Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat dziewczyny! "Opublikuje twoje nagie zdjęcia jeśli...."

Izabela Krzewska [email protected]
Termin "stalking”  wywodzi się z języka angielskiego i oznacza "podchody” lub "skradanie się”. Niegdyś określało obsesyjne podążanie fanów za gwiazdami filmowymi Hollywood, dziś – jakiekolwiek formy osaczania kogoś i złośliwego nagabywania.
Termin "stalking” wywodzi się z języka angielskiego i oznacza "podchody” lub "skradanie się”. Niegdyś określało obsesyjne podążanie fanów za gwiazdami filmowymi Hollywood, dziś – jakiekolwiek formy osaczania kogoś i złośliwego nagabywania.
- Myślisz, że okręcisz mnie wokół palca i zostawisz? Grubo się mylisz! Postaram się, żebyś mnie bardzo mocno znienawidziła. - sms-y o takiej treści otrzymywała Julita z Białegostoku, jedna z ofiar nagabywania przez nachalnego wielbiciela. Takich jak ona, są tysiące.

Nie chcą przyjąć do wiadomości, że ich partnerka odchodzi. Wysyłają nawet po kilkadziesiąt sms-ów i e-maili dziennie. Wyznają miłość, a jak to nie skutkuje, grożą, wystają pod drzwiami i śledzą, obrzucają niechcianymi prezentami. Stalkerzy - bo o nich mowa - zamienili w koszmar życie niejednej kobiety. To one najczęściej padają ofiarą natarczywych adoratorów.

Ale i na nich przyszedł czas. Od poniedziałku w życie weszły nowe przepisy kodeksu karnego, zgodnie z którymi stalkerom grozić będzie więzienie do 3 lat, a jeśli ofiara ze strachu targnie się na swoje życie, nawet do 10.
- Do tej pory zachowanie o charakterze nękania było traktowane jako wykroczenie, za które groziła
maksymalnie kara grzywny (do 1,5 tys. zł - przyp. red.) - przypomina mecenas Agnieszka Zemke-Górecka. - Moim zdaniem to za mało. Fakt ten nie był nawet odnotowywany w rejestrze karalności. Teraz będzie to przestępstwo, co ma znaczenie przy staraniach np. o pracę. Nowe przepisy spełnią rolę prewencyjną.

Żartował, że zamknie ją w klatce
Krzysztof K.: rocznik 1981, 178 cm wzrostu, mechanik z wykształcenia, bezrobotny, mieszka w Białymstoku. On i Marta poznali się dwa lata temu. Między zamężną kobietą a Krzyśkiem nawiązał się romans. Po około 12 miesiącach kobieta zerwała jednak znajomość. Po tym rozpoczęły się kłótnie i wzajemne wyzwiska. Od sierpnia 2010 mężczyzna chodził za Martą, zaczepiał na ulicy, wielokrotnie telefonował, nachodził w pracy.

Analiza bilingów, jakie organy ścigania zleciły na życzenie zastraszanej 31-latki, wskazuje, że K. miał wyraźną obsesję na jej punkcie. Podejrzewał, że znalazła innego. "Zdrady nigdy ci nie wybaczę ani nie zapomnę. Wiem już z kim się spotykasz. Ale ciebie to będzie bardziej boleć niż mnie“ - pisał Krzysiek w jednej z setek wiadomości tekstowych. " Taka jak ty zdarza się raz na milion, dlatego nie umiem przestać cię kochać i nigdy nie odpuszczam. Nawet jakbym poszedł siedzieć to i tak wyjdę i będzie tak samo. Ja nigdy nie rezygnuję i nie wybaczam“ - odgrażał się.

Pokrzywdzona zgłosiła się na policję, rozpoczęło się śledztwo. Mimo postawionych zarzutów, K. nadal kontaktował się z Martą. - Słowa, które wypowiadałem w gniewie, miały ją zranić, a nie wystraszyć - zarzekał się przesłuchiwany Krzysztof K.

W styczniu br. nadal dzwonił do jej domu i pracy. Żądał spotkania, wspólnego spędzania czasu. Szantażował, że opublikuje w internecie jej nagie zdjęcia lub roześle je znajomym. Wszystko to zrobi, jeśli kobieta nie będzie się z nim dalej spotykać.

- Ja od początku mówiłam Krzysztofowi, że mam męża i żeby na nic poważnego nie liczył, a on mówił, ze mnie kocha - opowiadała śledczym pokrzywdzona białostoczanka. - Czasami miał takie głupie żarty, że przyszykował dla mnie klatkę w piwnicy i mnie w niej zamknie.

W pewnym sensie spełnił swoje groźby, bo kobieta we własnym domu czuła się jak w więzieniu. Z okna widziała, jak Krzysztof czai się na nią na podwórzu. Bała się wyjść. - Kiedyś zabrał mi telefon komórkowy. Nie chciał go oddać, szarpał mnie, przydusił do ziemi. Przestraszyłam się takiego zachowania - żaliła się. - Od tego czasu unikałam go.

Krzysztof twierdzi, że telefon chciał tylko przejrzeć, żeby sprawdzić listę kontaktów i to, z kim się spotyka jego ukochana. "A teraz postaram się, żebyś mnie bardzo mocno znienawidziła. Już nigdy nie pozwolę ci się do mnie zbliżyć. Wystarczająco już cierpiałem przez ciebie. Już nikomu nigdy na to nie pozwolę“ - rozgoryczony 30-latek nie ustawał w korespondencji.

Ostatecznie prokuratura sformułowała przeciwko niemu akt oskarżenia. K. odpowie za groźby i zmuszanie Marty do określonego zachowania, za które grożą mu 3 lata więzienia. Pod koniec czerwca stanie przed sądem.

On nie miał litości. Sąd również.
Niemal w tym samym okresie rozgrywał się dramat innej kobiety. "Jadę po ciebie z kosą i oszpecę ci buźkę. Będę to robił najdłużej, jak się da, żebyś krzyczała, żebyś czuła tragiczny ból. A na koniec obsypię ci te rany solą“ - pisał do Julity 21-letni Adrian Z., który nie mógł się pogodzić, że rówieśniczka go "rzuciła".

Poznali się w 2009 r. Już wtedy chłopak nie był niewiniątkiem. Miał już na swoim koncie wyroki za rozboje i pobicia. Czy tego przestraszyła się Julita? Nie wiadomo, ale na pewno stwierdziła, że ten związek nie ma przyszłości. Innego zdania był Adrian. Gdy ta odmawiała spotkania, w wymyślnych groźbach, straszył swoją sympatię okaleczeniem. Zakazał jej też kontaktu z policją. Dziewczyna nie wytrzymała jednak presji i pod namową koleżanki zgłosiła się na komisariat.

Gdy na początku maja 21-latek stanął przed sądem z pustym wzrokiem rozglądał się po sali. Doprowadzili go tam z aresztu policjanci.

Julita usiadła w kącie, w jej pobliżu była mama i brat. Mieli zeznawać jako świadkowie, ale widać było, że przyszli wspierać dziewczynę. Żadne z nich nie chciało zeznawać w obecności Adriana. Jeszcze przed pierwszą rozprawą złożyli o to wniosek do sądu. Na prośbę nastolatki proces odbywał się za zamkniętymi drzwiami.
Zdarzenia, których dotyczy proces, miały miejsce na początku stycznia tego roku. Oprócz gróźb oskarżony usłyszał też zarzut wymuszenia rozbójniczego. Adrian Z. domagał się bowiem od byłej dziewczyny 200 złotych... na jedzenie. Gdy ona odmówiła, straszył ją dalej:

"Wiem, gdzie pracujesz. Wiem, gdzie mieszkasz. Nie bądź zdziwiona, jak ktoś cię odwiedzi. Jestem chłopak bez serca i nie mam litości. Suk..., już jesteś skończona" - groził Julicie.

Ale i sąd nie miał litości dla Adriana. Pod koniec maja wymierzył mu karę 3 lat pozbawienia wolności.

Imiona pokrzywdzonych zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna