Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr. hab. Lucyna Ostrowska: Drożdżówka w sklepiku nie uczy dobrego jedzenia

Rozmawiała: Urszula Ludwiczak
- To, co dziecko je, w głównej mierze zależy od tego, czego nauczono go w domu i w szkole - mówi dr hab. Lucyna Ostrowska.
- To, co dziecko je, w głównej mierze zależy od tego, czego nauczono go w domu i w szkole - mówi dr hab. Lucyna Ostrowska. Andrzej Zgiet
Rozmowa z dr. hab. Lucyną Ostrowską, kierownikiem Zakładu Dietetyki i Żywienia Klinicznego UMB.

Ministerstwo Zdrowia szykuje kolejne zmiany przepisów, dotyczących sklepików szkolnych. Od września będzie można w nich sprzedawać nie tylko owoce, warzywa, sałatki i surówki, mleko i produkty mleczne czy zbożowe produkty śniadaniowe, ale też wprowadzono kanapki i drożdżówki. To dobra zmiana?

Kanapki to dobre rozwiązanie. To, że mogą być robione także z białego pieczywa, może nie jest najlepsze, ale w ofercie ma być też pieczywo ciemne, pełnoziarniste. Uczeń będzie miał wybór. Kanapka jest lepszym rozwiązaniem niż słodycze.

Nie do końca jestem natomiast przekonana co do pieczywa półcukierniczego i cukierniczego, które będzie mogło być sprzedawane, jeśli spełni określone kryteria, dotyczące zawartości cukru, tłuszczu i soli. Drożdżówka nie jest nauką dobrego jedzenia. Poza tym nie wiem, czy producenci łatwo dostosują się do tych norm i będą robić takie drożdżówki, jakie będą nakazane przepisami. Dlatego pieczywo cukiernicze jest w sklepikach niepotrzebne.

W sklepikach mają też być bez ograniczeń sprzedawane soki owocowe i warzywne. Ja nie jestem jednak zwolennikiem picia z kartonów soków, które są dosładzane, z fruktozą owocową. To nie jest nic dobrego.

Do sklepików ma też wrócić kawa.

Małe dzieci nie powinny pić kawy. To jest dla nich szkodliwe. Wiem, że nauczyciele skarżyli się, że nie mogą pić kawy w pracy, ale oni mogą ją sobie zrobić w pokoju nauczycielskim.

Tak samo dla dzieci niewskazana jest mocna herbata. Mogą za to pić herbaty ziołowe, owocowe, napoje mleczne.

Obowiązujące od września ub.r. przepisy dotyczące tego, co można sprzedawać w sklepikach i zasad przygotowywania posiłków w szkolnych stołówkach, budziły wiele emocji. Ale miały one nauczyć dzieci zasad zdrowego odżywiania. Czy przez te kilka miesięcy uczniowie rzeczywiście zmienili nawyki?

Trudno powiedzieć, trzeba by było zrobić badania.

Wiem natomiast, jak to wyglądało we wrześniu. Obok naszego zakładu jest szkoła i obserwowałam, co się tam działo. Byłam przerażona tym, co robili rodzice, którzy donosili „zakazane” jedzenie dzieciom i podawali je im przez płot. To było nieporozumienie. W tych przepisach nie chodziło o to, aby zabrać dzieciom sól i cukier, ale pokazać, że tak trzeba. Skoro w domu młodzi ludzie nie są uczeni tych zasad, to szkoła miała ich nauczyć, jak zdrowo się odżywiać.

Początkowo słyszałam też od uczniów, że noszą ze sobą solniczki czy cukierniczki. Teraz tego nie robią. Ale rzeczy, które im smakują, kupują po prostu w pobliskich supermarketach.

Czy to nowe rozporządzenie coś zmieni?

Wszystko zależy od tego, jak to będzie realizowane, od tego, czy sklepikarze dostaną czas na przygotowanie się do zmian.

Te zmiany to rozszerzenie tych, które weszły w życie we wrześniu ub.r., rozwinięcie asortymentu artykułów, które mogą wejść do sklepików. Jeśli zmiany znowu wejdą za późno, będzie to samo co wtedy. Poprzednio ani sklepiki, ani dyrektorzy szkół nie byli przygotowani. Panowała panika, nikt nie czytał przepisów, bezpieczniej było zamknąć sklepiki i nie stosować ani soli, ani cukru. A przecież w rozporządzeniu było napisane, że trzeba solić i słodzić, ale spełniać określone normy.

To rozporządzenie powinno pokazywać, co dziecko powinno jeść, w ramach profilaktyki i nauki. A co dziecko je, w głównej mierze zależy od tego, czego nauczono go w domu i w szkole.

Jednak wielu rodziców rano nie ma czasu, aby zrobić dziecku do szkoły kanapkę i idzie na łatwiznę, dając mu pieniądze. A wiadomo, że dziecko kupi sobie wtedy słodycze.

W szkole dotychczas też niczego nie uczono. Skrócono przerwy, przez co dziecko nie mogło zjeść regularnie posiłku, nie ma miejsc, gdzie może zjeść - na przerwie dostępny jest tylko korytarz, bo do sal można wchodzić tylko na lekcje. W szkołach nie uczy się też zasad dobrego jedzenia, nauczyciele dotychczas nie byli zainteresowani prowadzeniem akcji typu „Szklanka mleka”.

Dlatego wprowadzanie dobrych nawyków w szkole jest chlubne. Dobrze, że ktoś znowu do tego usiadł, bo do szkół zaczęły wracać różne niezdrowe produkty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna