Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dorastał na Syberii,a życie poświęcił wychowaniu młodzieży

W. Falkowski/ T. Szereszewski
Mówił młodzieży, że Polska winna być wolna od zła, którego tak mocno doświadczył
Mówił młodzieży, że Polska winna być wolna od zła, którego tak mocno doświadczył Fot. Archiwum prywatne
Marian Jonkajtys był wzorem dla młodych ludzi nie tylko dlatego, że pełnił funkcję dyrektora i nauczyciela, ale przede wszystkim dlatego, że uczył wiary i poświęcenia odwołując się do swych trudnych doświadczeń.

Niedawno na wieczną wartę odszedł Marian Jonkajtys. Bielszczanie pamiętają go głównie jako dyrektora „Mechaniaków” i opiekuna bielskich harcerzy. Jednak to tylko jeden z ciekawych elementów jego biografii. A już jako dziecko przeżył bardzo wiele.

Rodzina Jonkajtysów zamieszkiwała w Szczuczynie. Ojciec Mariana - Maksym Feliks Jonkajtys - do 1939 roku był kierownikiem miejscowej szkoły powszechnej. Całe życie poświęcił pracy z młodzieżą. Był aktywnym działaczem ZHP. Uczestniczył w pracach miejscowej straży pożarnej i „Strzelcu”.

Ojca zabili, a rodzinę wywieźli na Sybir

22 września 1939 roku, gdy miasto zajęli Sowieci, ppor. rez. Maksym Jonkajtys wraz z innymi oficerami organizował konspiracyjny ruch oporu. NKWD szybko wpadło na trop konspiracji i 15 marca 1940 r. aresztowało 30 działaczy podziemia, a wśród nich ppor. Maksyma. Został on osadzony Łomży i skazany na 8 lat przymusowej pracy w poprawczym obozie. Wolność odzyskał w czerwcu 1941 w wyniku wojny ZSRR z Niemcami i wkroczenia wojsk hitlerowskich. Od razu rzucił się w wir walki podziemnej z niemieckim okupantem. Został komendantem rejonu AK Szczuczyn. Niestety 9 lipca 1941 roku, podczas jednej z akcji, zginął od kul żandarmerii.

Utrata ojca to jednak nie jedyna tragedia 10-letniego wówczas Mariana. Zresztą z ojcem i tak już nie miał kontaktu, bo cała rodzina Jonkajtysów 13 kwietnia 1940 roku została wywieziona do Kazachstanu. Na zsyłkę wysłano żonę Maksyma Felicję wraz z synami - 18-letnim Edwardem, 10-letnim Marianem, 6-letnią córką Józefą oraz 11-letnią Jadwigą - siostrą Felicji.

Wszyscy zostali wyrwani przez żołdaków NKWD z nocnego snu. Felicja zabrała ze sobą jedynie trochę odzieży i żywności oraz maszynę do szycia. Całą rodzinę wepchnięto do bydlęcych wagonów, zapełnionymi innymi kobietami i dziećmi. W strasznych warunkach ruszyli w nieznane. Podczas transportu brakowało pożywienia, wody i mydła. Od czasu do czasu konwojenci roznosili im gorącą wodę i prawie niejadalną zupę.

7 maja 1940 roku schorowani, zabiedzeni, brudni i zawszeni dotarli do północnego Kazachstanu. Tam nad rzeką Irtysz w obwodzie Pawłodarskim w sowchozie Siewierny przebywali przez 6 lat, skazani na niewolniczą i prawie bez wynagrodzenia pracę.

W tym samym czasie w Kazachstanie przebywała także rodzina Hieronima Jonkajtysa, brata Maksyma, kierownika szkoły w Augustowie, aresztowanego przez NKWD i zamordowanego w nieznanych okolicznościach. Żona zaś z siedmiorgiem dzieci i kuzynką Janiną Hildebrandt pojechała na Wschód.

Mrozy, zawieje, brak jedzenia, odpowiedniej odzieży i obuwia dziesiątkowały setki wygnańców. Dzisiaj trudno sobie uzmysłowić, jak można było w tych strasznych warunkach przeżyć. I wielu w tundrach i śniegach Dalekiego Wschodu pozostało na zawsze. Rodzina Jonkajtysów przetrwała. Głównie dzięki przywiezionej z Polski maszynie do szycia matka zarabiała na chleb. Pomagali jej synowie - Edward pracował na traktorze, a mały Marian był pastuchem, wozakiem i stróżem.

W przeżyciu pomogło im także to, iż znajomi z Polski przesyłali im pieniądze i paczki. Felicja Jonkajtys nawet w tych trudnych czasach zadbała o to, by dzieci nie zapomniały języka ojczystego i nie straciły wiary. Dzięki temu do kraju wrócili umocnieni i przeświadczeni, że nic złego nie może się stać człowiekowi bez woli Boga, a każdy terror musi mieć kres.

Po ponad miesięcznej podróży z nieludzkiej ziemi Felicja wraz z Marianem i Józefą wrócili do rodzinnego Szczuczyna. Syn Edward jako żołnierz generała Andersa powędrował do Anglii, gdzie osiadł na stałe, a Jadwigę los rzucił aż do Nowej Zelandii. Józefa pozostała w Polsce tak jak i Marian.

Poświęcił się kształceniu młodych

Marian po ukończeniu szkoły podstawowej aktywnie uczestniczył w pracach drużyny harcerskiej im. św. Jerzego w Szczuczynie (od tej chwili z harcerstwem związał się na zawsze). Po szkole średniej pracował w Szkole Zawodowej w Ełku, był tam też instruktorem ZHP.

W 1970 roku przyjechał do Bielska. Tu wraz z żoną Wandą (pracownicą służby zdrowia) i dwójką dzieci - Anią i Pawłem, mieszkał aż do emerytury. W latach 1970-1985 był dyrektorem Zasadniczej Szkoły Zawodowej. Za czasów pełnienia przez Mariana Jonkajtysa funkcji dyrektora szkoły nastąpił szybki rozwój „Mechaniaków”. Powstały nowe warsztaty, nowe kierunki nauczania, a ich absolwenci szybko znajdywali pracę.

Jonkajtys wykorzystał też bagaż doświadczeń harcerskich. Zaraz po przyjeździe do Bielska włączył się w organizuję pierwszych drużyn harcerskich. Pod jego okiem powstał szczep harcerski. A w 1974 roku pierwsza w powiecie bielskim Harcerska Drużyna Wodna. Na jej bazie w szkołach tworzyły się kolejne drużyny wodniackie. Miejscem ich wypoczynku i szkoleń do dziś jest własna stanica wodna w Rydzewie nad jeziorem Niegocin.

W latach 1969-1984 Jonkajtys był członkiem Chorągwianej Komisji Rewizyjnej Chorągwi ZHP w Białymstoku. Utrzymywał ścisły kontakt z matką „Rudego” (znanego z akcji pod Arsenałem) - Zdzisławą Bytnar oraz jej córką. Co roku 26-30 marca w rocznicę Akcji pod Arsenałem spotykał się z nimi na grobach bohaterów.

Nawet po przejściu na emeryturę Jonkajtys pozostał pełen werwy. Był aktywnym członkiem Koła Związku Sybiraków. Zawsze chętnie uczestniczył w spotkaniach z dorosłymi i młodzieżą. Prezentował swoją poezję i opowiadał o wojennej przeszłości swojej rodziny. W swych zbiorach z wielkim pietyzmem przechowywał pamiątki z zesłania. Wśród nich były trzy modlitewniki, które jego rodzina zabrała do Kazachstanu i razem z nią wróciły do Polski oraz mały pamiętnik z wpisami z roku 1940. Przechowuje również drewniany tłuczek, który służył do młócenia kłosów zbóż, zebranych ukradkiem z sowchozowego pola. Wspomnienia o tragicznych losach opisał w wierszach. Jest w nich wszystko: wywózka - niszcząca całe dotychczasowe życie, doznana nienawiść - że jest się Polakiem.

Marian odszedł na Wieczną Wartę 19 lutego bieżącego roku. Żył długo - 87 lat.

23 lutego w Szczuczynie w kaplicy pw. św. Jana Pawła II odbyły się uroczystości pogrzebowe. W ostatniej drodze Zmarłego uczestniczyła 13 osobowa delegacja z Bielska, ze szkoły w której pracował wraz z obecnym dyrektorem Romualdem Margańskim, pocztem sztandarowym. Spoczął na cmentarzu w Szczuczynie obok żony Wandy. Nad jego trumną pochyliły się sztandary Sybiraków, szkoły, harcerzy. Żegnała go orkiestra miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej, koleżanki i koledzy z bielskiej szkoły, przyjaciele, rodzina.

- Był niezwykle skromnym człowiekiem, aktywnym, życzliwym - wspominał go Leszek Karbowski, emerytowany dyrektor Zespołu Szkół nr 1 im. Marszałka J. K. Piłsudskiego w Bielsku Podlaskim. -We wszystkim, co robił,, pozostawiał jakby cząstkę siebie. Przez wiele lat mieszkaliśmy obok siebie. Dużo się od niego, my jako szkoła, nauczyliśmy.

- Jedź prosto do Nieba, jako Sybirak, bo praw tych nabyłeś - tymi słowy żegnał swojego przyjaciela Jerzy Szymanowski, Sybirak, który wspólnie z Marianem został wywieziony do północnego Kazachstanu. -Wtedy miałem zaledwie dwa tygodnie i pod nieobecność pracującej matki byłem często pod jego opieką.

Pochowany został w mundurze harcerskim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna