa go do kieszeni. Przystaje na naszą propozycję zdjęcia z córką.
- Pokażemy wszystkim, że żyjesz - namawia.
Jednak Ola nie chce być fotografowana. Zgadza się dopiero podczas zabawy z kuzynkami. Dzieci, oprócz swoich pokojów, mają też wspólne pomieszczenie, gdzie mogą się bawić. Jest tu sporo rzeczy, które Marcin przywiózł im ze swoich krótkich pobytów w Niemczech. Klocki, gra telewizyjna, nawet nieduży basen, w którym dziewczynki kąpią lalki. Mimo to, ponad tydzień temu wybrał się do Anny Drejer po rzeczy córki. Gorzko tego pożałował. Jak opowiada, doszło do ostrej wymiany zdań, a on sam został uderzony workiem z książkami.
- Ta kobieta zaczęła wykrzykiwać do Oli, by uciekała. Jakbym był jakimś zagrożeniem dla własnego dziecka. To raczej ja obawiam się ciągłych wizyt Karoliny z policją - nie kryje żalu Marcin.
Po powrocie z Anglii, matka bardzo chciała zobaczyć swoją córkę. Wystąpiła o sądowy nakaz i go dostała. Nie był prawomocny, ale zawierał klauzulę natychmiastowej wykonalności. Pod domem swojego byłego partnera kilkakrotnie pojawiła się z funkcjonariuszami policji. Marcin odmawiał oddania dziewczynki.
- A jej babci nie wpuszczę na pewno. Po ostatnim incydencie nie mam do niej zaufania. Karolinie mogę pozwolić zobaczyć się z Olą. Oczywiście, jeśli nie będzie zachowywała się agresywnie. Boję się oddać Olę pod jej opiekę, bo podejrzewam, że mogłaby chcieć ją wywieźć do Anglii - dodaje po chwili zastanowienia ojciec siedmiolatki.
Jego przyjaciółka Olga potwierdza, że nie mają nic przeciwko temu, by matka zobaczyła się z córką. Marcin zapewnia, że gdyby Karolina zdecydowała się na stałe pozostać w Polsce, to oficjalnie wyznaczyliby spotkania. Póki co, ma do niej pretensje.
- Obie kobiety przyjeżdżały pod nasze mieszkanie. Karolina krzyczała i kopała drzwi. Ona pojedzie sobie za granicę, a my zostaniemy tutaj z nadszarpniętą opinią - Olga podsumowuje krótko.
Marcin na razie nie widzi możliwości, by dogadać się z drugą stroną. Czuje się szykanowany, a sam twierdzi, że wszystko co robi, robi dla dzieci. Nawet swój pobyt w więzieniu uważa za konsekwencję starań o lepszy byt dla córki.
Fatalne zauroczenie
Z Karoliną związał się mając zaledwie siedemnaście lat. Wspomina to uczucie jako młodzieńcze zauroczenie. Z naiwności musiał się szybko otrząsnąć, gdy dowiedział się o ciąży swojej dziewczyny. Musiał nagle nauczyć się zarabiać pieniądze, bo bez tego zostaliby bez środków do życia, za to z dzieckiem. Przyspieszony kurs dorosłości przepłacił wyrokiem za przestępstwo gospodarcze. Teraz nie chce wdawać się w szczegóły, ale podkreśla, że robił to, by jego ciężarna dziewczyna miała z czego żyć.
Karolina swoje uczucie uważa dziś za błąd. Twierdzi, że przez Marcina była bita. Zarzuca mu nadmierną zazdrość i znęcanie się psychiczne. On zdecydowanie odpiera takie zarzuty. Ostatecznie wrócił do Olgi, z którą zna się od dzieciństwa. Chcą razem wychowywać swojego syna. Marcin ma dziś dwadzieścia pięć lat, ale czuje się przygotowany do roli ojca. Żałuje tylko, że z jego strony doszło do złamania prawa. Tym bardziej że była dziewczyna okazała się niewdzięczna.
Ze względu na Olę nie wyklucza dogadania się z Karoliną. Szczególnie w kwestii opieki nad wspólnym dzieckiem. Na razie nie mają najlepszego kontaktu. Są to głównie rozmowy telefoniczne, kilka z nich Marcin nagrał. Jak twierdzi, na dowód niebywałej bezczelności Karoliny. W jednej z nich proponuje jej, by zobaczyła córkę, a ona odpowiada mu, że dziecko nie jest małpą, by je oglądać. Ona chce ją zabrać do domu.
Marcin śmieje się z takiej "propozycji"’. Pokazuje swoje mieszkanie i zapytuje, czy Ola miałaby lepiej w starej kamienicy przy ul. Kościuszki. U niego ma swój pokój i telewizor, piękne zabawki i dostęp do komputera.
Niski budynek, w którym mieszkała Anna Drejer z wnuczką, za dwa lata ma zostać wyburzony. Zakład Gospodarki Komunalnej będzie musiał przyznać kobiecie mieszkanie komunalne.
- Owszem, mogłabym przeznaczyć pieniądze otrzymywane od córki na czynsz za mieszkanie w nowym bloku. Ale nie wiem, czy wtedy byłoby mnie jeszcze stać na opłacenie przedszkola i dodatkowych zajęć. Za najwyżej dwa lata dostanę swoje lokum. Wiem, że to aktualne nie jest może najlepsze, ale urządziłyśmy się tutaj. Poza tym wcale nie uważam, że korzystanie z komputera w tym wieku, szczególnie bez nadzoru, może przynieść jakieś korzyści - tłumaczy Anna Drejer.
Prezentów nie chciała
Marcin nie ukrywa, że chciałby od Karoliny otrzymywać alimenty, skoro wychowuje ich dziecko. Uważa to za uczciwe rozwiązanie, skoro sam wcześniej byłą dziewczynę utrzymywał. Dziwi to tylko babcię Oli. Twierdzi ona, że na rozprawie sądowej zarzekał się, że żadnych pieniędzy nie chce, bo stać go na dziecko. Widocznie w krótkim czasie zmienił zdanie i… przedszkole.
Karolina w pierwszych dniach po powrocie do rodzinnego miasta szukała córki w różnych miejscach. Także w placówce, do jakiej ją zapisała. Ku jej zdziwieniu, nikt tam nie widział dziewczynki od jakiegoś czasu. Jej ojciec tłumaczy, że Ola przyszła do niego i sama poprosiła, by przeniósł ją do przedszkola, do którego chodzi jej koleżanka. Na decyzje wpłynęły też gorączkowe poszukiwania matki.
- Zawsze mogła ją z tego przedszkola po prostu zabrać. Uznałem, że to ryzykowne. Karolina za tydzień wraca do Anglii. Na takiej osobie nie polegam - kwituje Marcin.Kilka dni temu, po naradzie ze swoim adwokatem, przystał na usilne prośby matki. Olę wydał jej, wedle nakazu, do 19 marca. - Wtargnęły do mojego domu. Nie chciałem, żeby rozpętała się jeszcze gorsza awantura.
Karolina doczekała się wreszcie spotkania z córką. Ola nie chciała nawet rozpakowywać prezentów, które na nią czekały. Nie mogła nacieszyć się rodziną. Dopiero na drugi dzień mama zabrała ją na zakupy i opłaciła kolejny miesiąc w przedszkolu. W tej chwili nie przejmuje się już tym, co na jej temat ma do powiedzenia Marcin. Zajmuje się odzyskanym dzieckiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna