Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom opieki nie musi być umieralnią

Ewa Bochenko
Pan Eugeniusz rzeźbił od dawna. W Dzięciołówce zaczął też malować. Sam wykonał 91 sztachetek do płotu okalającego ogród domu gościnnego.
Pan Eugeniusz rzeźbił od dawna. W Dzięciołówce zaczął też malować. Sam wykonał 91 sztachetek do płotu okalającego ogród domu gościnnego. E. Bochenko
Podopieczni Domu Gościnnego w Dzięciołówce to prawdziwi artyści.

Założenie było takie, by ten dom był tylko tymczasowym miejscem pobytu dla osób wymagających opieki, stąd też nazwa Dom Gościnny. I zdarza się, że nasz dom jest tylko krótkim przystankiem dla naszych podopiecznych. Niestety, tak się dzieje bardzo rzadko - zaczyna Jadwiga Borsuk, która 20 lat temu otworzyła dom opieki w Dzięciołówce, w gminie Korycin. Niektórzy podopieczni są w nim niemal od początku, po 16-18 lat. Aktualnie mieszka tu 30 osób.

Wszędzie są Obrazy, Anioły, lalki...

Kiedy wchodzimy na teren Domu Gościnnego w Dzięciołówce, trudno oprzeć się wrażeniu, że to plac przedszkolny. Tyle tu kolorowych aniołków, motylków i innych gadżetów charakterystycznych dla najmłodszych. Tylko sprzęty siłowe, umieszczone gdzieś pomiędzy kolorowymi ozdobami, zdradzają, że tu na pewno nie bawią się dzieci... W głębi podwórka pasą się kucyki, a niemal cały ogród od strony ulicy otoczony jest kolorowym płotkiem, na którym każda sztacheta jest inna.

- Kiedy zaczynaliśmy tu naszą działalność, teren ogrodzony był wysoką siatką. Zdjęliśmy ją, ponieważ tworzyła złudzenie zamknięcia, a nie chcieliśmy, by nasi podopieczni czuli się tu jak uwięzieni. Przez długi czas w ogóle nie mieliśmy żadnego ogrodzenia - tłumaczy pani Jadwiga.

Niezwykle przytulne jest też wnętrze Domu Gościnnego. Kolorowe ściany, meble „z duszą”, schludne pokoiki podopiecznych... Wszystko jak w zwykłym domu.

Kiedy przechodzimy dalej, ścian już praktycznie nie widać. Wszystkie bowiem obwieszone są obrazami. Malowideł nie brakuje też w pokojach podopiecznych.

W pokoju, do którego zostałam zaproszona, wyjątkowo obrazów brak. Za to wszędzie jest mnóstwo drewnianych aniołów, a po kątach stoją porozstawiane szmaciane lalki. Wszystko jest dziełem mieszkańców tego osobliwego domu.

Pomysł na utworzenie takiego miejsca był wypadkową kilku zdarzeń: zawodowej pracy właścicielki, jej udziału w projektach związanych z opieką nad chorymi, a także rozmaitych wyjazdów studyjnych.

- To były wczesne lata 90-te, początki kapitalizmu. W czasie projektu, w którym brałam udział, jeździliśmy po całej Europie przyglądając się tam funkcjonowaniu takich ośrodków - wspomina pani Jadwiga.

Właścicielka też tu mieszka!

- Odradzano mi zakładanie takiego ośrodka - przyznaje Jadwiga Borsuk. - Tłumaczono, że w Polsce to się nie uda, ponieważ u nas wciąż panuje model rodziny wielopokoleniowej. Mimo to postanowiłam spróbować, bo zdawałam sobie sprawę, że - mimo stereotypów i przyzwyczajeń społecznych - takie miejsce jest potrzebne.

Przyznaje, że na początku łatwo nie było. Najpierw bowiem był tu tylko jeden podopieczny, a potem zaledwie trzech. Teraz miejsca w Dzięciołówce szukają nie tylko potrzebujący z regionu, ale i z całej Polski, a nawet i Europy. - Opiekowaliśmy się i Ormianką, i Francuską - wylicza pani Jadwiga.

I dodaje, że od początku zakładała, że stworzy potrzebującym ludziom dom, a nie ośrodek, więc 30 podopiecznych to maksymalna liczba, by udało się zachować pozory rodzinnego domu. Przyznaje, że stworzenie takich warunków nie jest łatwe. Ale, aby to było jak najbardziej możliwe, Dom Gościnny stał się również jej domem.

- Zamieszkałam tu razem z mężem i córką Ewą. Wspólnie prowadzimy dom. Jesteśmy 24 godziny na dobę na miejscu. Dzięki temu natychmiast możemy reagować, gdy coś się dzieje - wyjaśnia pani Jadwiga.

O tym, że udało im się osiągnąć założony cel może świadczyć fakt, że podopieczni nazywają to miejsce swoim domem.

- Staramy się stworzyć tu takie warunki, aby osoba, która do nas przychodzi, czuła się dobrze. Jeśli lubiła gołębie - sprowadzamy jej gołębie, jeżeli całe życie zajmowała się końmi - szukamy alternatywy i stąd właśnie kucyki w naszym ogrodzie - śmieje się Ewa Kloza, córka pani Jadwigi.

I dodaje, że przy domu był też cudowny ogród, ale, niestety, osoba, która go pielęgnowała - odeszła. Na razie zaś nie ma chętnego następcy do przejęcia jej dzieła, a właścicielki nikogo do niczego zmuszać nie chcą. No, może poza rozwijaniem twórczości.

Pan Eugeniusz to podlaski Nikifor

- Jesteśmy na malutkiej wsi. Aby nasi podopieczni mogli uczestniczyć w życiu poza granicami domu, musiałyśmy znaleźć na to sposób - mówi pani Jadwiga.

Tak zrodziła się drużyna piłkarska, teatr i wyłoniło się kilku artystów. Jednym z nich jest pan Eugeniusz. Góral z Wałbrzycha. Do Dzięciołówki trafił 3 lata temu, po udarze.

- Niedaleko mieszka moja córka, to ona zaproponowała mi to miejsce. Nie żałuję tej decyzji, ale tęsknię za górami i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze tam wrócę - mówi pan Eugeniusz.

Na południu Polski pracował jako przewodnik górski, w Polskim Towarzystwie Turystyczno- Krajoznawczym. Był też rzeźbiarzem. Chwali się, że potrafił wydłubać w drzewie prezent zaledwie w kilka godzin. Swoje dłuta przywiózł też na Podlasie, ale tu nie ma z czego rzeźbić. Ma za to wszystko, co potrzebne, by malować. W Dzięciołówce nazywany jest podlaskim Nikiforem.

- Bo jego prace przypominają te słynnego artysty - tłumaczy pani Jadwiga.

Obrazy pana Eugeniusza objechały już wiele wystaw. Wystawiane były w tylu miejscach, że pani Jadwiga, a nawet sam pan Eugeniusz nie są w stanie wszystkich wymienić. „Podlaski Nikifor“ przyznaje, że najbardziej lubi malować krajobrazy. Jego dziełem jest też niezwykły, kolorowy płotek okalający posesję domu. - Któregoś dnia przyszła do mnie Ewa i poprosiła, bym na 91 deseczkach namalował coś innego... To namalowałem - mówi ze śmiechem pan Eugeniusz.

Pani Basia maluje jedwabne apaszki

Pani Basia w Dzięciołówce mieszka od 16 lat. Trafiła tu będąc w ciąży. Jednak jej stan zdrowia nie pozwolił na wychowywanie córeczki. Ale Basia bardzo za nią tęskni i chciałaby się z nią kiedyś zobaczyć.

W Domu Gościnnym jest ona nie tylko podopieczną, ale też została tu zatrudniona jako sprzątaczka. - Po remoncie domu podwyższyliśmy opłaty. Basia nie mogła opłacić pobytu, więc zaczęliśmy szukać rozwiązania. I wpadliśmy na pomysł, by ją zatrudnić. To była bardzo dobra decyzja - podkreśla pani Jadwiga.

Basia maluje jedwabne apaszki, batiki i obrazy. Za jeden dostała nawet główną nagrodę w konkursie. - A nigdy wcześniej nie zajmowałam się pracami plastycznymi. Dopiero tutaj zaczęłam. Bardzo to lubię i cieszę się, że komuś się to podoba - podkreśla rozpromieniona Basia.

Pani Zosia ma Alzhaimera i przygotowuje wystawę

Pani Zosia, emerytowana laborantka z Hajnówki, w Dzięciołówce mieszka pół roku. Ma chorobę Alzhaimera. Zawsze lubiła robienie na drutach i szydełkowanie. Pani Ewa zauważyła jej zdolności i zaproponowała, by spróbowała stworzyć coś na papierze. Spodobały się jej pastele. Nim dokończy obraz, kilka razy do niego wraca, by nanosić poprawki i nowe elementy, Kwiaty w jej wykonaniu są tak piękne, że doczekały się wystawy. Już w tym miesiącu będzie można je oglądać w Centrum Wystawienniczo-Konferencyjnym Archidiecezji Białostockiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna