Ognisko koronawirusa w Domu Opieki Senioralnej Dwa Serca w Śniadowie zaczęło się rozwijać 23 października, kiedy jedna z podopiecznych poczuła się tak źle, że trzeba było zawieźć ją do szpitala.
Przeczytaj też: Koronawirus - Białystok i woj. podlaskie - RAPORT
- Zajechałem karetką z jedną z podopiecznych do szpitala, bo potrzebowała pomocy. Zrobiono jej test PCRP i wynik okazał się pozytywny – mówi Marek Puchalski, wiceprezes fundacji Dwa Serca. - Ja też już wcześniej miałem objawy, ale uważałem, że to zwykła grypa. Kobietę przebadano i odesłano z powrotem do ośrodka.
Dzień później Puchalski zgłosił sprawę do sanepidu, a 25 października przekazał listę osób do wymazów.
- Po zgłoszeniu do sanepidu powiedziano nam, że wymazy mogą zostać zrobione tylko osobom objawowym. Jako kierownik placówki wytypowałem te osoby. Ja miałem objawy, jedna z pracownic oraz siedmioro podopiecznych.
Na wyniki dyrekcja placówki czekała sześć dni. 31 października okazało się, że wszystkie próbki są pozytywne. W sumie na 15 podopiecznych osiem osób miało stwierdzonego koronawirusa.
- Przez cały ubiegły tydzień mieliśmy tu koszmar. Osoby, które nie były objawowe wcześniej, też zaczęły chorować. Nikt nie chciał im zrobić testów. Nie mieliśmy znikąd pomocy medycznej, a osoby były w naprawdę ciężkim stanie – mówi Marek Puchalski.
Do domu opieki przyjeżdżało jedynie ratownictwo medyczne, które wspierało chorych. Ale zabrać ich do szpitali nie mogło.
- Żaden szpital nie chciał przyjąć chorych w tak ciężkim stanie. Ratownictwo medyczne mówiło, że nie ma gdzie ich zabrać, że tu będą mieli lepszą opiekę, bo w szpitalach brakuje miejsc i personelu.
Pielęgniarki zatrudnione przez fundację były w tym czasie na kwarantannach.
- Nie mogłem ich ściągnąć, a nikt nie chciał do nas przyjechać i nam pomóc. Byliśmy skazani sami na siebie.
Dom w Śniadowie przetrwał ten trudny czas. Podopieczni czują się już w miarę dobrze. Ale bilans ubiegłego tygodnia jest tragiczny – cztery osoby zmarły. Obecnie w ośrodku przebywa 10 podopiecznych. Jedna osoba jest w szpitalu. To 53-letnia kobieta, której cudem udało się znaleźć miejsce.
- Karetka godzinę szukała dla niej miejsca w szpitalu. Była w ciężkim stanie. Próbowaliśmy utrzymać jej podstawowe funkcje życiowe – opowiada Marek Puchalski. – Mam nadzieję, że ognisko całkowicie wygaśnie. A opowiedzenie o tym, co przeżyliśmy pomoże komuś i pokaże, jak teraz wygląda walka z pandemią.
Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?