Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramat małego Kubusia

Michał Modzelewski [email protected]
M. Modzelewski
Diagnoza zburzyła radość.

Szczęśliwe zakończyła się dramatyczna historia dziesięciomiesięcznego dziś Kuby Cieślika z Łomży. Zaledwie w kilkanaście dni po apelu rodziców cierpiącego na poważną wadę serca chłopca, na jego konto wpłynęło 20 tysięcy euro, niezbędne do przeprowadzenia pilnej operacji za granicą. Operacji, która zupełnie odmieniła jego los, bo Kubuś może teraz rozwijać się jak każdy jego rówieśnik.

Diagnoza zburzyła radość
Ani ciąża, ani poród nie zapowiadały, że chłopczyka i jego rodzinę czeka tak trudna walka z chorobą.
Przez pierwsze miesiące życia malec był zdrów jak ryba, nigdy nawet się nie przeziębił. Dopiero trzy miesiące temu badająca go lekarka usłyszała szmery w jego serduszku. Kubuś trafił do szpitala, a następnie pod opiekę stołecznego Centrum Zdrowia Dziecka.

Zdiagnozowana wada serca okazała się na tyle poważna, że dziecko musiało zostać zoperowane nim skończy roczek. W przeciwnym wypadku groziłaby mu nawet śmierć. Rodzice zaczęli pilne poszukiwania placówki, która podjęłaby się takiego zabiegu.

- Przeszukując internet okazało się, że takiego zabiegu mógłby się podjąć prof. Edward Malec, światowej sławy kardiochirurg dziecięcy - wspomina Dorota Cieślik, mama Kubusia. - Szczęśliwie okazało się, że przyjął nas w Krakowie, gdzie raz na miesiąc przyjeżdża na konsultacje. Kiedy zapoznał się ze stanem synka, stwierdził, że podejmie się operacji, dając zarazem nadzieję, że nasz chłopiec będzie zdrowy.

Schody zaczęły się w momencie, gdy okazało się, że pobyt i zabieg będzie kosztował ponad 20 tysięcy euro. Bartosz i Dorota Cieślik to młode małżeństwo, którego nie było stać na taki wydatek. Kubuś został podopiecznym fundacji "Cor Infantis" opiekującej się dziećmi z wadami serca.

Na naszych łamach historię malutkiego Kuby opublikowaliśmy w połowie stycznia.
Ostatecznie apele o pomoc przyniosły pożądany efekt. W ciągu ledwie kilkunastu dni na konto chłopca prowadzone przez fundację wpłynęła odpowiednia kwota.

- Każdemu darczyńcy pragniemy z całego serca podziękować - mówiła w czwartek uradowana mama. - Podobnie jak naszym wszystkim bliskim, znajomym i przyjaciołom, którzy w tak trudnych chwilach nas wspierali. Nie sposób tak na gorąco próbować wymienić wszystkich, aby nikogo nie pominąć.
Do Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej Uniwersytetu Ludwiga Maximilliana w Monachium rodzina wyjechała pod koniec lutego.

Pobyt na obczyźnie był tym raźniejszy, że państwo Cieślik napotkali tam liczne rodziny z całego kraju, których dzieci trafiły tam na zabieg. Operacja odbywała się rankiem.
- Ależ to były nerwy, te kilka godzin czekania na wieści o operacji mojego jedynego jak dotąd wnuka zapamiętam na zawsze - przypomina sobie Grażyna Cieślik, babcia chłopca.

Będzie normalnie żył
Sam zabieg, rozpoczęty rankiem 28 lutego, trwał cztery godziny. Operujący profesor miał dla oczekujących przed salą rodziców dobre wieści.

Malec jeszcze dwa tygodnie przeleżał w klinice i w tym tygodniu wrócił do rodzinnego domu w Łomży. Rokowania co do jego przyszłości są bardzo dobre.

Wiele wskazuje na to, że jedynym widocznym śladem po dramatycznej historii pozostanie cieniutka blizna na mostku chłopca. Kubuś musi jedynie brać leki i zacząć nabierać wagi. Bo choroba sprawiła, że jego waga wciąż nie przekroczyła jeszcze sześciu kilogramów.

Mimo to sprawia wrażenie pełnego energii, a uśmiech schodzi z jego ust tylko gdy mama na chwilę się oddala.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna